Średniowieczna opowieść
Dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej Stefan Sutkowski zdobył egzemplarz opublikowanego niedawno w Nowym Jorku dramatu liturgicznego z XII stulecia i wystawił ów dramat siłami Opery Kameralnej w nastrojowym i bardzo akustycznym wnętrzu Kościoła Ewangelickiego, kierując się mającym określone naukowe podstawy domniemaniami, że inny bardzo podobny dramat pt. "Gra w Gwieździe", był prawdopodobnie w XII wieku wystawiony na ziemiach polskich. Pomysł był znakomity: przywrócone do życia w "Grze o Herodzie" - osobliwe operowe jasełka z czasów kiedy opera jako taka jeszcze nie istniała - okazały się utworem w swoim rodzaju fascynującym. Surowe archaiczne śpiewy (zwłaszcza wysoko pod kopułą umieszczone chóry), pięknie brzmią w kościelnym wnętrzu, przenosząc słuchacza w inny zupełnie klimat i w inny jak gdyby rytm życia. Być może muzykolodzy zastanawiać się będą nad niejednolitością muzycznego tworzywa - obok bowiem gregoriańskiej niemal melodii i najdawniejszych form oryginalnego dwugłosu słyszeliśmy tu o wiele "nowocześniejszy" (i świetnie przy tym śpiewany) temat Archanioła z dwiema Położnymi, czy dramatyczne lancato Racheli (bardzo ładne solo Lidii Juranek) - ale dla słuchacza rzecz jest przez to tym ciekawsza. Jeżeli zaś momentami staje się trochę nużąca, to dlatego, że w sensie akcji dramatycznej dzieje się tu chyba jednak zbyt mało - mimo że do reżyserii zaproszono samego Kazimierza Dejmka - i nawet narrator Stanisław Zaczyk zbyt oszczędnie wkracza ze swym słowem. Być może to po prostu sprawa tego właśnie zwolnionego rytmu, do którego nie potrafimy od razu się przystosować - swoistej ascetyczności całego widowiska, mającej także zresztą swój oryginalny urok, podkreślonego jeszcze przez świetnie tu pasujące kostiumy projektu Zenobiusza Strzeleckiego.
Występujący w przedstawieniu soliści prezentowali poziom dość różny - na szczere pochwały natomiast zasłużył kierowany przez Stanisława Głowackiego zespół instrumentalny, a także chór Chłopięcy Tow. Śpiewaczego "Lutnia".