Artykuły

O śpiewaniu przy stole

Przepełniony poznańskimi wspomnieniami w pierwszych dniach października pojechałem do Polanicy, aby uczcić 80. rocznicę urodzin wybitnej aktorki Danuty Balickiej-Satanowskiej. Zaraz na wstępie zaintonowano zbiorowe śpiewanie. I tutaj rozpoczął się horror - pisze Sławomir Pietras w Angorze.

W dzieciństwie babcia, słuchając śpiewanych przeze mnie przy posiłkach piosenek wyuczonych w przedszkolu, przestrzegała: nie śpiewaj przy jedzeniu, bo twoja żona będzie miała głupiego męża.

Przez całe życie mając do czynienia ze śpiewaniem, stykam się z różnymi jego przejawami. Jeszcze podczas studiów na UAM w Poznaniu zorganizowaliśmy z moim przyjacielem Zbigniewem Napierała chór akademicki. Potem przyznawało się do tego szereg innych osób, jako że poza pomysłem i organizacją nie pozostawiliśmy w tym dziele jakichś trwałych zasług. Stało się tak z bardzo prostej przyczyny. Obaj nadawaliśmy się wyłącznie na solistów. Umiejętność śpiewania w chórze była nam zupełnie obca. Śpiewaliśmy za głośno, w różnych tonacjach i nie zawsze razem. Poniekąd zostało nam to do dzisiaj, ale w młodości zazdrościliśmy uniwersyteckich karier chóralnych Elżbiecie i Bogdanowi Hoffmanom, Loni Katarzyńskiemu, Wiciowi Rzewuskiemu, a nawet Hannie Suchockiej, która zanim została premierem, śpiewała pięknie, czysto i muzykalnie.

Przepełniony poznańskimi wspomnieniami w pierwszych dniach października pojechałem do Polanicy, aby uczcić 80. rocznicę urodzin wybitnej aktorki Danuty Balickiej-Satanowskiej [na zdjęciu]. Jej życie i bogata kariera dzielą się na powojenny okres krakowski, debiuty bydgoskie, wspaniałe sezony poznańskie, lata emigracji artystycznej w Niemczech, wieloletnie sukcesy we Wrocławiu i wreszcie w ostatnich latach rezydowanie na stałe w Polanicy, co rozjaśnia umysł, poprawia samopoczucie, umacnia zdrowie i dobrze działa na urodę, bo to przecież Kotlina Kłodzka.

Balicka jako żona mojego mistrza Roberta Satanowskiego odegrała w moim życiu zawodowym niemałą rolę, również jako wieloletnia oddana przyjaciółka. Ale najbardziej pielęgnuję w sercu i pamięci jej kreacje aktorskie w Antoniuszu i Kleopatrze, Wyzwoleniu, "Bazylissie Teofanu" (reż. Okopiński), "Szalonej Julce", "Don Carlosie" (Cywińska), "Męczeństwie i śmierci Marata" (Tomaszewski), "Słowach Bożych" (Hebanowski), "Opowieściach Lasku Wiedeńskiego" (Witkowski), "Fantazym" (Zegalski), "Iwonie, księżniczce Burgunda", "Panu Jowialskim" (Zatorski), "Śnie nocy letniej" (Grzegorzewski), "Transatlantyku" (Korin), "Operetce" (Zaleski), "Improwizacji wersalskiej" (Wajda), "Weselu" (Grabowski), "Tangu" (Melski).

Zgromadziliśmy się wokół Jubilatki w otoczonym górami i lasami polanickim "Piekiełku". Damy różnych pokoleń w strojach paradnych, dżentelmeni obowiązkowo na ciemno. Na stołach wykwintne przystawki, zupy i pieczyste, aż do wyszukanych deserów.

Zaraz na wstępie zaintonowano zbiorowe śpiewanie. I tutaj rozpoczął się horror. Było nas ponad 20 osób i w tylu właśnie tonacjach zabrzmiało jednocześnie tradycyjne "Sto lat", szybko zamienione w tekście na Dwieście lat, aby skąpymi życzeniami nie urazić Jubilatki. Repryzę "Sto lat, sto lat, sto lat, niech żyje nam" śpiewano już nieco ciszej, ale równie fałszywie. Natomiast pijacka "Niech jej gwiazda pomyślności nigdy nie zagaśnie" przypominała kompozycję atonalną, śpiewaną od tyłu do przodu.

Po pierwszym toaście, aby ratować oprawę artystyczną zgromadzenia, zaproponowałem przemówienia na cześć bohaterki wieczoru, wyznaczając na wszelki wypadek kolejność mówców. Sam dla przykładu pierwszy wygłosiłem laudację, podczas której towarzyszyła mi natrętna myśl, że wszelkie tego typu jubileusze są tylko próbą generalną przed czymś znacznie gorszym.

Następnie wszyscy przemawiali o wiele lepiej, niż to miało miejsce ze śpiewaniem. Szczególnie dobrze wypadli prof. dr Przemysław Minta, dr Joanna Styczysz, prof. dr Teresa Smolińska, mecenasostwo Janina i Henryk Bułajowie, polanicka mistrzyni rehabilitacji Dorota Bernaś oraz przybyły z Wrocławia prezes Paweł Skrzywanek.

Ponieważ przestałem wierzyć, aby w naszych czasach zdołano poprawić poziom muzyczny i wokalny moich rodaków, proponuję oficjalnie zabronić śpiewania przy stole. Lepiej niechaj w to miejsce Polacy przemawiają do siebie. Nie należy przy tym zapominać o ostrzeżeniach mojej babci, że żona śpiewającego przy jedzeniu będzie miała głupiego męża.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji