Artykuły

Kilka słów o "Nietoperzu"

"Nietoperz" w reż. Kornela Mundruczó w TR Warszawa. Pisze Marek Kujawski w serwisie Teatr dla Was.

"Nietoperz albo mój cmentarzyk" proponuje nam refleksję nad sobą i problemem dobrowolnej śmierci. Spektakl Teatru Rozmaitości w Warszawie porusza zagadnienie eutanazji, a przede wszystkim dotyka zawiłości relacji międzyludzkich.

Dramat - a jest to prawdziwy dramat w rozumieniu antycznym, jako że opowiada o ludzkich wyborach

- rozpoczyna się w noc sylwestrową. Chociaż akcja toczy się w szpitalu, w którym na własną prośbę umierają ludzie, towarzyszą im akcesoria typowo noworoczne. Nie polecam jednak spektaklu na noc sylwestrową, jest on bowiem makabreską balansującą momentami na granicy horroru.

Widz ciągle bombardowany jest nowymi doznaniami i do końca nie wie, i nie będzie wiedział, czego może się spodziewać. W pierwszym momencie wydawać się może, że będziemy świadkami thrillera. Zresztą do końca spektakl będzie wielką niewiadomą.

W czasie pracy nad spektaklem, także aktorzy nie wiedzieli, do czego ostatecznie doprowadzi ich koncept dramaturg Katy Wéber i reżysera Kornéla Mundruczó. Sztuka w dużej mierze powstała bowiem z improwizacji i wariacji aktorów na tematy zadawane przez węgierskiego reżysera. Wiele pomysłów kończy się jak ślepe uliczki, z których trzeba się wycofać. Ani aktorzy, ani reżyser nie udają mentorów. Wiedzą tyle samo, co i my wiemy. Czują to samo, co i my czujemy.

Po co powstał wiec "Nietoperz"? Ano po to, by uświadomić widzom, iż od pewnych problemów nie uciekniemy i prędzej czy później, ale jednak, będziemy musieli się z nimi zmierzyć.

Kiedy aktorzy, a wraz z nimi i my, znajdą się w zaułku bez wyjścia, do akcji wkroczy sprawdzona i przebojowa, wesoła muzyka, która rozładuje napięcie, podkreślając przy tym groteskowość tego ciekawego przedsięwzięcia teatralnego. Odnajdziemy tu sceny tkliwe, wzruszające, nawet oniryczne, ale i komediowe, surrealistyczne. Niektóre sceny będą wręcz denerwujące.

Recenzenci zwracają uwagę na ciekawe role męskie (Sebastian Pawlak, Dawid Ogrodnik). Rzeczywiście kreacje aktorskie są dobre, a momentami nawet znakomite. Generalnie gra aktorska reprezentuje wysoki poziom. W spektaklu tym każdy aktor ma swoje pięć minut i mógł je dobrze wykorzystać. Niemal wszyscy to zrobili. Jednak niekwestionowaną królową spektaklu jest wspaniale irytująca Roma Gąsiorowska. To Roma Gąsiorowska spina i trzyma cały spektakl, który bez niej rozpadłby się na szereg epizodów. Gąsiorowska, jako świadoma aktorka, w pełni wykorzystała szansę pokazania całej gamy swych możliwości i umiejętności. Czasem jednak, czekając na swoje kolejne wejście, wydaje się być zbyt ostentacyjnie znudzona.

Jedna postać kobieca (fakt, niezbyt wdzięczna) jest nieporozumieniem. Najsłabiej wypadła bardzo dobra aktorka, Agnieszka Podsiadlik, która nie potrafiła być dostatecznie przekonującą. Być może jest to winą odtwórczyni roli małżonki bohatera poddającego się eutanazji. Nie jest wykluczone jednak, że aktorka została po prostu źle obsadzona.

Nieco męczące jest wykorzystanie w zbyt dużym natężeniu światła stroboskopowego. Potęguje ono nastrój grozy i niepewności, podkreślając przy tym odrealniony wydźwięk zwłaszcza pierwszej sceny. Użycie tego prostego triku w chwili opuszczania ciała jest bardzo prostym i dobrym pomysłem.

Wieczór spędzony w Teatrze Rozmaitości bez wątpienia należy zaliczyć do jednego z bardziej udanych. Z całą pewnością, żaden widz nie wyjdzie znudzony i szybko nie zapomni o spektaklu. Brawo!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji