Artykuły

Sen o powrocie

Spektakl kipiący pomysłami reżysera, bez symbolicznych banałów. Inscenizacyjna gracja pod każdym względem. Warto pójść do Horzycy na "Paternoster" Helmuta Kajzara.

Przedstawienie jest wyzwaniem dla widza, jeśli ten ma czas myśleć, kim jest człowiek naszych czasów. Człowiek, który by żyć albo raczej funkcjonować, musi podciąć swoje korzenie. Inaczej zasklepi się, nie osiągnie nic znaczącego w tym świecie. Pozostanie w swej rodzinnej drewutni w ocalających, prostych więziach, patriarchalnych autorytetach odciskanych paskiem na tyłku, etc. Lepiej jednak zdać się na pokuszenie i wsiąść w samolot. Płaci się za to snem o powrocie.

I tak też zastajemy tu Józia (Jarosław Felczykowski), głównego bohatera dramatu Kajzara, który zaczyna śnić, wspominać, przemierzając pas startowy lotniska. Zdaje się jakby perspektywę jego życia wytyczało oświetlenie tego pasa, malutkie, nie wiadomo gdzie kończące się punkciki, którym nocą trzeba ufać.

I jakoś zaczynamy lubić tę rozdartą postać graną przez Felczykowskiego, spokojnie, bez miałkiej afektacji, persony zagubionej. Wierzymy mu, gdy swoim głębokim, spokojnym głosem opowiada o tych lotniskach, taksówkach, miastach, które mu się już mylą. Oto świadomość, która sięgnęła pewnego kresu i już więcej nie chce. Ale czego? Grać czy żyć? Raczej to pierwsze. Świetna jest scena telewizyjnego wywiadu. Dziennikarka - matka (Ewa Pietras) przeprowadza go z telewizorem, wjeżdżającym na scenę w wózku z supermarketu. W tym gadającym pudle widzimy twarz Józia, odpowiadającą na szablonowe pytania. A dziennikarka popycha sobie wózek w tę i z powrotem znudzonym gestem.

Nagle wszystko się wycisza. Józio wraca do drewutni. Cóż to jednak za powrót, gdy ojcu (Mieczysław Banasik) trzeba dać w łapę, by przekroczyć próg domu. I tu kolejna godna uwagi postać. Ojciec, Wielki Patriarcha, chodzący mit o życiu spełnionym. Mieczysław Banasik z wyczuciem pokazuje odcienie tej postaci, wyciśnięte w świadomości Józia. On nie gra jakiejś tam osoby, on gra wyobrażenie Józia o tej osobie i to się czuje. Ileż rzeczy zaczyna się dziać w tej chatynce, gdzie czuć krew zarzynanych kur. Jaka udana rodzinka, ciotek idiotek (Anna Magalska-Milczarczyk, Anna Romanowicz-Kozanecka, Maria Kierzkowska), durniów wujów (Ryszard Balcerek i Zbigniew Przybylski), rozprawiających o świecie, jakby ten kończył się za rogiem ulicy. Jest też śliczna gwiazda-anioł (Kamila Michalska), która wstrząśnie nami w jednej z ostatnich scen (grzechem byłoby zdradzić jak).

Nie wiemy, dokąd pędzi ten sen. Poznajemy rozdarcie Józia w czasie, w czym pomaga nam jego alterego, równie ciekawie grane przez Marka Milczarczyka. To wszystko kończy się w mrokach, gdy ojciec-stworzyciel szlachtuje Józia jak wieprza. I chciałoby się powtórzyć ostatnie zdanie z "Ameryki" Kafki: "Zniknęła trwoga ostatnich godzin".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji