Artykuły

Kordian jest słaby. U lalkarzy rozliczają romantycznego bohatera

"Kordian. Reinterpretacje" w reż. Agnieszki Baranowskiej w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Upupiony ten Kordian, nieudacznik i pierdoła. Czego się nie tknie, nie bardzo wychodzi. W Białostockim Teatrze Lalek studenci lalkarstwa rozprawiają się z jedną z najważniejszych postaci romantycznych. Bardzo ciekawie zresztą.

Zapomnijcie o podejściu z pokorą i pietyzmem do dramatu Słowackiego (choć do języka tekstu twórcy akurat podeszli z wielkim szacunkiem i sprawili się znakomicie). Zapomnijcie, że dostaniecie dzieło wieszcza podane od A do Z, z podziałem na akty, z wszystkimi postaciami i wątkami. Już sam tytuł spektaklu "Kordian. Reinterpretacje" sugeruje coś, co nie będzie wiernym odtworzeniem dramatu, a raczej pewną wariacją na jego temat. I tak właśnie się dzieje na scenie BTL.

Teatr otworzył podwoje dla debiutów, wciąga do repertuaru spektakle studentów Akademii Teatralnej, którzy już niedługo wkroczą na samodzielną ścieżkę. Na początek idzie właśnie "Kordian", który wraz z czwórką studentów IV roku zrealizowała reżyserka i autorka adaptacji Agnieszka Baranowska (Teatr Squad Form). Już za sam wybór materiału na spektakl - pochwała. "Kordiana" w Białymstoku nie było już bardzo dawno, a sięgnięcie po tekst, który wielu wydaje się anachroniczny i niemodny, jest i odważne, i ryzykanckie, bo co niektórzy zrezygnują ze spektaklu, słysząc już sam tytuł.

Wyprzedaż Rocznika 2012

Renault Megane 10 000 zł taniej. Oferta limitowana. Sprawdź to!

Wspomaganie odchudzania!

Pij swoją ulubioną herbatę, schudnij do wymarzonego rozmiaru!

Tania drukarka wielofunkcyjna?

Odkryj zaawansowane drukarki w promocyjnej ofercie OKI! Przekonaj się!

BusinessClick

Tymczasem "Kordian" z ryzykownej gry o widza wychodzi zwycięsko, na scenie broni się znakomicie, wnosi świeżość i ożywczą brawurę.

Już początek widowiska zapowiada, że dalej nie będzie po bożemu. Dwie pomniejszone do wzrostu karłów postaci (aktorzy klęczą, na kolanach mają przyczepione buty, odpowiednio skrócone spodnie i sukienki) boksują inną postać leżącą na ziemi. To Kordian właśnie (Bartosz Budny) atakowany przez różne postaci - demony, kobiety, które kiedyś odpychał. Gdy wstanie - wcale nie będzie lepiej - mimo iż wszyscy bohaterowie mówią tym samym językiem, on cały czas wydaje się jak odklejony od rzeczywistości, zasłuchany sam w siebie, niezważający na to, co dzieje się obok, czy w dążeniu do realizacji idei kogoś rani, czy nie. Owe "odklejenie" wcale nie jest dalekie od koncepcji postaci skrojonej przez Słowackiego, a jednak ta interpretacja idzie dalej: jeszcze bardziej eksponuje, że Kordian miał w sobie coś z nieudacznika. Ciągle się miota, coś próbuje zdziałać, nie wychodzi mu nic. Wątki polityczne są tu ograniczone do teatralnego skrótu, ale też nie są specjalne ważne - tu raczej chodzi o podkreślenie różnych relacji międzyludzkich, o rozliczenie postawy, pełnej patosu i pustosłowia, z którego nic nie wynika. W finale reflektor kieruje się na publiczność. Kordian coś tam mówi o sobie - carów mordercy, o Polsce - Winkelriedzie narodów. Na to jedna z otaczających go postaci obcesowo: "Oto Polska! Działaj teraz". Z działania, jak wiadomo, nic nie wyjdzie...

Kordian. Reinterpretacje

Kordian ma kiepskie notowania w tym spektaklu, a pojawiające się kolejne postaci jeszcze bardziej to eksponują. Atakują go myśli, kobiety, demony - świetnie odgrywane przez troje pozostałych aktorów. W efekcie Kordian schodzi na dalszy plan również w przypadku konstrukcji całego widowiska - częstokroć ważniejsze wydają się właśnie postaci poboczne, barwniej też wypadają pozostali aktorzy.

Pomysł z wielogłosowością, asceza spektaklu, bawienie się formą - to wszystko wypada interesująco. Scena i rozmaite miejsca odwiedzane przez Kordiana to po prostu kilka czerwonych kotar, z których po zasłonięciu tworzą się dwa pokoiki (scenografia - Kamila Grzybowska-Sosnowska). Między nimi przemieszcza się trójka aktorów, którzy używając masek, peruk, cylindrów, manekinów, krzeseł, a czasem odchylając po prostu połę marynarki (przyczepiona tam maska i ręce tworzą kolejnego bohatera), wcielają się w niezliczoną ilość postaci z dramatu. Wiele jest znakomitych scen zapadających w pamięć, w których czasem jeden drobny gest przesądza o całości. Odwiedziny Kordiana w Watykanie i rozmowa z papieżem (świetna Natalia Sakowicz), który ma przylepiony uśmieszek, macha marionetkowo ręką, to prawdziwy majstersztyk. Zobaczcie sami, jak może być świetnie rozegrana teatralna scena, w której Kordian próbuje się zastrzelić z pistoletu i nijak mu nie wychodzi. Jak jeden z bohaterów przypominający transwestytę przestępuje służalczo z nogi na nogę - drobny wydawałoby się ruch sceniczny jest wyjątkowo wyrazisty (znakomity Remigiusz Kriese). Jak wreszcie kobieta przybiera tu różne oblicza - groteskowej dziewczynki, femme fatale, żądnej pieniędzy (ciekawa Anna Przygoda).

Całość skleja nieco frywolny lejtmotyw muzyczny (Miłosz Bembinow) o współczesnym nerwowym rytmie, ale pasujący do ironicznej konwencji spektaklu. Reżyserka łączy w nim jeszcze fragmenty z innych tekstów Słowackiego: "Samuela Zborowskiego" i "Genezis z Ducha". Pojawiające się w tych obu utworach wątki "zaleniwienia ducha", konieczność odrzucenia starych form na rzecz nowych nieoczekiwanie zyskują tu rację bytu.

Najbliższe spektakle: sobota (27.10) - godz. 18, poniedziałek (29.10) - godz. 9, 11

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji