Artykuły

Ważne pytania dla facetów

- Przez wieki mieliśmy do czynienia z systemem patriarchalnym. W ostatnich dekadach kobiety się wyemancypowały. Nie jestem zwolennikiem patriarchatu, ale może teraz, w nowych rolach, oddalamy się od siebie? Reżyser i aktor MAREK KALITA o kryzysie męskości oraz o premierze "Ichś Fiszer", którą przygotowuje w Teatrze IMKA w Warszawie.

Rz: Reżyseruje pan nieznaną w Polsce sztukę "Ichś Fiszer" popularnego u nas izraelskiego dramatopisarza Hanocha Levina. Zagra pan też tytułowego bohatera. Kim on jest?

Marek Kalita: "Ichś Fiszer" został przetłumaczony specjalnie dla nas. To Levin, jakiego do tej pory nie znaliśmy. Oczywiście jest w sztuce charakterystyczny groteskowy klimat i humor, jednak to deliryczna, surrealistyczna farsa. Na początku sztuki główny bohater, podczas sikania, traci swojego "małego", zaraz po tym w toalecie pojawia się kobieta, zostawiając Ichsia Fiszera w "niezbyt miłej sytuacji... Co z tego wyniknie? Nie powiem...

To metafora utraty męskości?

- Bohater wyrusza w symboliczną drogę, żeby znaleźć sobie nowe miejsce w relacji mężczyzna - kobieta. Aby odbyć tę podróż wraz z bohaterem, spróbowałem napisać na kanwie sztuki scenariusz. Korzystałem jednak wyłącznie z dorobku Levina, fragmentów z "Dziwki z Ohio" oraz z "Hioba". Tekst, który powstał, mówi o potrzebie i szukaniu miłości, to opowieść o kobiecie, która jest dla Ichsia zagadką, tajemnicą. Jedna kobieta w trzech postaciach o egzotycznych imionach, Pzazamutra, Parnabachcie i księżna Monaco. Te role zagra Aleksandra Popławska, z którą stale współpracuję.

W obsadzie jest też Jacek Poniedziałek, tłumacz "Kruma", w którym stworzył pan kreację Taktyka, mężczyznę stłamszonego przez silniejszą od niego żonę. Tamten spektakl, który zrealizował Krzysztof Warlikowski, też dotykał kryzysu męskości. Zagrał wówczas pan transwestytę czy transseksualistę?

- Powrócę do "Ichsia Fiszera": pierwsze słowa głównego bohatera po utracie męskości brzmią: "Jestem kobietą". Problem dotyczy więc tożsamości. Podobnie było w "Krumie". Według mnie Taktyk nie miał problemu wyłącznie seksualnego - zmagał się z pustką i rozpaczą. Pracując nad "Ischsiem Fiszerem", chciałem podejść do tematu profesjonalnie, nie kierować się tylko intuicją. Dlatego postanowiłem poprosić o spotkanie zespołu z psychologiem, który uświadomił nam wiele rzeczy, m.in. to, że kryzys w życiu mężczyzny rozpoczyna się obecnie wcześniej niż kiedyś. Przytrafia się nie czterdziestolatkom, lecz trzydziestolatkom. Jeszcze młodzi mężczyźni mają problem z rozpadem związków, nie potrafią zaspokoić potrzeb kobiet, nie mogą stanąć na wysokości zadania. Powtarzam, co usłyszeliśmy. Ale nie chcę diagnozować sytuacji do końca. Nie czuję się kompetentny. Wolę stawiać pytania.

Kobiety wywalczyły sobie nowe prawa, ale mamy też nowy problem deficytu męskości, dotkliwy dla obu płci?

- Nie wiem. Przez wieki mieliśmy do czynienia z systemem patriarchalnym. W ostatnich dekadach kobiety się wyemancypowały. Nie jestem zwolennikiem patriarchatu, ale może teraz, w nowych rolach, oddalamy się od siebie? Na pewno warto o tym pomyśleć.

W spektaklu wystąpi również dwóch czarnoskórych aktorów: Wvarwzeky Wez Kombo Bouetoumoussa i Stephano Sambali.

- Tak, ponieważ bohater przemierza niemal cały świat w poszukiwaniu "siebie samego", trafiając m.in. do Japonii czy księstwa Monako, gdzie pojawia się dwóch czarnoskórych komisarzy. Z jednym z aktorów, Wez Kombo, spotkałem się już przy realizacji "Zbombardowanych" Sary Kane. Współpraca była bardzo udana.

Rok temu na Festiwalu R@port w Gdyni otrzymał pan nagrodę za tytułową rolę w "Generale", inspirowaną postacią Wojciecha Jaruzelskiego. Co pan teraz o nim myśli?

- Przed rozpoczęciem prac nad spektaklem miałem jednoznacznie krytyczny stosunek do stanu wojennego i generała Jaruzelskiego. Kiedy jednak zacząłem czytać o nim, słuchać jego wypowiedzi, zacząłem się zastanawiać, jakie są jego racje.

Bilans sztuki Jarosława Jakubowskiego, którą pan też współreżyserował, jest dla Wojciecha Jaruzelskiego niekorzystny.

- Tak, ale spektakl jest bardziej wyważony niż sam tekst. Poza tym nie utożsamiajmy naszego bohatera z realną postacią. To jednak teatr, którego rolą jest raczej stawianie pytań.

Ale kiedy stawia się pytania, czasami trzeba udzielać sobie odpowiedzi.

- Niech każdy szuka odpowiedzi na własną rękę.

Kiedy pan się zdecydował na reżyserię?

- Już po skończeniu szkoły teatralnej chciałem robić coś więcej poza teatrem zawodowym. Chodziło o tworzenie scenariuszy, pisanie, chęć wypowiedzenia się. Byłem współtwórcą krakowskich teatrów offowych - Bucleina i Atelier. W Warszawie reżyserowałem spektakle w teatrze Wytwórnia, Konsekwentnym, Dramatycznym i Rozmaitości.

Jak się pan czuje w filmie?

- Miałem kilka ważnych spotkań, m.in. z Kasią Adamik w "Boisku bezdomnych" i Jackiem Borcuchem we "Wszystko, co kocham". To dwa świetne filmy, ale nie dostałem jeszcze roli życia. W teatrze propozycje, które otrzymuję, są dużo ciekawsze, a w filmie - zobaczymy, co się jeszcze wydarzy.

Zagrał pan komendanta głównego policji.

- Kiedy w serialu "Sfora" zagrałem Marka Papałę, mój bohater zginął w pierwszym odcinku. Myślę, że moje miejsce jest raczej w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji