Ściąganie nieba na ziemię
Zrutynizowana dewocja i patos, symbole i alegorie, retoryka i schematyzm, usztywnione i zwietrzałe prawdy moralne w interpretacji Starego Testamentu dźwięczą w średniowiecznym teatrze, przemawiają ze średniowiecznego malarstwa. Ale Johan Huizinga w słynnej "Jesieni średniowiecza" zwraca także uwagę, że "wyciągnąwszy ramiona ludzie średniowiecza ściągali niebo na ziemię". Bardzo ładnie potrafili przekazać sens tego zdania twórcy przedstawienia "Gra o Danielu" w Teatrze Wielkim.
Powstało widowisko bez pretensji do naukowej ścisłości i historycznej rekonstrukcji, ale wiele szczegółów upewnia, że kryje się za tym rozległa wiedza. Nie jest to mechaniczna kopia średniowiecznego modelu, ale swobodnie dozowany i miksowany ekstrakt jego cech. Autentyzm szczegółów i reguł średniowiecznej sztuki nie każe udawać, że znaleźliśmy się w XIII wieku, nie ogranicza inwencji. Fasada katedry, kostiumy, zastawki, metody i zasady scenografii są swobodną syntezą warsztatu malarskiego i teatralnego średniowiecza w stylu bajki. Ruch na scenie, gest, upozowanie, kroki taneczne są delikatną stylizacją sytuacji i zdarzeń zatrzymanych w biegu na obrazach średniowiecznych mistrzów.
Udział członków zespołu Bornus Consort, którzy nie są ani zawodowymi aktorami ani tancerzami przypomina nieprofesjonalny, ludowy charakter średniowiecznego teatru. Można tu usłyszeć chorał gregoriański i tańce, średniowieczne bębny i kołatki, wyspecjalizowanych falsetystów (Marcin Szczyciński Bornus w rolach Nabuchodonozora, Królowej i Anioła), biegłych instrumentalistów, świetną grę na lutni (Antoni Pilch), pomorcie, fletach prostych (Jacek Urbaniak).
Przed kościołem, na zaimprowizowanej scenie, w plenerze te widowiska miały z pewnością obsadę instrumentów o mocniejszym brzmieniu niż lutnia, rebec czy fidel w Teatrze Wielkim. Ta poetycka bajka i jej archaiczny posmak mogą jednak obejść się bez historycznego pedantyzmu.
Tak się złożyło, że dwa dni wcześniej telewizja pokazywała francuski film, przedstawiający ten sam dramat średniowieczny o babilońskim dworze, karierze i upadku proroka Daniela (w Teatrze Wielkim rola Krzysztofa Szmyta; Prologus - Jan Kochanowski), który został rzucony lwom na pożarcie. We francuskiej inscenizacji swobodniej odżył temperament (sceny taneczne) i humor (scena z lwami) dawnych kleryków, żaków, wagantów. Warszawskie przedstawienie (widownia z publicznością ulokowana na scenie) też jednak nie jest martwe, a nawet bogatsze w pomysły, ma swój styl i charakter.