Artykuły

Wszystko wydumane

Bywa, że gdy teatr odwiedza król z wypchaną kiesą, aktorzy tracą poczucie smaku, zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy. Bywa też, że wielka improwizacja jest wielką prowizorką.

Inscenizacja fragmentów Moliera, Giraudoux i Różewicza, czyli "Improwizacje wrocławskie" Andrzeja Wajdy to spektakl wyreżyserowany z niewielkim poczuciem smaku, mówiący o kondycji teatru ze szczyptą zaledwie zdrowego rozsądku i pozbawiony jakkolwiek rozumianego kunsztu. Zespół - w całości - przeszedł przez scenę kilkakroć, z prawej na lewą i odwrotnie. Tylko to udało się bez potknięć.

Pytanie autorów o miejsce teatru w naszej wyobraźni jest rzeczywiście pytaniem ważnym i ciekawym, bo tęsknimy przecież za chwilą skupienia, za intymnością spotkania z drugim człowiekiem, buntujemy się przeciw taśmom odtwarzanej mechanicznie pamięci. Gdy bunt przeciw szklanym ekranom nas porwie, przychodzi czas ocen: teatr nas drażni albo nudzi, zachwycą albo raduje. Na pewno nie pozostawia nas w obojętności.

Jednak w tym spektaklu jest to świat statyczny i martwy. Statyczny, bo wszystkie trzy części są zupełnie pozbawione. tempa, bo nawet najwięksi aktorzy - jak Teresa Sawicka, Igor Przegrodzki czy Jerzy Schejbal - snują się po scenie niezbyt zainteresowani partnerami czy logiką scenicznych zdarzeń. Być może dlatego, że żadnych zdarzeń tak naprawdę nie było. Poza wszedł-wyszedł, siadł-wstał, z krzesła-na krzesło i teatralną "glorią" - opuszczaną "na kulkowych łożyskach" windą - nie działo się tu tragicznie nic, co na dłużej przyciągałoby oko i ucho.

Rozważania o sztuce aktorskiej i teatrze, które "stoją", a nie dzieją się na scenie, to inscenizacyjna katastrofa. Mało czytelny tekst Różewicza to zaledwie skecz, nie dramat. Jest to spektakl martwy. Żaden z fragmentów tak naprawdę nie mówi o nas i do nas, bo wiarę w to, że teatr jest wrażliwością i wyobraźnią uniwersalną jak czipsy i kokakola, przerabiali już "inżynierowie dusz ludzkich" w latach 50., a my w to dziś już nie wierzymy.

Dziś tylko ślepy i głuchy nie rozumie, że teatr, który dramatycznie i drapieżnie nie towarzyszy życiu, który nie widzi, że to życie wdziera się w nas stalowymi i betonowymi pazurami, jest teatrem błaznów, a nie proroków.

Pomysł, by wybrać na inaugurację sceny takie właśnie teatralne zabawki, udałby się tylko wówczas, gdyby aktorzy potrafili nas przekonać, że teatr naprawdę dzieje się w ich namiętnościach i myślach, w zwykłych ludzkich lękach, świństwach i heroizmach, które przecież spalają tych ludzi, zanim wejdą w światła rampy. W poniedziałek na scenie nie zaiskrzyło nic. Ani bezładny Molier Igora Przegrodzkiego, ani Jouvet Jerzego Schejbala, ani Autor Adama Cywki nie pokazali niczego poza wysilonym krzykiem.

Król był, kiesę obiecał. Były kwiaty, owacje i dziwne wrażenie, że ktoś mnie okłamuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji