Artykuły

Fall, fell, fallen

O spektaklach "Książę Niezłom" w reż. Julii Pawłowskiej oraz "Zima w czerwieni" w reż. Karolina Kirsz na III Koszalińskich Konfrontacjach Młodych m-Teatr pisze Anna Diduch z Nowej Siły Krytycznej.

Przedostatni dzień Koszalińskich Konfrontacji Młodych rozpoczął się patchworkowym spektaklem "Książę Niezłom" [na zdjęciu] w reżyserii Julii Pawłowskiej. W dalszej części wieczoru pokazano "Zimę w czerwieni" (reż. Karolina Kirsz) na podstawie dramatu Adama Rappa.

Tytułowy książę z pierwszego spektaklu ma na imię Przemek i jest przeciętnym nastolatkiem. Jego dziewczyna zrywa z nim, ponieważ chłopak nie ma pasji i nie jest w stanie zaspokoić jej wygórowanych intelektualnych potrzeb. Przemek boi się wszystkiego: dzwoniącego telefonu, znajomych zaczepiających na ulicy, ale chyba najbardziej przeraża go ów wypomniany brak pasji. Z chęci wykazania się przynajmniej szlachetnością, postanawia wypuścić Żydów, których jego rodzina więzi w piwnicy od czasów II wojny światowej. Za karę sam zostaje zamknięty i w krótkim czasie umiera, a właściwie wyparowuje z nadmiaru cierpienia.

Absurd goni tutaj absurd, a całość przypomina nieprawdopodobne i groteskowe przygody bohaterów serialu "Włatcy móch". Pawłowska miksuje konwencje (niektóre sceny nie są odgrywane, ale opowiadane), mnoży surrealistyczne sceny (np. balet o Janie Pawle II), każe aktorom posługiwać się młodzieżowym slangiem ("idź se poekspić, to ci przejdzie"). Niestety z tej wielości nie powstaje żadna nowa jakość, chyba że jakością nazwiemy tutaj kompletny chaos, jaki panuje na scenie. Historia niezłomnego księcia drażni naznaczoną internetowym kiczem stylistyką i poczuciem humoru rodem z demotywatorów.pl albo kwejka.pl. Jako widzowie także czujemy się demotywowani podczas oglądania tego spektaklu.

Niestety niewiele lepiej wypadło drugie przedstawienie. Adam Rapp napisał dramat po pobycie w Amsterdamie, gdzie jego przyjaciel leczył serce po nieudanym związku. Mówi się, że najlepsze scenariusze podsuwa samo życie. Niestety nie w tym przypadku.

"Zima w czerwieni" posiada wszystkie cechy klasycznego popkulturowego melodramatu: każdy kocha tutaj nieodpowiednią osobę. Dwóch przyjaciół - nieśmiały intelektualista Matt i prostacki karierowicz Davis, wspólnie ucieleśniają wszystkie uwielbiane i znienawidzone przez kobiety męskie cechy. Pomiędzy mężczyznami znajduje się Cristina - wrażliwa kobieta ze skomplikowaną przeszłością.

Reżyserka, idąc tropem amerykańskich komedii romantycznych, postanowiła wzmocnić kluczowe momenty spektaklu anglojęzycznymi piosenkami, tak aby widzowie nie mieli wątpliwości, kiedy należy się wzruszyć lub zadumać. W chwili gdy Matt i Cristina w końcu zaczynają się rozbierać, w tle słyszymy "we are the same". Z kolei w finałowej scenie z animowanym śniegiem, piosenkarz nuci zmysłowym głosem "I'm falling, falling".

I może nawet nie byłoby w tej trywialnej konwencji nic złego, gdyby nie fakt, że całkiem inteligentne i naładowane emocjami dialogi Rappa aktorzy wypowiadają beznamiętnie, jakby ta historia wcale ich nie dotyczyła. W ostateczności kiczowata, ale szczera melancholijność jest chyba lepsza od uczuciowej nijakości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji