Artykuły

Czy Pornografia może być nudna?

Jest rok 1943 - okupacja. Do dworu przyjeżdżają Witold i jego kompan - Fryderyk. Tak rozpoczyna się powieść Witolda Gombrowicza pt. "Pornografia". Jej sceniczna wersja, którą zrealizowała poznań­ska Scena na Piętrze (reżyseria Grzegorza Sobocińskiego) jest rodzajem wyrafinowanej, perwersyjnej gry, którą podejmuje Fryderyk z pomocą Witolda. Jest wręcz prowokacją podszytą cynizmem i ironią.

Stąd też dość sensacyjny przebieg wydarzeń, stąd morderstwa i melodramat, stąd pewien rodzaj okrutnego błazeństwa życio­wego, spod którego wyziera groteskowość pokazanego świata. Fryderyk i Witold tworzą wspólnie intrygę, trochę tak jak w teatrze. Kreują zdarzenia, zachowania postaci, dopro­wadzają do spięć. Reżyserując życie toczące się we dworze, zdobywają władzę (lub przynajmniej przewagę) nad każdą, z postaci.

Sobociński w sposób powściągliwy zazna­cza pewną dwuznaczność czynów Witolda i Fryderyka, ich swoisty amoralizm. Rozgrywa akcję w tonacji serio, z lekko jedynie zaznaczonym dystansem ironicznym, wydobywając jednocześnie nastrój czegoś co bezpowrotnie przemija - czas i młodość.

Fryderyk (Lecha Łotockiego) burzy konwencje społecznych zachowań, prowokuje, wymyśla schematy gry i sam je częściowo realizuje. Jest bardziej od Witolda spontaniczny i bardziej dwuznaczny, jeśli idzie o cel i motywacje podjętej gry. Urządza w owym dworku swoistą psychodramę. Wyłażą więc zewsząd rozmaite kompleksy i obsesje. A na dnie wszystkiego czai się jakby wyuzdany eros, choć przecież w sferze czynów nic nieobyczajnego w tym względzie na scenie się nie dzieje. Fryderyka bawi i podnieca kojarzenie pary nastolatków (Karola i He­ni); rola rajfura przysparza mu psychicznej rozkoszy. Jest w tym działaniu coś z pogra­nicza perwersji i zboczenia, niemożności i środka zastępczego, patologii i dewiacji sek­sualnych, podszytych także homoseksualiz­mem (dotyczy to także częściowo Witolda).

W pewnym momencie sceniczny Fryderyk zmienia chyba plany, sama młodość prze­staje go jakby fascynować, staje się środkiem do unicestwiania "starszości", do której czu­je nie okazywany wstręt. Stąd psychiczny sadyzm wobec Wacława (pomaga mu w tym Witold), dręczenie go inscenizowanym ro­mansem jego młodziutkiej narzeczonej Heni z Karolem. Stąd też zlikwidowanie dezertującego przed akcją oficera podziemia, oczy­wiście rękoma owej pary młodych. A wszy­stko po to również, by się z młodością (czy z "młodszością", "niedojrzałością") połączyć poprzez taki sam czyn, a więc morderstwo. Fryderyk zakłuje bowiem nożem w spiżarce młodego wiejskiego parobka. Wydaje mu się, że tym sposobem pokonuje młodość, a jedno­cześnie - wychodząc poza normy społeczne, jak Karol i Henia mordujący Siemiana - sam staje się młodym.

Konflikt "starszości" i "młodszości" w twórczości Gombrowicza bardzo wyrazisty. Owa "starszość" (część osób zebranych dworku tkwi w jego gorsecie) to konwen­cje, rygory, konwenanse, to forma i kultura, wszystko to, co nas w jakiś sposób szlifuje i ogranicza. "Młodszość" zaś - w ujęciu Gombrowicza (uosabia je również kilka po­staci "Pornografii") - to natura, biologia, to po prostu rzeczywista młodość, która dla starszych będzie już na zawsze stanem nie­osiągalnym. Stąd uwielbienie młodości swoisty kult instynktu, animalnej strony człowieka. Ponadto - wedle Gombrowicza - ludzie narzucają sobie wzajem sposób bycia, działania; jeden zniekształca jakby drugiego. Toczy się wieczna gra, naśladownictwo, sztuczność i mistyfikacje.

Trudno jednak widzowi w tym wszystkim się połapać, trudno mu dociec, o co właściwie idzie, co jest "grane'' w podtekście. I to sta­nowi o słabości poznańskiego spektaklu, zwła­szcza jego części pierwszej, która ma wpraw­dzie kilka błyskotliwych scen, ale chyba u większości widzów udających się w antrak­cie na papierosa, powoduje uczucie dezorien­tacji i pewnego znużenia. - Nie wiedziałem, że "pornografia" może być nudna - powie­dział pewien mój znajomy udając się w przerwie po płaszcz do szatni. Część druga jest już na szczęście bardziej wyrazista, na tyle, że widz dostrzega przynajmniej obse­syjną przewrotność jakiejś gry: życiowej - podjętej przez Fryderyka i Witolda, a także teatralnej - podjętej przez realizato­rów.

Dobrą stroną spektaklu jest bez wątpienia aktorstwo. Warto więc słów kilka o innych postaciach. Witold (Zbigniewa Grochala) jest równie sympatyczny co cyniczny. Staje się bezwzględnym narzędziem swego drugiego jakby "ja" czyli Fryderyka. Bardziej niż sa­ma gra bawi go i zaciekawia reakcja "star­szych", obserwuje jak się łamiąc jak spadają z nich maski. Rozdeptuje ich swym zimnym wzrokiem, jak wcześniej młodzi pełzającą gąsienicę. Zbigniew Pudzianowski gra - Wa­cława, dystyngowanego neurotyka, galareto­watego słabeusza, Wiesław Zwoliński - zu­pełnie odheroizowanego konspiratora, opano­wanego strachem, a Rajmund Jakubowicz - nieco ograniczonego hreczkosieja i patriotę. Wszyscy trzej kompromitują "starszość". Podobać się może również Paweł Sikora grający młodego Karola. Jednym słowem akto­rzy satysfakcjonują, natomiast samo tworzy­wo literackie nie było w stanie w sposób automatyczny zagwarantować sukcesu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji