Artykuły

Łódź. Prepremiera "Kokolobolo..." w Nowym

22 września w Teatrze Nowym prapremiera sztuki Roberta Urbanskiego "Kokolobolo, czyli opowieść o przypadkach Ślepego Maksa i Szai Magnata w reż. Jacka Głomba. Prapremiera spektaklu odbędzie w ramach festiwalu Łódź Czterech Kultur 2012-Generacje

Kokobolo najlepsze jest - Jacek Głomb na swojej stronie jacekglomb.pl

Zamilkłem na blogu na trzy tygodnie nie z powodu lenistwa, ale ciężkiej pracy (na razie 30 prób w ciągu 15 dni, z przerwą tylko na niedziele). W Łodzi w Teatrze Nowym reżyseruję sztukę Roberta Urbańskiego "Kokolobolo, czyli opowieść o przypadkach Ślepego Maksa i Szai Magnata". Robert napisał tę opowieść specjalnie na zamówienie Teatru Nowego, a konkretnie jego dyrektora, Zdzisława Jaskuły. Zdzich jest dowodem, że poeci mogą rządzić teatrami i robią to wcale nie gorzej, niż wysławiani - szczególnie na Dolnym Śląsku - managerowie. Kokolobolo to szemrana nazwa szynku/piwiarni, gdzie Maks Borensztajn vel Ślepy Maks, przedwojenny łódzki Al. Capone, rezydował i gdzie w 1929 r. z zimną krwią zastrzelił Srula Karmę Balbermana. Panowie pokłócili się o wpływy w legalnie działającym (!) stowarzyszeniu filantropijnym "Bratnia pomoc", które oficjalnie zajmowało m.in. zbieraniem środków na posagi dla biednych żydowskich dziewczyn. A tak naprawdę było stowarzyszeniem "dusicieli", czyli jak to poetycko ujął autor sztuki - zajmowało się duszeniem dłużników.

Czytam przedwojenną łódzką prasę i pełna jest ona opisów wyczynów bohaterów naszej sztuki: Ślepego Maksa, Szai Zylberszaca vel Magnata, Fajwla Bucika. W 1929 r. Maks stał na czele bandy złodziejskiej o wyjątkowo oryginalnej nazwie Dardanele. W 1935 r. działała już ona pod inną nazwą - "Bracia mocni". Wyobraźnia łódzkiego świata przestępczego nie znała granic. W książce adresowej miasta Łodzi na lata 1937-39 Fajwel Najfeld vel Bucik, który miał w Łodzi kasyno wraz z burdelem, figuruje jakointroligator. Robert, nie wiedząc jeszcze o tym, zrobił z niego w sztuce fałszerza, największego fałszerza Łodzi. Od introligatora niedaleko do fałszerza, i tak sztuka dopisuje swoje trzy grosze do rzeczywistości.

O Kokolobolo pisał we wspomnieniach przedwojenny łódzki dziennikarz Adam Ochocki:

"Okrzyk bojowy dzielnych wojowników plemienia Apaczów? Imię piękności z Wysp Polinezyjskich? A może nazwa tańca egzotycznego? Nie łamcie sobie na próżno głowy i tak nie odgadniecie, co to słowo oznacza. Takie miano nosił niepozorny szynk w nieistniejącym już drewniaku na rogu ulicy Wschodniej i Pomorskiej, naprzeciwko parkingu, gdzie dzisiaj zobaczycie wyłożony płytkami placyk z kioskiem "Ruchu" i straganem owoców.

Kokolobolo! Na sam dźwięk tego słowa cierpła ludziom skóra. Tutaj bowiem schodzili się groźniejsi od Apaczów apasze, złodzieje, alfonsi, męty i szumowiny wielkomiejskie. Częstym gościem w tym przybytku bywał niejaki Przytulnik, dwumetrowy drab o niesłychanej krzepie. W sali tańca osaczyła go szajka rudego Rubina i zakłuła nożami. Już pierwszy cios, zadany w serce, był śmiertelny, jak wykazała ekspertyza lekarska. Miał przecież Przytulnik jeszcze tyle siły, że przebiegł kilka metrów, dopadł któregoś z napastników i rozszarpał go, jak rozwścieczony odyniec atakującego go psa. Przychodził tu również Mojsio Pojto, osławiony bogacz bałucki, Pejsach Mamyluk, co to w dzieciństwie uciekał od matki, Szaja Bokser, Mendełe Bękart, Bazmak i inni, z nazwiska znani chyba tylko wtajemniczonym. Tutaj też

urzędowali w oparach alkoholu członkowie dintojry, sądu złodziejskiego i ferowali wyroki. Odwołania od nich nie było. Chyba... na tamtym świecie.

Z szyldu nad lokalem wynikało, że jest to piwiarnia z prawem wyszynku. "Kokolobolo" było nazwą nieoficjalną, zaczerpniętą z bogatego żargonu złodziejskiego. Co oznaczała - nie wiem. Ciekawości mojej nie mogli zaspokoić nawet stali bywalcy tego lokalu, z którymi z racji mojego zawodu miewałem luźne kontakty.

- Co pan będziesz przejmował? - poklepywali mnie przyjaźnie po ramieniu.

- Kokolobolo to Kokolobolo i już".

A my w spektaklu mamy hymn Kokolobolo (słowa Robert Urbański, muzyka Bartek Straburzyński). Może będzie przebój?

Ma żabojad swe Wersale

I w Paryżu kabarety,

Mają Szwaby wielkie bale,

Wiedeń złote ma bankiety

A my w dupie mamy Wersal

Wiedeń i sopockie molo,

W dupie Moulin Rouge i Berlin,

Bo mamy Kokolobolo!

Kokolobolo

To jak po setce w śmietanie

śledż

Kokolobolo

Razem czy solo

Najlepsze

Kokokokokokokobolo

Gdy w chałupie ci dosolą,

Gdy od życia kości bolą,

Gdyś sterany ludzką dolą -

Przychodź do Kokolobolo!

Kokolobolo

To jak po setce w śmietanie

śledź

Kokolobolo

Razem czy solo

Najlepsze

Kokokokokokokobolo

Jest!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji