Artykuły

Teatralny supermarket

XV MFT Malta w Poznaniu podsumowuje Stefan Drajewski w Głosie Wielkopolskim.

W poniedziałek [11 lipca] nad ranem zakończył się koncert finałowy Malty 2005. Wystąpiły trzy zespoły: Kult, Armia i Brygada Kryzys. Dla pokolenia organizatorów "Malty" i sporej części publiczności - grupy kultowe, artyści, w towarzystwie których wchodziliśmy w dorosłe życie. Stojąc wśród dziesięciotysięcznego tłumu, ze zdumieniem doszedłem do wniosku, że wyrosło nowe pokolenie fanów, znające lepiej ich piosenki niż ja. Początkowo wydawało mi się, że ten koncert nie wpisze się w charakter festiwalu. Pomyliłem się.

Moda na cyrk

W tym roku wiele teatrów przyjechało z przedstawieniami, które w sposób metaforyczny i dosłowny odwoływały się do cyrku. Lech Raczak w "Placu Wolności" i Marcin Liber w "Sympathy for the Devil" nawiązali i wprost (bo jest arena), i metaforycznie (wielki cyrk świata w którym wszystko zdarzyć się może) do tego toposu kultury. Oba przedstawienia mogą bulwersować i dzielić, mogą prowokować spory, ale w obu artystom idzie o próbę opisania świata który nas otacza.

Drugi nurt - typowo cyrkowy - zaprezentowały zespoły Ocelot (Polska) i Cirkus Cirkor (Szwecja). Można je było podziwiać za sprawność akrobatyczną, umiejętności taneczne (Ocelot), wykorzystanie nowoczesnej technologii (Cirkus Cirkor), ale daleko im do teatru i chyba jeszcze dalej do festiwalu teatralnego.

Największym rozczarowaniem okazał się występ Compagnie les Passagers, która korzysta co prawda z technik cyrkowych, ale robi to instrumentalnie i nic z tego nie wynika.

Bełkot taneczny

Wiele obiecywałem sobie po projekcie "European Dance Stage", w ramach którego pojawiły się cztery zespoły z Europy. Niestety, wyjąwszy "Moment" Magdaleny Reiter, polskiej tancerki i choreografki pracującej w Słowenii, wszystkie przypominały choreograficzny i taneczny bełkot. Do bełkotliwego nurtu dodałbym jeszcze występ Nai-Chen Dance Company ze Stanów Zjednoczonych. Na tym tle zajaśniały przedstawienia Polskiego Teatru Tańca.

Znacznie lepiej taniec ma się w teatrach, które wykorzystują go, ale nie nazywają siebie teatrem tańca, myślę tu o przedstawieniu "Time Out" Antagon Theateraktion czy "Symphaty for the Devil" Teatru Usta Usta.

Eklektyzm muzyczny

Eklektyzm jest synonimem naszych czasów. I niech tak zostanie. Wielbicieli muzyki Philipa Glassa nie brakowało na "Malcie", podobnie jak zespołów punkrockowych. Koncert finałowy przyciągnął wielotysięczne tłumy. Po drodze było jeszcze spotkanie z zespołem MW2, legendą polskiej muzyki współczesnej, który zawsze działał na styku muzyki i teatru. Ich performerskie podejście do dźwięku budziło bardzo często skandale. Ale to jest już pieśń przeszłości.

Dobre bo polskie

Na Malcie można było w tym roku przebierać jak w supermarkecie, aczkolwiek na górnej półce było pustawo. Dominowały przedstawienia o niczym, zwłaszcza w nurcie off. Trudno się więc dziwić, że po raz drugi w historii festiwalu nie przyznano nagrody Offeusza.

Najciekawszy teatr zaproponowały zespoły polskie. Widać, że naszym zespołom ciągle idzie jeśli nie o "rząd dusz", to przynajmniej o próbę określenia się we współczesnym świecie, próbę zrozumienia tego świata Można się nie zgodzić z wersją "Makbeta", jaką zaproponował Paweł Szkotak, czy "Cosi fan tutte" przez Grzegorza Jarzynę, ale trudno odmówić im oryginalności, żaru...

Tegoroczna "Malta" przypominała worek, do którego wrzucono, co kto miał najlepszego. Może warto jednak przyciągnąć trochę gorset kwalifikacyjny, a wtedy uniknie się pomyłek, od których nie był wolny program główny. Wyraźnie zawiodły lokomotywy, które były adresowane do masowej publiczności nad Jeziorem Maltańskim. Pamiętam lepsze Malty.

Na zdjęciu: "Łatwe umieranie" w reż. Lecha Raczaka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji