Artykuły

Samotność tyrana. "Ryszard III" z Łodzi na Festiwalu Szekspirowskim

"Ryszard III" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Przedstawienie z Teatru im. Jaracza jest kwintesencją niezwykle charakterystycznego, oszczędnego stylu reżysera Grzegorza Wiśniewskiego. Ze wszystkimi jego atutami i słabościami.

"Ryszard III" jest kontynuacją współpracy Grzegorza Wiśniewskiego - etatowego reżysera Teatru Wybrzeże - z Jakubem Roszkowskim, dramaturgiem gdańskiej sceny. Wcześniej ci artyści razem stworzyli m. in. wielokrotnie nagradzany "Zmierzch bogów", "Personę" i "Słodkiego ptaka młodości" w Wybrzeżu oraz "Śnieg" w Teatrze im. Horzycy w Toruniu czy "Józefa i Marię" w stołecznym Teatrze Studio. Przy przedstawieniu Teatru im. Jaracza w Łodzi Roszkowski odpowiadał - razem z Wiśniewskim - za opracowanie tekstu i dramaturgię.

I tu obaj wykonali świetną robotę. Tekst tragedii Szekspira został niezwykle precyzyjnie "wyczyszczony" i skondensowany. Zniknęły prawdziwe tłumy historycznych postaci, zaludniających tekst napisany na zamówienie Tudorów, wyostrzyła się główna lina fabuły. Mniejsza ilość bohaterów wymusiła przypisanie niektórych kwestii innym bohaterów, parę z dialogów inkrustowane jest także drobnymi fragmentami szekspirowskiego "Makbeta" czy "Króla Leara".

Jak zwykle u Wiśniewskiego, świetnie zostały rozpoznane i przedstawione relacje miedzy postaciami, prawdziwą ozdobą przedstawienia są subtelnie wyreżyserowane sceny pomiędzy dwoma czy trzema bohaterami, w których znaczący jest każdy drobny gest czy zawieszenie głosu. Kluczowym zabiegiem dla przedstawienia okazało się usunięcie zakończenia tragedii. U Szekspira (zgodnie oczywiście z historią Anglii), po uzyskaniu z mozołem tronu, Ryszard III upada. Wiśniewski i Roszkowski kończą sztukę w momencie zdobycia władzy. Korona - okupiona niewyobrażalnym wręcz pasmem oszustw, okrucieństw i morderstw - trafia w końcu na głowę Ryszarda III. Zostaje on wtedy na scenie już zupełnie sam. Jednak to mu nie przeszkadza, by napawać się władzą absolutną.

Akcja przeniesiona została tu w bliżej nie określone czasy współczesne - bohaterowie zamiast XV-wiecznych kostiumów noszą wieczorowe suknie i garnitury, pojedynkują się nie na miecze, ale elektryczne paralizatory. "Ryszard III" stara się tu być uniwersalną opowieścią - wobec końcowego tryumfu bohatera: wręcz antymoralitetem - o żądzy władzy. I to każdej władzy. Jej zdobycie wymaga najgorszych czynów; morderstw, odrzucenia moralności i zrezygnowania z miłości i przyjaźni - zdaje się mówić reżyser. Myśl ta jest wyrażona w precyzyjnym widowisku, ale - nie oszukujmy się - nie jest ona szczególnie oryginalna.

Cały dramat rozgrywa się w ciemnej, ascetycznej przestrzeni (świetna scenografia samego Wiśniewskiego). Z przodu widzimy tylko prosty, długi stół, wyłaniający się z zapadni w podłodze, prawię całą scenę zajmują ogromne schody - jasna metafora pięcia się na szczyt. W przedstawianiu oświetlane są ostro tylko fragmenty sceny, dominują - podobnie, jak często w innych przedstawieniach tego reżysera - czernie i szarości. Niekiedy tylko mocno wyróżnia się na tym tle jaskrawoczerwony element. Ten zabieg w niektórych scenach wypada naprawdę wyśmienicie (czerwona szpilka na nodze mordowanego Riversa czy czerwony - lub raczej krwawy - dywan koronacyjny, rozłożony na schodach), chwilami co najwyżej przeciętnie (czerwone światło padające na Ryszarda trzymającego ściętą głowę Hastingsa).

Tło sceny to ogromne lustro, w którym niewyraźnie odbijają się bohaterowie. Najlepiej jednak wykorzystane jest ono w jednej ze scen końcowych. Na widowni zapalono światła i rozdano widzom chorągiewki. Na znak jednego z aktorów, publiczność miała nimi machać, "grając" lud Londynu, popierający koronację Ryszarda. I widzowie mogli dostrzec samych siebie, fetujących w końcu mordercę i tyrana. Ten chwyt był o tyle efektowny, co oklepany: w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat powstały dziesiątki przedstawień, w których widzowie mieli przejrzeć się - dosłownie i metaforycznie - w umieszczonym na scenie lustrze.

Świetną za to robotę wykonali w "Ryszardzie III" aktorzy. Trudno wymienić ich wszystkich, ale naprawdę wyśmienity jest Marek Kałużyński w tyłowej roli. Pozbawiony jest zapisanych przez Szekspira skaz fizycznych, na początku nie wyróżnia się zupełnie. Swoją postać prowadzi subtelnie i precyzyjnie, graniczącą z szaleństwem żądzę władzy przekazuje drobnymi gestami i spojrzeniami. Na szczególne pochwały zasługuje także Matylda Paszczenko jako królowa Małgorzata i Michał Staszczyk jako Buckingham.

Łódzki "Ryszard III" jest kwintesencją niezwykle charakterystycznego, oszczędnego stylu związanego z Gdańskiem reżysera. Ze wszystkimi jego atutami i - niestety - słabościami. O ile po raz kolejny Grzegorz Wiśniewski potwierdza swoje mistrzostwo w reżyserii psychologicznych, kameralnych scen, pełnych subtelności i niuansów, to znacznie słabiej wypada jako inscenizator ciągle, pomimo licznych skrótów, ogromnego dramatu. Jego adaptacja Szekspira okazuje się teatrem bardzo tradycyjnym i nieco zachowawczym. Całości zdecydowanie brakuje autentycznej energii, spektakl z Teatru im. Jaracza to raczej zbiór scenicznych miniatur - niekiedy przeciętnych, częściej efektownych i ciekawych. Jednak stają się one zaledwie wartością samą w sobie, bo z ich zestawienia nie wynika nic ponad precyzyjnie streszczoną fabułę Szekspira i nieco naiwne przesłanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji