Artykuły

Czysta zasada

Jutro na małej scenie (w Malarni) teatru Studio premiera "Bam", spektaklu według tekstów rosyjskiego pisarza Daniłła Charmsa, należącego do grupy literackiej OBERIU. Reżyseruje Oskaras Koršunovas - najciekawszy reżyser młodego pokolenia na Litwie.

Akcja dzieje się w Leningradzie, czyli wszędzie. Do drzwi tytułowej bohaterki dobija się dwóch natrętów, którzy przyszli ją aresztować za nie popełnione zbrodnie. Niejasna motywacja zaciera się wraz z rozwojem akcji, zamienia się w czystą grę wyobraźni, słów i gestów, rytmów. Tak jest w tekście, a jak będzie na scenie...

MARYLA ZIELIŃSKA: Który to już raz wystawia Pan oberiutów? Szósty, siódmy...?

OSKARAS KORŠUNOVAS: Na pewno nie ostatni.

MZ: Skąd ten upór?

OK: Tym razem zostałem zaproszony do teatru Studio specjalnie po to, by reżyserować oberiutów. Zbigniew Brzoza, kierownik artystyczny tego zespołu, zobaczył w Wilnie moje przedstawienie wg tekstów Charmsa i Wwiedenskiego. Z przyjemnością przyjąłem zaproszenie, tym bardziej że minęły już cztery lata od mojej ostatniej "oberiuckiej" premiery. W tym czasie zajmowałem się zupełnie inną dramaturgią, były to: współczesna sztuka litewska "P.S. akta O.K." Sigitasa Parulskisa (literki w tytule to inicjały autora i reżysera), "Roberto Zucco" Bernard-Marie Koltsa, opera Ryszarda Wagnera "Latający Holender".

MZ: Co Pana fascynuje w oberiutaeh? Zajmuje się Pan ich twórczością, często tymi samymi tekstami, od debiutu w 1990 roku i - jak mówi - nie zamierza zaprzestać.

OK: Po pierwsze, zabawność pokrewna dadaizmowi i surrealizmowi, ale niepozbawiona elementów realizmu, dość złowieszczego. Myślenie oberiutów to myślenie dorosłych dzieci, a dzieci są najprawdziwszymi realistami. Poza tym ich ugrupowanie miało bardzo interesujące podstawy światopoglądowe (kpina z wszelkich tradycji i konwencji przysłaniała egzystencjalny lęk), a nawet zasady życia (w swych manifestach i zbiorowych wystąpieniach szli dalej niż inne ugrupowania rosyjskiej awangardy lat 20.).

MZ: Czy przystąpił Pan do pracy w Warszawie z gotowym scenariuszem, sprawdzonym już na Litwie?

OK: Każde moje "oberiuckie" przedstawienie jest inne. Nigdy nie przystępuję do pracy z dokładnym scenariuszem, powstaje on podczas prób, bardzo często przy pomocy aktorów, wierzę po prostu w przypadek w pracy teatralnej. Miałem oczywiście przygotowane ogólne założenia, które wynikają z poprzednich przedstawień.

Jedna z możliwych odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak często sięgam po oberiutów, mogłaby brzmieć - konsekwentnie szukam stylu, języka teatru, inspirując się twórczością Charmsa i Wwiedenskiego, szukam czystej zasady konstrukcji sztuki. Sam Charms napisał kiedyś, że sztuka musi być sprowadzona do czystych kategorii. I tak np. muzyka w warszawskiej "Bam" jest zupełnie nowa, a dekoracja, choć przypomina scenografię "Staruchy 2" (podłoga i ściany w biało-czarne pasy, które prowadzą donikąd), jest inna. Ten pomysł na scenografię rozwijał się właściwie od pierwszego mojego "oberiuckiego" przedstawienia, czyli "Tam być tu" z 1990 r. Sama "Starucha" miała kilka wariantów dekoracji, aż stała się czystą kategorią. W warszawskim przedstawieniu wykorzystujemy tę samą zasadę, ale pojawia się nowy obiekt, który staje się osią każdej sceny i sytuacji.

MZ: Co to jest?

OK: Niech to będzie małą tajemnicą zachęcającą widzów do odwiedzenia teatru.

MZ: Na Litwie tworzy Pan raczej ze stałą grupą współpracowników, rozumiecie się pewnie bez słów. Jak Pan "dogaduje się" z polskimi aktorami?

OK: Do Warszawy przyjechali ze mną moi stali współpracownicy: scenografka Aiste Mažutyte i kompozytor Gintaras Sodeika. Zgodziłem się pracować w teatrze Studio, bo tu jest tradycja poszukiwań, twórczego eksperymentu. Materiał literacki jest bardzo specyficzny, ale wydaje mi się, że znajdujemy z aktorami wspólny język.

Pracowałem w Niemczech i we Francji, mogę więc porównać pracę tych aktorów z litewskimi i teraz polskimi. Współpraca z aktorami teatru Studio przypomina mi pracę z litewskimi: są bardzo kreatywni, potrafią grać niepsychologicznie, poza tradycyjnie pojętym dramatyzmem (między tekstem a sytuacją tworzy się dystans), myślą skojarzeniami, muzycznymi asocjacjami. A to jest najważniejsze. W Studio czuć twórczą atmosferę.

MZ: Dopytuję o pracę z aktorami, bo w Polsce nie ma tradycji grania oberiutów. W latach 60. ich utwory wystawiał teatry studenckie. Ostatnio dopiero daje się zauważyć falę premier wg oberiutów.

OK: Nie zdarzyło się na próbach, żeby aktorzy nie rozumieli, o co mi chodzi. Czują te teksty, może w polskiej literaturze są po prostu analogiczne zjawiska artystyczne. W zrozumieniu na pewno pomaga wspólne doświadczenie - życie w socjalizmie, co nam się niestety przytrafiło.

MZ: Polacy mają skłonność do martyrologii. Czy życia oberiutów nie należałoby oddzielać od ich twórczości?

OK: Ich życie nie różniło się od ich twórczości. Zawsze potrafili żyć w przestrzeni sztuki.

Powstaje oczywiście pytanie, jak to się odzwierciedlało, na pewno nie było to bezpośrednie przełożenie. Charms pisał bardzo śmiesznie o jedzeniu, a jednocześnie głodował. Z męczeństwa powstawały najśmieszniejsze rzeczy.

Tłumaczyła: Rasa Rimickaite

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji