Artykuły

Słoik z moczem

Znajomy kelner z Klubu Dziennikarza na pytanie, co aktualnie można smacznego zjeść, odpowiada z humorem i rozbrajającą szczerością: Nie wiem, ja tutaj nie jadam, ja tylko podaję. A skoro zdarzenie ma miejsce w klubie środowiskowym, ową anegdotę odniósłbym do konsumentów, dziennikarzy. Czy z daniami, jakie codziennie pichcą swoim czytelnikom, utożsamiają się czy też podają je beznamiętnie albo interesownie. Serwując relacje, historyjki, odnoszą się do nich jak Japończycy, twierdzący, iż pasją ludu jest zaledwie znajomość drobnych faktów, przez co lud chciałby tylko wiedzieć czy Chrystus był dziecięciem nieślubnym. A może w rzecz wstępują jak Amerykanie, kpiący nazbyt szczerze, iż jeśli czymś zajmie się prasa, fakty są stracone na zawsze, także dla protagonistów. A więc zdobywać fakty i później przekręcać je w sposób dowolny, wierzyć tylko w maszynę do pisania czy rozdzierać koszulę, godowym głosem kusić, mamić i ostrzegać.

Pisarz, ale i senator, Andrzej Szczypiorski, który niedawno gościł w tym miejscu z okazji sprzedaży swoich książek po 1000 zł za kilogram twierdzi, iż wybiła godzina cynicznych oportunistów, fałszywych materii i gorliwych decuncjatów. Czy zatem dla doraźnych sytości ulegać dysponentom, setnikom, z tego tylko powodu, że aktualnie dominują, czy też przeciwstawiać się im szarpiąc nerwy, srebrząc włosy. Wojciech Reszczyński obraża się, niczym przedszkolak, przeciwko inwazji komunistów w telewizji (raczej chyba przeciwko zbyt anemicznego ich odwrotu), chociaż najsilniej lansował się w czasach, w jakich komuna manipulowała mass mediami, jak chciała. Oburza się, iż do radiowego studia zapraszają komunistę... Adama Michnika (?), natomiast, gdy pada pytanie, dlaczego przed laty tak chętnie brał od Urbana i Kwaśniewskiego asygnaty na auta, chce nagle kończyć rozmowę. Nie wziąłem od żadnej władzy talonów, nie wyciągałem ręki po najmarniejszą chociażby paczkę z Zachodu, ale sądzę, że ci, co je brali, nie robili tego pod pałami, pod przymusem, więc czego tu się wstydzić. Na moim pracowniczym podwórku pracuje osoba skierowana do tego zawodu w stanie wskazującym na... wojenny, jak to się mówiło, aparatu partyjnego. Miała poprawić "wizerunek ideologiczny dziennika". Tak też się stało. Miejsce pezetpeerowskiej legitymacji zajęła... Matka Boska, po korytarzach słychać jej głos - Komuno, precz! Lecz zamiast się uwiarygodnić, rozśmiesza.

Czy zatem ze znamieniem strachu nie publikować rozpowszechniających się idiotyzmów, jak ten, że kandydatki na żony muszą nosić na niektóre plebanie mocz w słoikach, by tam sprawdzono czy nie są przypadkiem w przedwczesnej ciąży? Czy pisać, iż noworodki nie osiągnąwszy odpowiedniej wagi, nie są chrzczone, co pasuje do aborcyjnej wrzawy jak pięść do nosa. Czy też zachowywać się naturalnie jak Stefan Kisielewski twierdzący, że na Kościół katolicki w Polsce czyha wielkie niebezpieczeństwo, jakie niebawem przyjdzie nic z góry, a z dołu.

