Obniżona temperatura samowaru
Jerzy Grzegorzewski niejednokrotnie już bywał bohaterem "Prób zapisu". W rubryce tej odnotowane zostały "Śmierć w starych dekoracjach" (nr 10/1980), "Parawany" (nr 9/1983), "Dziady-Improwizacje" (4/1989). Wiele przedstawień było relacjonowanych również w innych szkicach i recenzjach; opublikowaliśmy scenariusz widowiska "Miasto liczy psie nosy" (nr 12/1991), a także obszerną, czteroodcinkową monografię teatru Jerzego Grzegorzewskiego pióra Małgorzaty Sugiery. Tak się jednak złożyło, że stosunkowo po macoszemu potraktowany został na naszych łamach Czechow Grzegorzewskiego. Pisarz z pewnością bardzo istotny w twórczym doświadczeniu reżysera, istotny nade wszystko jako autor "Mewy", dramatu przypominanego i przetwarzanego na nowy sposób przez Grzegorzewskiego od początku inscenizatorskiej drogi aż po dziś.
Nie było w "Próbach zapisu" ani debiutanckiej "Czajki" (Grzegorzewski zdecydowanie woli tę nieprawidłową nazwę od "Mewy" ) w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, ani korzystających z jej wątków "Warjacji" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, ani dwóch: krakowskiej i warszawskiej wersji "Dziesięciu portretów z czajką w tle" oddalonych od siebie niemal o dziesięciolecie i bardzo różnych. Lukę tę wypełni dopiero teraz "Wujaszek Wania", nowy, nigdy przedtem nie realizowany tytuł w stałym repertuarze Grzegorzewskiego. Jego premiera odbyła się 20 marca 1993 roku na scenie warszawskiego Centrum Sztuki Studio. Jerzy Grzegorzewski figuruje na afiszu jako reżyser i scenograf; kostiumy zaprojektowała Krystyna Kamler a muzykę napisał Stanisław Radwan.
W swoim "Postscriptum" Jerzy Koenig powiada, że nie wie, czy "Wujaszek Wania" zamyka, czy otwiera jakiś rozdział twórczości Grzegorzewskiego. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest przedstawieniem ważnym. Do głosu dochodzi w nim często obecny w pracach reżysera (choć rzadko zauważany) złośliwy komizm, wyśmianie sztamp, "niewzruszonych" zasad i martwych już tradycji sprowadzanych jedynie do funkcji zbędnych ornamentów. Pod tą cieniutko wprowadzaną nutą parodii kryje się jednak rzeczywisty dramat pustego życia Czechowowskich bohaterów, też zresztą pozbawiony w przedstawieniu sentymentalnego patosu. Radykalne - wobec tradycji grania Czechowa - odmłodzenie postaci, a także powierzenie ról popularnym aktorom młodszego pokolenia skutecznie niweluje bezpieczny, zdawałoby się, dystans, jaki miedzy nimi a nami stwarzała historia, zdziera wszelką patynę ze stuletniego już nieomal utworu. Grzegorzewski całkowicie, należy przyjąć, świadomie manipuluje tu rozmaitymi kontekstami odbioru (choć nie tak, rzecz jasna, prostacko, jak mu tuż po premierze sugerowano: iż wynajął sobie kabaretowych idoli, by mu napędzali młodych widzów do kasy).
Rafał Węgrzyniak swoją próbę zapisu skonstruował po obejrzeniu kilku spektakli "Wujaszka" w kwietniu i maju. Opisując działania sceniczne niewiele mówi o widowni. Warto więc dodać choćby jedną, znamienną obserwację: na te spektakle nie sposób było zdobyć bilety. Uznawany za hermetyczny, trudny teatr Grzegorzewskiego tu nie miał kłopotów z dotarciem do młodych odbiorców. Wielki aplauz po spektaklu świadczyć może o tym, że ten wieczór kpin z póz i przerażenia pustką, która spod owych póz wyziera, dobrze trafia w emocje młodych odbiorców. Jeszcze raz ten programowo apolityczny i nienawidzący aluzji twórca uchwycił w przejmujący sposób nastrój i podstawowe rozterki chwili - tak jak działo się to w "Śmierci w starych dekoracjach", w "Weselu", "Powolnym ciemnieniu malowideł", "Operze za trzy grosze" i wielu innych inscenizacjach. (Red.)
1.
"Wujaszek Wania" Jerzego Grzegorzewskiego jest dość swobodną interpretacją dramatu Czechowa. W przedstawieniu pozostały postacie i relacje między nimi, zarys fabuły i sytuacji. Ponad połowę tekstu jednak skreślono, dialogi i pojedyncze kwestie zostały poprzestawiane. Radykalne zmiany wynikły stąd przede wszystkim, że Grzegorzewski postanowił utwór Czechowa - w założeniu realistyczny i psychologiczny - przełożyć na język teatru posługującego się odmienną poetyką. Tradycja teatralna właściwa dramatom Czechowa, a wywodząca się z MChATu, jest w spektaklu Grzegorzewskiego, owszem, przywołana, ale jako przedmiot żartów czy parodii. Dotyczy to szczególnie pewnych elementów obyczajowości rosyjskiej, wpisanych w tę tradycję. Niebagatelną rolę w przedstawieniu pełnią na przykład trzy samowary, różnej zresztą wielkości. Odwołaniem do słynnego zdania Czechowa, że strzelba zawieszona na ścianie w pierwszym akcie musi w ostatnim wystrzelić - jest zastąpienie rewolweru, z którego Wojnicki próbuje strzelać do Sieriebriakowa, właśnie strzelbą. Wojnicki u Grzegorzewskiego strzela sześciokrotnie, a teatr uczynił wszystko, aby wywołać złudzenie, że użyta została prawdziwa broń i prawdziwe naboje. Innym rekwizytem wprowadzonym przez reżysera jest stary aparat fotograficzny pełniący istotną rolę w dwóch scenach. (W dramacie Wojnicka prosi tylko Aleksandra Sieriebriakowa, aby dał się sfotografować.)
Na relacje między postaciami istotnie wpływa odmłodzenie prawie wszystkich postaci - w rolach Wojnickiego i Astrowa obsadzono aktorów trzydziestoletnich. Reżyser twierdzi, że "problem desperacji i świadomości zmarnowanego życia to nie kwestia wieku, ale wewnętrznego samopoczucia". Można się z tym zgodzić, jednak przy takiej interpretacji "Wujaszek Wania" staje się dramatem o młodych ludziach, którzy swe najlepsze lata trwonią, ulegając tyranii starszego pokolenia. Podkreślono to zresztą nadając zdecydowanie karykaturalne rysy Sieriebriakowowi i Wojnickiej. Melancholii i rezygnacji Wojnickiego czy Astrowa odjęto natomiast ciężar przeżytych lat. Nic dziwnego, że wiele sytuacji nabiera w efekcie charakteru groteskowego, a parę scen wręcz ciąży w stronę farsy. Zresztą całe przedstawienie rozgrywa się w wąskim obszarze między tonacją serio a buffo.
Dramaty przeżywane przez postacie są komiczne, a przez to mało istotne. Prawdziwym dramatem jest poczucie zamknięcia w sytuacji bez wyjścia i niemożność wypełnienia czasu. Grzegorzewski stopniowo buduje metaforę - czy może symbol - zamknięcia w labiryncie. W sztuce Czechowa jedna z postaci wspomina, że dom jest istnym "labiryntem"; w spektaklu bohaterowie widomie poruszają się w gmatwaninie korytarzy, przejść, drzwi, kulis i zakamarków. Parokrotnie przemierzają tę samą drogę, wychodzą, by po chwili powrócić, cofają się, znowu idą i tak dalej. Zamkniętej przestrzeni odpowiada czas - zwolniony, nawet zatrzymany. W przedstawieniu trzykrotnie pada pytanie o godzinę, ale nikt nie przywiązuje wagi do odpowiedzi. Spektakl toczy się w sennym, zwolnionym rytmie, pełen jest długich pauz, kiedy nic się nie dzieje. Poczucie zwolnionego czy zatrzymanego czasu potęguje Grzegorzewski powtarzając kwestie i sytuacje.
Zamknięta przestrzeń i zwolniony czas są dla postaci prawdziwą, nieomal fizyczną torturą, są źródłem nudy i melancholii. Desperackie próby wyzwolenia są zupełnie daremne. Niemożliwe jest zabicie tyranizującego cały dom Sieriebriakowa (zastrzelony przez Wojnickiego, natychmiast wstaje), nie sposób też popełnić samobójstwa (Wojnickiemu odebrana zostaje zarówno strzelba, jak morfina). Sytuacji nie jest w stanie zmienić nawet wyjazd, skoro w zakończeniu okazuje się, że nikt nie wyjechał; wszyscy powracają, aby przyglądać się cierpieniu Soni i Wojnickiego.
Symboliczny sens spektaklu potęguje się dzięki zatarciu podziału na "czas dramatu", "czas spektaklu" i "czas widowni" oraz przez zamknięcie aktorów i widzów we wspólnej przestrzeni. W dodatku w zakończeniu bohaterowie - poza Sonią i Wojnickim - sami wchodzą w rolę widzów. Tym samym w rzeczywistość spektaklu wciągnięta zostaje też widownia.
Przedstawienie ma konstrukcję utworu muzycznego. Ogromną rolę odgrywa motyw muzyczny powracający w różnych wariacjach. Ów motyw, wyrażający smutek rezygnacji, grany jest przez aktorów na fortepianie i na flecie, odtwarzany z taśmy w kilku instrumentacjach, a także przywoływany w wokalizach, nucony i śpiewany chóralnie. Muzyka współtworzy rytmy i napięcia spektaklu, nadaje całości poetycką tonację i wprowadza element czystego piękna, które jednak cały czas zderzane jest z groteskowością ludzkich zachowań.
2.
Przedstawienie rozgrywa się w przestrzeni, jak zwykle u Grzegorzewskiego, niezwykle starannie skomponowanej. Scena została powiększona, połowę widowni pokrywa drewniany podest. Przed sceną - między drzwiami w bocznych ścianach sali teatralnej - powstaje przejście, które również jest terenem gry. Od widowni oddziela je tylko pierwszy rząd foteli przykryty szarym pluszem. W przejściu - równolegle do bocznych drzwi - umocowane są dwie puste framugi. Stoi tu również sześć wyplatanych krzeseł, na razie przysuniętych do sceny. Prawy bok proscenium zabudowany jest biegnącą aż do podłogi pochylnią. Przybito do niej kawałki pni brzozy stanowiące coś w rodzaju szczebli. Dzięki temu aktorzy mogą schodzić i wchodzić po pochylni. Pod pochylnię wciśnięto drewniane stelaże leżaków; przy niej umocowano gruby pień brzozy i wygięty element z wnętrza fortepianu. Lewy bok proscenium zasłania olbrzymia biała płaszczyzna rozpięta na metalowej ramie. Pokryta szarymi smugami przypomina obraz w stylu informel. Podłoga w tym miejscu chwieje się: aktor, stanąwszy na jednym jej końcu powoli zjeżdża w dół, natomiast przeciwległy koniec idzie w górę.
Po prawej stronie na proscenium (w pobliżu pochylni) znajduje się stylowy szklany stół o owalnym blacie. Blat stołu pokrywają suche liście, ale stoją wśród nich cztery wysokie kieliszki. Z dwóch stron stołu umieszczono ogrodowe, metalowe krzesła. Po bokach proscenium symetrycznie oparte o ścianę stoją dwa małe czworoboki złożone z młoteczków fortepianowych. Elementami wnętrza fortepianu obudowane są też framugi drzwi wmontowanych w ściany na granicy proscenium i sceny. Koło nich z prawej znalazły się zestawione oparciami brązowa ławka ogrodowa i kanapa z salonu; z lewej - dwa ciężkie brązowe fotele z niebieskim obiciem i dziecinne krzesełko. Głębiej, po prawej, przykryty częściowo suknem, czarny fortepian z czworobokiem z młoteczków na wieku. Horyzont zamyka z prawej ciemnoczerwona zasłona i brązowe, lekko uchylone drzwi, z lewej zaś - ułożone poziomo
skrzydło samolotu z obnażonymi elementami konstrukcji, przez które prześwitują pnie młodych brzóz. Dwie pary kulis po bokach i mała zasłona u góry sceny są błękitne. Część ścian proscenium pomalowana została na zielono. Boczne drzwi sali i framugi w przejściu są seledynowe.
Dekoracja jest więc, jak zawsze u Grzegorzewskiego, antyiluzjonistyczna, zawiera zamarkowane pojedynczymi elementami różne plany gry i składa się przede wszystkim z niezliczonej ilości przejść i zakamarków, z których wyłaniać się mogą i w których mogą znikać bohaterowie.
3.
Spektakl zaczyna się niemrawo i sennie. Po zapaleniu świateł, po długiej pauzie, z lewej kulisy Maryna i parobek wysuwają długi, ciemny stół. Powoli ustawiają go przy fotelach. Maryna zasiada przy stole, z tyłu za nią staje Astrow. Długo patrzy przed siebie milcząc. W końcu zwraca się do Maryny: "Nianiu, jak dawno my się znamy?" Maryna (Wiesława Niemyska) jest kobietą dojrzałą, ale nie ma nic ze staruszki. Astrow (Wojciech Malajkat) bierze ją w trakcie rozmowy na ręce, a potem sadza sobie na kolanach. Otwierają się drzwi po lewej stronie i w przejściu pojawia się Iwan Wojnicki (Zbigniew Zamachowski), młody niechlujny mężczyzna z kilkudniowym zarostem, w pomiętym garniturze. W trakcie rozmowy z Astrowem ("Wyspałeś się?" "Tak... Za bardzo"), usiłuje zawiązać krawat. Znika w drzwiach po prawej stronie. Po chwili zjawia się ponownie w przejściu, pokonując tę samą drogę i wykonując tę samą czynność. I jeszcze raz wraca, zapowiadając nadejście Sieriebriakowa, Heleny i Soni.
Trójka ta, powracająca ze spaceru, pojawia się w drzwiach po prawej. Rozmowa toczy się wokół wniesionego przez Tielegina (Andrzej Blumenfeld) samowaru ("Temperatura samowaru znacznie się obniżyła"). Helena (Joanna Trzepiecińska), w białej sukni i z białym parasolem, zasiada na krześle na proscenium w wystudiowanej pozie. Parobek wnosi na stół mały samowar. Do stołu zbliża się z prawej kulisy Wojnicki. Zasiada na dziecięcym krzesełku. Ciężko wzdychając ("A ona piękna! Jaka piękna!"), przykłada policzek do blatu. Po drugiej stronie stołu staje Astrow, który wcześniej wniósł dziecięce krzesełko i ustawił je przy stole. "Opowiedz nam coś, Iwanie" - zwraca się do Wojnickiego. Podnosi jeden koniec stołu, samowar powoli zsuwa się w stronę Wojnickiego. Z kolei Wojnicki, podnosząc nieznacznie stół, przesuwa samowar w stronę Astrowa. Dzieje się to w całkowitej ciszy. Samowar parokrotnie sunie tam i z powrotem, jakby reżyser chciał poddać próbie cierpliwość widzów. W końcu stół opada na scenę z hukiem.
W tej samej chwili Helena podnosi się z krzesła i szybko idzie w stronę drzwi na scenie. Astrow powraca do przerwanej rozmowy z Wojnickim. Przysłuchuje się jej stojący w głębi Tielegin. Gdy dochodzi do rozważań o wierności małżeńskiej, przerywa zniecierpliwiony. Klepnąwszy się w uda, a Wojnickiego w ramiona, wchodzi na proscenium i opowiada historię swojego życia ("Szczęście moje minęło, ale duma pozostała".) Tymczasem w głębi sceny, po prawej, zaczynają się przygotowania do herbaty. Przenoszony jest stół, na którym staje ogromny samowar (trzeci z kolei). Tielegin ponownie wygłasza swą kwestię: "Temperatura samowaru znacznie się obniżyła". Na wyplatanych krzesłach wokół stołu zasiadają Astrow, Helena, Sonia, Maryna i Tielegin. (Wojnicki pozostaje na krzesełku na proscenium.) Pojawia się stara Wojnicka (Anna Milewska), kostyczna matrona. Wszyscy wstają na powitanie. Siadają wraz z nią i zapada głuche milczenie.
Ciszę przerywa Astrow, mówiąc zupełnie od rzeczy: "A w tej Afryce to musi być teraz upał - straszliwy!". Wojnicka niespodziewanie zrywa się z okrzykiem "Ach!" i biegnie przez scenę. Opada na fotel przy proscenium. ("Zapomniałam powiedzieć Aleksandrowi...") Na słowa matki o tym, że był on "świetlaną postacią", Wojnicki podnosi się z krzesełka, idzie przez proscenium z rękami w kieszeni i pluje w górę jak ulicznik. Zasiada zgarbiony na krześle przy szklanym stole.
Przy stole z samowarem pojawia się Parobek oznajmiając, iż po Astrowa przyjechali z fabryki. Astrow podnosi się z ociąganiem ("No, trzeba jechać...") i znika w lewej kulisie. Do szklanego stołu przenosi się Helena przeciągając się leniwie. ("Ładnie dzisiaj... nie gorąco...") W przejściu pojawia się Astrow niosąc lekarską torbę. Prosi Parobka o kieliszek wódki i wdaje się w rozmowę z Wojnickim i Heleną na temat lasu. Kładzie się na pochylni z prawej strony.
Do rozmowy wtrąca się nagle Sonia (Aleksandra Justa), dziewczyna o dziecinnym wyglądzie, lecz pełna wewnętrznego napięcia. Mówiąc o Astrowie, zrywa się i nagle pada jak długa na scenę. Nikt nie reaguje na jej upadek. Sonia rozcierając kolana kończy kwestię i wybiega przez drzwi. Parobek wnosi kieliszki wódki na tacy, Astrow tymczasem kończy rozmowę i wychodzi drzwiami od przejścia. Przy stole pozostają siedzący nieruchomo Wojnicki i Helena. W fotelu drzemie Wojnicka, a na kanapie Tielegin. Bezruch i cisza. Gaśnie światło.
Gdy po chwili zapala się ponownie, nic nie ulega zmianie. Wojnicki podnosi się, podchodzi do Heleny i delikatnie układa ją na podłodze wraz z krzesłem. Helena nie reaguje, leży z nogami przewieszonymi przez oparcie nieruchomo jak zahipnotyzowana, podnosi tylko dłoń, aby zasłonić oczy. Wojnicki podchodzi do fortepianu i zasiada na krześle. W prawych drzwiach przejścia pojawia się pijany Astrow, domagający się od Tielegina, aby coś zagrał. Tielegin odmawia jednak, tłumacząc, że "wszyscy pogrążeni we śnie", i schodzi ze sceny. Astrow chwyta kieliszki stojące na stole i ponownie krzycząc "Graj!", rozpryskuje ich zawartość na ścianie proscenium. W tym samym momencie Wojnicki zaczyna grać na fortepianie motyw, który będzie powracał do końca spektaklu. Przez parę minut nic się nie dzieje i w teatrze rozbrzmiewa muzyka. Z lewej kulisy wychodzi Sieriebriakow (Włodzimierz Press). Stąpa majestatycznie, podpierając się metalową laską. Koszulę na piersi ma rozpiętą, w lewej ręce trzyma kamizelkę. Siada w fotelu obok śpiącej Wojnickiej i opowiada swój sen ("To nie podagra, to reumatyzm"). Pyta leżącą Helenę o godzinę. Helena podnosi się i przechodząc obok Sieriebriakowa, na jego słowa o starości uderza go dłonią w kolano (noga Sieriebriakowa, zgodnie z odruchem, podskakuje).
Sieriebriakow z Wojnicką schodzą ze sceny. Wojnicki przerywa grę na fortepianie i podejmuje motyw muzyczny w przeciągłej wokalizie. Drzwi w przejściu otwierają się. Z obu stron wychodzą mieszkańcy domu. Wymiana spojrzeń i uśmiechów przy spotkaniach. Sieriebriakow chwyta nagle Helenę za rękę i agresywnym tonem zgłasza swe pretensje ("Ty pierwsza się mną brzydzisz"). Pozostałe osoby w milczeniu przyglądają się kłótni.
Wojnicki, sam na scenie, zapala papierosa i podchodzi do szklanego stołu. Podpala jeden z suchych liści, który wybucha płomieniem. Na proscenium napięcie towarzyszące kłótni słabnie, gdy wchodzi Parobek. Pokonuje on długość przejścia potrójnym skokiem. Zawiadamia Astrowa, że przyjechali po niego "z fabryki". Powtarza się dokładnie scena odegrana już przy stole z samowarem. Astrow odchodzi zrezygnowany ("No, trzeba jechać..."). Helena wychodzi, składając na łysinie Sieriebriakowa długi pocałunek. Sonia zaczyna rozmowę z ojcem na temat doktora. Zniecierpliwiony i rozdrażniony Sieriebriakow prosi ją o podanie kropli. Sonia stojąc nieruchomo odpowiada, że nie ma czasu. Po wyjściu Sieriebriakowa postacie stojące w przejściu schodzą, nucąc rosyjską melodię na cztery głosy. W drzwiach z prawej, w przejściu, pojawia się Wojnicki ze strzelbą w dłoni. Oddaje cztery strzały. W korytarzach biegnących wokół sali z trzaskiem pękają szklane naczynia. Na odgłosy strzelania na scenie pojawia się Helena (,,Pan jest pijany") i znika. Wojnicki niczym snajper oddaje jeszcze jeden strzał, turlając się po scenie. Widzowie kulą się ze strachu, zdaje im się, że śrut lata tuż obok pierwszych rzędów, a Wojnicki w trakcie strzelaniny zmienia naboje.
W końcu Wojnicki siada na ławce, a Helena przy stole. Wojnicki, postawiwszy strzelbę na podłodze i oparłszy brodę na lufie, zaczyna powoli i metodycznie zdejmować prawy but. Wyrzuca go za drzwi, to samo robi ze skarpetką. Niezgrabnie, bosą stopą, próbuje nacisnąć spust. Wybucha nagle monologiem ("Dzień i noc, jak zmora, dusi myśl, że życie moje stracone bezpowrotnie"). Helena, przyglądając się tej groteskowej scenie samobójstwa, reaguje histerią ("Proszę przestać"). W prawych drzwiach sceny pojawia się Maryna, bez słowa zabiera Wojnickiemu strzelbę, jak dziecku niebezpieczną zabawkę, i odchodzi. Wojnicki siada przy szklanym stole i wyznaje miłość Helenie. Ona jednak odchodzi, Wojnicki kończy swój monolog w samotności, rzucając słowa przed siebie, w pustkę.
Z prawej kulisy wysuwają się pijani Astrow i Tielegin. Idą zwróceni do siebie, trzymając brzuchami gitarę. Nucą na dwa głosy rosyjską melodię. Tielegin przechyla głowę i otwiera szeroko usta. Astrow wlewa mu do gardła kieliszek wódki. Melodię podejmuje Wojnicki, który podchodzi do Astrowa i Tielegina, odbiera im gitarę. Śpiew gwałtownie urywa się. Astrow przepytuje Wojnickiego, dlaczego jest taki smutny, Tielegin powtarza na proscenium historię swojego nieudanego życia ("Szczęście moje uciekło, ale duma została"), tym razem w pijackim rozczuleniu. Astrow wchodzi na kołyszącą się podłogę z lewej strony proscenium.
Tracąc równowagę, stacza się do przejścia i wypada za drzwi. Natychmiast cofa się tyłem, kuląc się pod wzrokiem Soni (,,Przepraszam, jestem bez krawata").
Sonia przekonuje Astrowa, żeby nie pił, ten opowiada jej o sobie. Rozmowa ta toczy się na maleńkich schodkach umieszczonych w lewej części pierwszego rzędu widowni. Astrow obiecuje, że nie będzie pił ("Basta! Wytrzeźwiałem"), przyczesuje włosy i wkłada jedną połę kamizelki do spodni. Sonia wypytuje Astrowa, czy zakochałby się w młodej dziewczynie, takiej jak ona. Astrow odpowiada wymijająco i odchodzi. Sonia, radosna, wbiega na pochylnię, a potem przebiega szybko przejście. Za chwilę pojawia się w przeciwległych drzwiach wraz z Heleną.
Dwie roześmiane kobiety próbują się zaprzyjaźnić. Przytulają się, siadają pod szklanym stołem. Gdy rozmowa schodzi na Astrowa, Helena wpada w zapał. Staje nad stołem, zgarnia jednym ruchem suche liście i opowiada o pracy Astrowa, patrząc na twarz Soni przez szklany blat. Sonia zaczyna rozumieć, że Helena kocha Astrowa. Wstaje, patrzy na Helenę z wyrzutem. Helena zamiera. Milczenie przerywa dźwięk fortepianu.
Helena znika w drzwiach i powraca trzymając w dłoniach flet. Gra razem z Wojnickim smutną melodię. Urywa ją, stając przy fortepianie. Przegina się do tyłu i wygłasza rozpaczliwy monolog ("A ja jestem nudna, epizod..."), zaczyna grać jedną ręką na fortepianie ("Będę grać i płakać jak szalona"), w duecie z Wojnickim. Sonia, położywszy dłonie na karku, powoli sunie w głąb sceny. Jej cierpienie wyrażane jest głównie przez napięcie całego ciała. Helena rzuca jej życzenie szczęścia, ale Sonia nie reaguje, idąc ku lewej kulisie. Helena również odwraca się tyłem i skrzyżowawszy ręce na piersi powoli schodzi ze sceny.
Sonia i Helena siadają tyłem do widzów na kanapie. Kanapa umieszczona jest na małej obrotówce i powoli przesuwa się. Helena obiecuje wypytać Astrowa, czy ten kocha Sonię. Jednocześnie zaciska dłonie na szyi Soni, jak gdyby chciała unieść jej głowę. Potem podchodzi do obrazu wiszącego na ścianie z lewej. Astrow zbliżywszy się, zaczyna go traktować jako mapę powiatu. Niczym prelegent wskazuje różne części płótna i prowadzi wykład, nie odrywa jednak oczu od twarzy Heleny. Ona udaje zainteresowanie, tyłem odchodzi w stronę krzesła przy szklanym stole. Rozmowa schodzi na uczucia Soni, lecz dwukrotnie przerywa ją procesja mieszkańców domu, którzy przechodząc z prawej w lewą, rozbierają wielki samowar na części, a zmierzając w przeciwnym kierunku - składają go na nowo. Grupa ta sunie powoli, nucąc rosyjską melodię.
Helena wraca z Astrowem na proscenium. Żąda, by przestał bywać w jej domu. Astrow znika w drzwiach i powraca ze starym aparatem fotograficznym ("Będę panią wspominał"). Rozmawiając z Heleną, przymocowuje aparat do blatu szklanego stołu. Helena zaczyna przybierać zalotne pozy, Astrow podchodzi do niej trzymając w dłoni gumową gruszkę do uruchamiania aparatu. W trakcie miłosnego dialogu oboje ustawiają się w erotycznych pozycjach. Co jakiś czas Astrow naciska gruszkę i robi komiczne "czik-czik" naśladując dźwięk aparatu. W końcu domaga się spotkania, podbiega do obrazu-mapy i wskazuje ręką miejsce schadzki. Helena wybiega, Astrow pada na kolana, a Wojnicki, który cały czas siedział przy fortepianie, uderza palcami w klawiaturę. Astrow podnosi się, otrzepuje spodnie, podchodzi do Wojnickiego, zaczyna rozmowę o pogodzie. Schodzi ze sceny przeciągle gwiżdżąc.
W przejściu pojawia się Sieriebriakow z Parobkiem. Ustawiają krzesła w rzędzie. Domownicy schodzą się powoli i wysłuchują projektów Sieriebriakowa, który zachowuje się jak stary belfer. (Przy słowach "manes omnes una nox" wodzi laską ponad głowami zebranych, jakby oczekiwał odpowiedzi.) Przerywa mu wściekły Wojnicki. Wymiana zdań przeradza się w gwałtowną kłótnię punktowaną groteskowymi uwagami Tielegina ("Pogęgają gąsiory - i przestaną"). Wojnicka próbuje uspokoić syna, woła po francusku: "Jean". Kłótnia przenosi się na korytarz po prawej stronie przejścia. Zza zamkniętych drzwi na salę dobiega tylko kakofonia krzyków. Potem spór raz jeszcze wraca na salę. Sieriebriakow rzuca pod adresem Wojnickiego słowa: "Marna kreatura", i wybiega. Wszyscy znikają. Jako ostatnia wychodzi Maryna, która ze słowami "A bodaj was" trzaska drzwiami. Tu następuje antrakt.
4.
Druga część spektaklu zaczyna się od gwałtownego przejścia wszystkich postaci z prawej kulisy w lewą. Po drodze każdy porywa jakąś część samowaru, a Astrow bierze cały stół, aby go ustawić przy przeciwległej kulisie. Na scenie obok fortepianu stoi Wojnicki; znowu zaczyna brzdąkać ów powracający motyw muzyczny. Przerywa i powoli nasuwa tył marynarki na głowę. Wolno schodzi w kulisy.
Po pauzie otwierają się drzwi w przejściu. Z lewej strony wsuwa się ciężko przestraszony, lecz dumnie stąpający Sieriebriakow. Z prawej wchodzi, ze strzelbą w dłoni, Wojnicki. Oddaje strzał do Sieriebriakowa. Ten krzyczy: "Trzymajcie go. On oszalał". Wojnicki strzela ponownie. Sieriebriakow pada na scenę. Po chwili jednak podnosi się i stukając laską, odchodzi. Zrezygnowany Wojnicki sunie przejściem. Cicho, pod nosem, rzuca "Bach!" i znika w drzwiach.
Pozostałe postacie wchodzą na scenę i w szeregu kładą się na podłodze. Astrow niedbale zarzuca nogi na ścianę, Helena otwiera parasol, Sieriebriakow bawi się kapeluszem, Wojnicka czyta książkę. Sonia milczy, a Maryna i Tielegin, podpierając się na łokciach, rozmawiają ("Do Charkowa wyjeżdżają"). Na końcu, po prawej, leży Parobek. W drzwiach z lewej pojawia się Wojnicki, swój monolog ("Jestem wariatem...") wykrzykuje, przeskakując kolejno przez wszystkich leżących. Na końcu, lekko zdyszany, siada na brzuchu Parobka. Idzie w stronę Astrowa, odsuwa go i zmusza do wstania. "Widziałem, jak ją obejmowałeś" - mówi, Astrow zaś replikuje, nagle przysuwając głowę ("a ty, o...") Zrywa się Parobek z okrzykiem "Konie zajechały" i wybiega ze sceny.
Pozostałe osoby podnoszą się i rozpoczynają rytuał pożegnania. Rozmowa Astrowa z Wojnickim przenosi się w okolice stołu. Dialog zamienia się w fizyczne zmaganie, jak w zapasach. Idą obaj, trochę zmęczeni, w lewą stronę, gdy nagle Astrow domaga się zwrotu morfiny. Milczenie przerywa wejście Soni. Bierze ona Wojnickiego za rękę ("Chodź, wujaszku. Musisz się pogodzić z ojcem.") Wchodzą na kołyszącą się podłogę z lewej. Dochodzą do brzegu, czekają aż podłoga opadnie i delikatnie skaczą, trochę jak dzieci. Znikają w lewych drzwiach przejścia. Za nimi idzie Astrow.
Z prawej kulisy w lewą biegnie w podskokach Parobek. Za nim suną domownicy, zbici w krąg, ze skrzyżowanymi dłońmi. Następuje dalszy ciąg rytuału pożegnania, dobiegają pojedyncze kwestie. ("Temat godny pędzla Ajwazowskiego", "Dawno już mnie, grzesznej, kluseczki pachną"). Żegnają się również Astrow z Heleną. Najpierw przez scenę biegnie Astrow, trzymając oburącz przed sobą Helenę. Wyłaniają się po chwili w prawych drzwiach sceny, oparci o framugę. Astrow błaga Helenę, by została, a potem, aby mu się oddała. Gdy Helena odmawia, wypycha ją gwałtownym ruchem ręki za drzwi, mówiąc z obrzydzeniem:"Niech pani jedzie..."
Scenę miłosną przerywa przejście Parobka, który piłuje krótki pniak brzozy. Po raz trzeci Astrow wchodzi z Heleną, bierze ją na ręce, w końcu rzuca melodramatyczne: "Finita la commedia!" Kochankowie schodzą powoli po pochylni i ściskając się, znikają w prawych drzwiach przejścia. Tymże przejściem przesuwa się Wojnicka, a za nią Parobek niosący aparat fotograficzny na trójnogu. W głębi sceny postacie ustawiają się do fotografii. Za aparatem staje Parobek.
Sieriebriakow wygłasza sentencjonalne "Trzeba pracować dla ogółu". Parobek daje znak ręką, błyska światło i rusza wielka obrotówka. W jej huku następuje teatralne pożegnanie Wojnickiego z Heleną ("Do widzenia, drogi"). Sieriebriakow ciągnie Helenę zastygłą w pozie z podniesioną ręką. Znikają w drzwiach umieszczonych na horyzoncie. Wojnicki zasiada na krześle przy
fortepianie, który na skutek ruchu obrotówki zmienił pozycję. Pozostali stają przy stole z lewej. W ciszy powtarzają: "Pojechali". Zapada milczenie. Astrow rzuca ze smutkiem kwestię: "A w tej Afryce to musi być teraz upał - straszliwy!"
Wraz z odejściem Astrowa znikają i pozostali. Wojnicki siedzi samotnie przy fortepianie. Z lewej strony wchodzi Sonia. W przejściu pojawiają się inne osoby i zasiadają na krzesłach. Patrzą przed siebie albo na scenę. Sonia zrywa się i zaczyna gorączkowo biegać po scenie, z nerwową desperacją wypowiada swój monolog. Wojnicki, zatopiony w sobie i zrezygnowany, osuwa się w fotelu. Sonia twardo wyrzuca z siebie słowa: "Odpoczniemy! Odpoczniemy!" Zatrzymuje się. Światło nagle gaśnie.