To pytanie nie do mnie
"Saragossa. Romans sceniczny na motywach życia i powieści Jana Potockiego" to drugie przedstawienie w odbudowanym Teatrze Narodowym, którego premiera odbędzie się w najbliższą sobotę.
Autorem "Saragossy" i jej reżyserem jest Tadeusz Bradecki. Muzykę do spektaklu skomponował Stanisław Radwan, a scenografię przygotowała Barbara Hanicka. W obsadzie spektaklu znaleźli się m.in. Jerzy Łapiński, Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Krzysztof Gosztyła i Olgierd Łukaszewicz.
PAWEŁ POKORA: Czy pracując w Teatrze Narodowym nie odczuwa Pan presji związanej z jego nazwą?
TADEUSZ BRADECKI: Pytanie, czy teatr ten ma być jedną z kilkudziesięciu scen polskich, czy miejscem wyjątkowym, powinien pan zadać dyrektorowi - Jerzemu Grzegorzewskiemu. Ja po prostu realizuję spektakl, a przymiotnik "narodowy" w niczym mnie nie ogranicza. "Saragossa" to bardzo autorskie przedsięwzięcie.
PP: Czy nowo odbudowany Teatr Narodowy ma już swojego "ducha"?
TB: Dwa i pół miesiąca spędzone tutaj jest zbyt krótkim czasem, żebym mógł autorytatywnie coś na ten temat powiedzieć. Z pewnością architektura, w jakiej odbudowano teatr, przypomina stację moskiewskiego metra, a nie miejsce, do którego chętnie się przychodzi. Natomiast "duch" panujący między ludźmi jest bardzo dobry.
PP: Jak ocenia Pan nowy zespół aktorski teatru? Czy aktorzy są już ze sobą zgrani?
TB: To znów pytanie nie do mnie, ale do dyrektora. W naszym przedstawieniu wszyscy wykonawcy bardzo dobrze ze sobą współpracują. Zresztą "Saragossa" wymaga wytężonej zbiorowej pracy. Mam nadzieję, że efekt tego wspólnego wysiłku będzie widoczny w przedstawieniu.
PP: "Saragossą" znów powraca Pan do Jana Potockiego.
TB: Tak, ale przedstawienie, które zrobiłem przed pięciu laty w Starym Teatrze, było adaptacją sceniczną powieści "Rękopis znaleziony w Saragossie". Natomiast nowy spektakl koncentruje się na osobie autora "Rękopisu...", czasach, w jakich żył oraz dylematach jego epoki, moim zdaniem, współbrzmiących z dzisiejszymi problemami.
PP: Nie rezygnuje Pan z ładunku "teatralności" krakowskiego przedstawienia?
TB: Sądzę, że nie. Chcę zachować momenty komediowe i egzotyczną aurę wynikające z powieści. Jednak ramą konstrukcyjną, w jaką ujęliśmy przedstawienie, jest dzień samobójczej śmierci Potockiego.
PP: Możliwości techniczne nowej sceny chyba kuszą realizatorów?
TB: Są one naprawdę wspaniałe, ale w naszym przedstawieniu nie nastawiamy się na fajerwerki techniczne. Przy kolejnych inscenizacjach tego teatru będzie dużą frajdą zobaczyć tę całą maszynerię w użyciu. Może sam jeszcze kiedyś z niej skorzystam. Gdyby dano mi taką okazję bardzo bym się cieszył.