Artykuły

Światło w mroku

- Co jest takiego w piosenkach Cave' a, że widzowie go uwielbiają? - zastanawia się Kinga Preiss. Opowiedzieć w dwie mi­nuty czyjeś życie, odkryć prawdziwą twarz samotności, pokazać, jak umiera nadzieja, jak rodzi się szaleństwo, to wy­zwanie, któremu nie każdy umie spro­stać. Kinga Preiss i Mariusz Drężek, wy­konawcy "Ballad morderców", spektaklu złożonego z utworów Nicka Cave'a, a przygotowanego przez teatr k2 z Wro­cławia, taką próbę podjęli. Zmierzyli się z tym, co umownie określa się piosenką aktorską. Nick Cave, australijski bard, piosenki aktorskiej na pewno nie upra­wia. Ale jak określić kogoś, kto śpiewa tak, jak żyje, a żyje tak, jak śpiewa?

Tak, czyli jak? Jak nazwać to codzienne umieranie od nowa? Ze zgrozy, z zadziwie­nia światem, opisując go ze ściśniętym gardłem?

I czego w tym mrocznym świecie szuka dwoje młodych aktorów, przed którymi rysuje się obiecująca przyszłość?

- To nie jest mój świat - mówi Kinga. - Ten typ repertuaru nigdy mnie nie inte­resował. Ale kiedy dostałam do ręki prze­tłumaczone teksty Cave'a, zobaczyłam, że jest to kopalnia emocji, problemów, zadań.

- Dwa lata temu zaśpiewałem na Prze­glądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu utwór Toma Waitsa - opowiada Mariusz.

- Nagroda, jaką wówczas otrzymałem, wynikała, jak sądzę z faktu, że ten autor mnie szczególnie obchodził. Dla mnie Waits, jak niegdyś Cohen, czy Cave to ar­tyści kultowi. Całe moje pokolenie jest nimi zafascynowane. Toteż kiedy dyrek­tor artystyczny festiwalu, pan Roman Kołakowski, zaproponował mi przygotowanie recitalu na kolejny festiwal, mój wy­bór padł na Cave'a.

Każde z nich szło więc do Cave'a własną drogą. Mariusz, z mazurskiej wsi, zamkniętej kwadratem łąk. Kinga - niwecząc ma­rzenia rodziców, by została skrzypaczką.

Wieś Bagienice Małe znaj­duje się koło Mrągowa, dla­tego Mariusz żartuje, że wy­szedł "spod tej samej igły" co Wojtek Malajkat. A na pewno z tego samego Domu Kultury. - Wojtek był dla nas idolem, którego za­wsze próbowaliśmy dogonić.

W tym czasie Kinga siadywała z książką w swoim pokoju lub medytowała. - Nie należałam do tych, co to już w szkole śpiewają i recytują. Miałam mnóstwo kompleksów, zwłaszcza na temat własnej kobiecości. Wszyscy utwierdzali mnie w przekonaniu, że jestem gruba i nieład­na. "Pulchnym pulpetem" przestałam być pod koniec szkoły średniej. Wcześniej kompleksy izolowały mnie od innych. Byłam osobą zamkniętą, czując się tyle winna, co niedoceniona. Moi rodzice są muzykami i bardzo chcieli, żebym poszła w tym samym kierunku. A że nie miałam skłonności do ćwiczenia gam i pasaży, wykręcałam się wszelkimi możliwymi sposobami. Jednym z nich była szkoła te­atralna. Tak więc raz jeszcze potwierdziła się zasada, że introwertycy odblokowują się na scenie, ukrywając za rolą własne kompleksy i własną nieśmiałość.

- Mam temperament choleryka, do­brze więc, gdy mogę dać mu upust w te­atrze. Co nie znaczy, że eksploatując się na scenie wracam do domu pozbawiona jakiejkolwiek energii. Jestem tak samo dynamiczna w pracy, jak w życiu prywat­nym, tylko jest to inny rodzaj energii. Kinga, jako studentka trzeciego roku szkoły teatralnej, została obsadzona przez Jerzego Jarockiego w tytułowej ro­li "Kasi z Heilbronnu". - Profesor Jarocki - wspomina - zrobił mi pięciodniowy eg­zamin. A po pięciu dniach spytał patrząc mi głęboko w oczy: "Czy pani udźwignie ciężar tej roli"? Boże! Co mam odpowie­dzieć - myślałam w panice. Zaryzykowa­łam i wyszeptałam niepewnie: - Chyba udźwignę.

A miałam się czego bać, bo profesor, znany jako reżyser-żyletka nie stosował żadnej taryfy ulgowej. Odwrotnie, miał zwyczaj pytać aktora: - Kto panu dał dy­plom?! W moim przypadku nie mógł przynajmniej zadać tego pytania, bo sam mi ten dyplom dawał! Ale ja lubię reżyse­rów, którzy wiedzą, czego chcą i za wszel­ką cenę próbują ten efekt uzyskać. Sama też lubię się z rolą zmagać.

Debiut Kingi, zarówno przez kryty­ków, środowisko, jak i publiczność zo­stał przyjęty tak fantastycznie, że kiedy myląc się mówię do niej "Pani Kasiu", odpowiada ze śmiechem: - Nie szkodzi, wszyscy tak mnie nazywają. - Choć przez trzy teatralne sezony zagrała dużo znaczących ról. Także w filmie i w tele­wizji. Emmę Bovary w spektaklu telewi­zyjnym grała w ósmym miesiącu ciąży. Dziś Antoś już samodzielnie biega, a mama dwoi się i troi, by nie zaniedby­wać ani teatru, ani rodziny Skutecznie też wyleczyła się z kompleksów co do własnej kobiecości. - Każda... potwora znajdzie swego operatora - żartuje na temat profesji męża, a jak głosi legenda i Agnieszka Holland, operatorzy są naj­czulszymi i najwierniejszymi mężami.

Na ostatnim festiwalu filmów pol­skich w Gdyni Kinga otrzymała nagrodę za żeńską rolę drugoplanową w filmie "Poniedziałek" Witolda Adamka, który ma wśród aktorów opinię dyktatora, a z którym chętnie spotkałaby się na planie po raz drugi.

Mariusz Drężek gra we wrocławskim Teatrze Polskim drugi sezon. Zebrał tu dobre noty za rolę Jana w sztuce "Fanatyzm". Tuż po dyplomie został asysten­tem w szkole teatralnej, zupełnie jak jego idol z Mazur, Wojtek Malajkat.

- Sam tak naprawdę jeszcze mało umiem i od studentów wiele się uczę - mówi Mariusz. - Ilekroć odniosę jakiś sukces, na szczęście zawsze znajdzie się ktoś, kto machając mi paluszkiem przy­pomina: - Pamiętaj, synku, pokora. Biorę to sobie do serca, zwłaszcza że jestem w teatrze, w którym nie ma gwiazd, gdzie obowiązuje zasada gry zespołowej. Raz się jest solistą i koledzy pracują na mnie, kiedy indziej odwala się brudną robotę. Byłbym idiotą, gdybym tych zasad nie uznał. Ale gdy oboje śpiewają najpięk­niejszą z ballad Cave'a: Z czerwieni nadzieję wróżą, z barwy zórz, z barwy róż i krwi nazywają mnie tu dziką różą. Lizadej, czy to ja, czy ty są tylko sami, zatopieni w sobie na sce­nie, a na widowni zasłuchana ekstatycz­nie publiczność.

- W gruncie rzeczy - mówi Kinga - bal­lady Cave'a mają w sobie ogromny ładu­nek liryzmu, są przepojone poezją, którą agresywna, dynamiczna muzyka zagłu­sza. Interpretacja Kingi i Mariusza tę poezję wydobywa. Bohaterowie śpiewa­nych przez nich ballad są tragiczni, a je­dynym spełnieniem ich miłości staje się śmierć. Świat Cave'a wchodząc w najwyż­sze rejestry metafizyki spotyka się z mrocznym światem Dostojewskiego.

- To, co jest najbardziej intrygujące u Cave'a - uważają oboje - to wieloznacz­ność przesłania. - Cave pokazuje człowie­ka w całej komplikacji jego natury - mówi Kinga. - Myślę, że wszyscy ci ludzie, o któ­rych śpiewamy, mają w sobie jakieś uczu­cia wyższe. Kto chciałby słuchać o mor­dercach Tomka Jaworskiego? Nawet współwięźniowie odwracają się od przestępców tak prymitywnych. Każdy z tych przypadków jest oczywiście patologiczny, ale czyny nie są nigdy podyktowane ko­rzyściami materialnymi. Oni nie planują swoich morderstw na zimno. Uwikłani, zapętleni, zabijają z rozpaczy nie mogąc opanować własnych obsesji. Sądzą, że zbrodnia uwolni ich od napięcia, w jakim żyją. Zbrodnia z miłości, o której tak czę­sto śpiewa Cave, rodzi się, jak myślę, z pragnienia zagarnięcia dla siebie przed­miotu tej miłości, z bólu, z przekonania, że zadanie śmierci komuś, kogo się bezna­dziejnie kocha, jest jedynym sposobem zawładnięcia nim na zawsze. Ponieważ te rachuby zawodzą, są podwójnie tragiczni. Im większa jest w nich tęsknota do dobra, ciepła, spełnienia, tym głębsze rozczaro­wanie, większe przerażenie, niechcianą przecież w gruncie rzeczy, zbrodnią.

Gdyby bohaterowie Cave'a byli tylko owładniętymi myślą o zabijaniu psycho­patami, jak wytłumaczyć tłumy jego fa­nów? Przecież na widowni nie siedzą sa­mi sataniści! Staraliśmy się więc naszym bohaterom nadać coś więcej niż czystą formę. Chcieliśmy tę formę wypełnić emocjami, poczuć z nimi jakąś wspól­notę, jakąś bliskość. A jednocześnie do końca pozostają dla nas jakąś straszną, nieprzeniknioną tajemnicą.

- Tak naprawdę nie wiem, kim jest bo­hater mojej pierwszej ballady - mówi Ma­riusz. - I nigdy się nie dowiem. Wiem tyl­ko, że jego żona i dzieci zostały zamordo­wane. Czy w obłąkaniu wybrał przypadko­we ofiary? Czy kierowała nim żądza zemsty? Czy sam zamordował najbliższych i popadł w obłęd, który każe mu mordo­wać dalej? Tak czy inaczej podąża ku samozatraceniu. Co piosenka, to inny pro­blem. Najbardziej wieloznaczny jest boha­ter mojej ostatniej ballady. To facet, który mieszkał sobie w jakimś miasteczku i któ­regoś dnia, gdy jak co dzień wszedł do ba­ru O'Malleya, do którego wstępował od lat, nagle oszalał. Cała skumulowana w nim agresja znalazła ujście w tej niewy­tłumaczalnej masowej zbrodni, której w tym barze dokonuje. Co stało się impul­sem? Każdemu z nas czasami zdarza się, że gdy kupuje w sklepie bułki, ma chęć kogoś zamordować. Coś nas przed tym jednak powstrzymuje. Bohater mojej bal­lady zafascynowany tym, co się stało, nie jest w stanie wyhamować. Dopiero w 34. zwrotce, a ballada ma ich 38, widzimy, że zaczyna się bać. Wie, że jest otoczony, że jest na muszce, wie, że to koniec, ale nie ma odwrotu. Inna piosenka, którą śpiewa Kinga, mówi o zgwałconej przez dwudzie­stu górników dziewczynie, która sądzi, że odzyska spokój dopiero wtedy, gdy ich wszystkich zabije. Czy motywem jest ze­msta, czy szaleństwo? Cave nie wyjaśnia niczego do końca.

W interpretacji Kingi zawiera się cała rozpacz świata. Gdy kończy wykrzykiwać swoje opętańcze wyznania w "Przekleń­stwach z Millhoven", po plecach widza ścieka strużka potu. Czy o to właśnie chodzi? O katarktyczny wstrząs? Nie od dziś wiemy, że zło rodzi zło. Ale pragnie­my moralnego ładu, precyzyjnego roz­różnienia zbrodniarza od ofiary. Ballady Cave'a burzą ten porządek. A może daw­no został zburzony? Jak więc żyć, pytamy siebie, w ciemności i chaosie, który opo­wiada - czy kreuje? - Cave?

Nieprawdopodobny sukces spektaklu teatru k2 zaowocował nagraniem płyty w wykonaniu Kingi i Mariusza. Być może, na jubileuszowym XX Przeglądzie Piosen­ki dojdzie do konfrontacji wykonawców z autorem. Organizatorzy obiecują recital Cave'a, który poprzedzi koncert jego pio­senek w wykonaniu polskich aktorów. W tym koncercie wezmą również udział Kinga i Mariusz.

Cokolwiek by mówić o przesłaniu utwo­rów, z których składa się spektakl "Ballady morderców", o uwodzicielskiej sile zła, której wyraźnie ulega Cave tworząc wizję świata jako totalnej dżungli, prezentacja jego ballad, w wykonaniu wrocławskich aktorów na deskach teatru k2, jest ogrom­nym sukcesem artystycznym. I porażają­cym przeżyciem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji