Artykuły

Ocaleni przez odrazę

"Ocaleni" Edwarda Bonda w reżyserii Gadi Rolla - z racji szczególnej brutalności tematu i okrutnego obrazu rzeczywistości, mieli wzbudzać kontrowersje wśród odbiorców. I rzeczywiście - po pierwszej części premierowego spektaklu połowa widzów opuściła Scenę Kameralną.

Pam (świetna rola debiutantki Magdaleny Cieleckiej) nienawidzi swojego dziecka, gdyż ukochany Fred (Artur Dziurman) nie przyznaje się do ojcostwa. Dla uspokojenia niemowlęcia dziewczyna daje mu aspirynę, po czym zostawia wózek w parku, gdzie Fred zwykle łowi ryby. Fred, podobnie jak jego kolesie, nie ma forsy, często się wkurza, "wszystkie laski puszcza w trąbę", od pozostałych różni go to, że "ma więcej koksu". Scena, w której chłopaki zaczynają się znęcać nad niemowlęciem, wyrywać mu rączki, bić go po twarzy, uderzać w brzuch, aż w końcu sam Fred rzuci kamieniem w wózek i uśmierci dziecko, należy do najbrutalniejszych w całej współczesnej literaturze dramatycznej.

Gadi Roll zrezygnował z odtwarzania realiów londyńskich z 1965 r., czyli okresu, w którym powstała sztuka. Kolesie: Pete (Marek Kalita), Mike (Piotr Urbaniak), Barry (Paweł Tołwiński) i Colin (Leszek Zdun) nie tyle przypominają bezrobotnych angielskich mętów, co ubranych w czarne skórzane kurtki amerykańskich gangsterów i ogolonych na łyso skinhedów. Ani przez chwilę nie odnosi się wrażenia, że wykreowany na scenie świat jest typowym pejzażem z życia społecznego marginesu. Oprócz narzekającej na brak pieniędzy Mary (Elżbieta Karkoszka), chłopcy aż błyszczą od najlepszych kremów po gołeniu, a Pam, córka Mary, ubiera seksowne skórzane spódniczki i lakierowane, różowe buciki.

Bohaterów "Ocalonych" łączy jedno - mają tak wypalone i czarne dusze, jak ściana tworząca tło spektaklu (scenografia autorstwa Miriam Guretzky), przypominająca wielkomiejskie podwórka, na których gra się w piłkę i morduje przypadkowych przechodniów. Są otumanieni mocną muzyką, nieustannym brzęczeniem telewizora i wiecznymi kłótniami, jakie toczą się w mieszkaniu Pam.

Nikt tu z nikim nie rozmawia. Wszyscy albo milczą, albo wrzeszczą na siebie, obrzucają się oszczerstwami i inwektywami, kłamią, pyskują. Mowę zamieniają w szczekanie, pozbawioną celu paplaninę. W ciągu dwóch godzin pada tyle obrzydliwych i wulgarnych słów, że aż dziw bierze, iż ludzkość tyle wymyśliła. Temat seksu traktuje się na równi z tematem mordu, przemocy, grabieży, narodzin i śmierci. Nikt tu nie przeżywa rozterek, nikt nie uczy się na swoich błędach. Miłość to raczej psie przywiązanie niż głębsze, uczucie. Pam nie rozpacza po stracie dziecka, ale idzie do ekskluzywnej knajpy i po raz kolejny proponuje Fredowi wspólne życie. Jej matka zrobi awanturę Harremu (Andrzej Kozak), ale i tak wie, że następnego dnia znowu poda mu herbatę. Jedyną osobą o ludzkich odruchach jest w tym spektaklu Len (Jacek Poniedziałek). Jednak od niego właśnie chce być "ocalona" Pam, dziewczyna, która bez przemocy nie potrafi już żyć.

Spektakl zaskakuje szybkim tempem nakładanych na siebie sekwencji. Niewątpliwie jest trudny w odbiorze i skierowany do wyrafinowanego widza. Autor i reżyser sztuki pokazują sytuacje graniczne, świat zdehumanizowany, zdegradowany do stadnych zachowań i odruchów. Pokazują, co dzieje się z człowiekiem, który żyjąc w wielkomiejskim świecie, zapomina, że ma rozum, myśli i mógłby sobą kierować. Ta sztuka bulwersuje właśnie dłatego, że szokująco, drastycznie i bez ubarwień mówi o tym, kim jesteśmy. Przerysowuje postaci i sytuacje, jednak, jak twierdzi Bond, tylko wyolbrzymiając można sprowokować człowieka do odrazy wobec zła, tkwiącego w każdym z nas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji