Język w teatrze
Po polsku, czyli w mowie, której nie rozumie, Litwin Rimas Tuminas wyreżyserował w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu sztukę napisaną przez Anglika Szekspira - sławną z bogatego języka "Tragedię Romea i Julii".
Już starożytni Rzymianie wiedzieli, że trzeba się nieźle napracować, żeby wystawić dramat w obcym języku. Od Greków, którzy chcieli grać sztuki w Rzymie, żądali dobrej znajomości łaciny. Wyzwoleniec Liwiusz Andronikus tak znakomicie posiadł mowę swoich panów, że nie tylko napisał pierwsze łacińskie dramaty, ale też zapoczątkował rzymską literaturę. Jego pieśń, wykonana przez 27 dziewic, tak skutecznie przyczyniła się do zwycięstwa nad Kartaginą, że władze Rzymu ofiarowały aktorom na siedzibę cechu świątynię Minerwy, a Andronikus uzyskał status kapłana.
Najpopularniejszym autorem rzymskim był jednak Plaut, on też najlepiej przekładał greckie komedie na łacinę. Nie miał przy tym szacunku do oryginałów i w rezultacie pisał zupełnie nowe sztuki. Wykreślał chóry i kazał śpiewać
aktorom, musieli też oni improwizować długie sceny, a także co chwilę łamać sceniczną iluzję zwrotami do widowni. Wszystko po to, żeby utrzymać uwagę olbrzymiej, różnorodnej i rozochoconej publiczności, która mogła zerwać spektakl z byle powodu. Inteligenci zarzucali potem Plautowi sprzyjanie niskim gustom, na dowód przytaczali jego imiona - Titus Maccius Plautus można przetłumaczyć jako: "Kutas Błazen, syn Clowna". Nie wiadomo, czy imiona Rimas Tuminas cokolwiek znaczą, kryje się jednak pod nimi znakomity reżyser. Nie wiedział, co artyści na scenie mówią, bo nie zna polskiego, zmusił ich więc do budowania ról gestem, mimiką, intonacją i okazało się, że mamy we Wrocławiu rzeszę świetnych aktorów, czego polskojęzyczni reżyserzy zwykle nie widzą. Tylko na co mu ten Szekspir?