W bardzo mi ostatnio bliskim "Dzienniku Dolnośląskim" na kolumnie związkowej ukazało się kilka dni temu (w ramce) powitanie jak za dawnych, rozpoznanych już lat - "Witamy Przewodniczącego KK NSZZ Solidarność Mariana Krzaklewskiego. Powrót to do przetestowanych sposobów dowartościowania notabli, czy też nowa jakość? W minionym tygodniu człowiek wywodzący się z ginącej w zastraszającym tempie rasy fanów teatru zgonił z twarzy wypieki testując mnie czy wiem, iż recenzenci teatralni zagięli na Kazimierza Brauna parol "niszcząc" go w recenzjach tyczących wyreżyserowanej przez niego we Wrocławiu "Miazgi" (wg powieści J. Andrzejewskiego). A to przecież wierutne kłamstwo, bo sam byłem świadkiem zażenowania publiczności, aktorów i... owych krytyków, którzy prawie... uzgadniali między sobą, jak tu napisać do gazet o tym niewypale, by nie urazić twórcy, a jednocześnie, by być zgodnymi z własną wizją estetyki, by nie stracić u publiczności marki. W spektaklu tym, jak zwykle, świetnie zagrała Danuta Balicka, a gdy wydrukuję wkrótce jej wspomnienia, opiszę jej zwycięstwa nad mężczyznami (co osobiście obiecała mi opowiedzieć), przekonacie się, jakiej to klasy zjawisko.

Czy zatem dalej tworzyć mity, fikcję, wycinając - jak to uczynił wolny już dziennikarz - antyprezydenckie okrzyki spod Belwederu, czy informować szybko, bez względu na konsekwencje. O rychłym odejściu wrocławskiego wojewody, Janisława Muszyńskiego, w dziennikarskim światku mówiono już od miesiąca co najmniej. Wojewoda zażywał stypendialnego miodu w USA, a my obserwowaliśmy, jak pod nieobecność kota gorączkowo harcują myszy, znacząc i tak podrabianą talię kart. Czy zatem już wtedy mieliśmy puszczać pierwsze informacje, iż urzędnik ten wkrótce zostanie sczyszczony (nad czym pewnie nie boleje, mając wreszcie spokój i prawdziwie pieniądze). Czy wiedząc w przedostatni czwartek o skoku ceny wódy w górę od poniedziałku, należało dezorganizować gorączkową pracę setek meliniarzy, którzy uprzedzeni przez swoich informatorów, kupowali alkohol kontenerami (wiem, wódka to przykład trywialny, ale to nadal filar społecznego życia). Czy wreszcie, jak twierdzi mój spolegliwy kolega, raczej pomijać w prasie incydenty na naszej zachodniej granicy, by nie straszyć złaknionych Westu rodaków, czy przeciwnie wręcz, w detalach pokazywać młodocianych zezwierzęconych mutantów, powstałych przy połączeniu w enerdowskim tyglu socjalizmu z neofaszyzmem.

Podczas, gdy układałem te zdania z Klubu Dziennikarza, zadzwonił telefon. Młody podchmielony mężczyzna "miał gulę" na policję, gdyż "potrakowała go jak szmatę". A dzwoni akurat do mnie (za pośrednictwem portiera), bo tylko mi wierzy. Spotkajmy się więc jutro, w redakcji - zaproponowałem - niech złość opadnie. Ach to tak, czyli nie przyjedzie pan błyskawicznie. Zatem dziennikarstwo, to nie jest natychmiastowe tropienie prawdy, to nie jest powołanie? Nie bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć. Czy poprosić o pomoc łebskiego Wojciecha Reszczyńskiego, czy zwrócić się do moralnego wzorca naszej redakcji, Tadeusza Burzyńskiego. Czy też może odeprzeć pytanie słowami amerykańskiego socjologa Maxa Lernera, twierdzącego, że wypełniona dziennikarskimi tekstami gazeta sprzedaje... nie informacje, nie reportaże i nie materiały rozrywkowe, lecz przede wszystkim miejsca na ogłoszenia. Informacje i rozrywki są pomysłami pomocniczymi, których celem jest podtrzymanie sprzedaży ogłoszeń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji