Artykuły

W Białymstoku dobry początek

Przedstawienie "Medei" Eurypidesa, którym teatr białostocki otworzył nowy sezon, mogę śmiało zaliczyć do najlepszych jakie na tej scenie oglądałem. A oglądałem ich sporo i to na przestrzeni wielu lat, bo jak sięgam pamięcią, po raz pierwszy gościłem w tym teatrze w roku pańskim 1956, zawierając wówczas przyjaźń z jego kierownikiem literackim Lechem Piotrowskim, który pełni w Białymstoku tę funkcję do dzisiaj "przetrzymując" szczęśliwie zmieniających się dyrektorów. Warto dodać, iż jeszcze dłużej pracuje w Teatrze im. Węgierki wicedyrektor Witold Różycki, kierujący nim od strony organizacyjno-administracyjnej od 28 lat, a więc od początku jego powojennych dziejów (właściwie jeszcze wojennych, bo scenę białostocką uruchomiono w roku 1944).

Wywiozłem z owej inauguracyjnej premiery dobre wrażenia, które obejmują nie tylko to jedno przedstawienie, ale chyba także aktualny stan sceny białostockiej w szerszym aspekcie. Dotyczy to zarówno zespołu aktorskiego (wydatnie w tym sezonie wzmocnionego), jak stylu pracy i atmosfery artystycznej.

Zespół został wzbogacony już w sezonie ubiegłym o osobę aktorki tak utalentowanej jak Alicja Telatycka. Przed rokiem oglądałem ją jako Elektrę we współczesnej węgierskiej wersji starożytnej historii, pióra Laszló Gyurki ("Elektra, moja miłość"). Obecnie zagrała Medeę w tragedii Eurypidesa, w tej samej reżyserii Stanisława Wieszczyckiego.

Rola Telatyckiej jest główną atrakcją i ozdobą białostockiego przedstawienia. Młoda aktorka zagrała Medeę jako dojrzałą kobietę okrutnie skrzywdzoną i jeszcze okrutniej mszczącą się na krzywdzicielach. Dość równomiernie wyważyła wszystkie elementy motywacji czynów Medei, nie wysuwając żadnego z nich na plan pierwszy. Były tu więc i odrzucone pragnienia erotyczne, i obrażona kobiecość, i niepokój o los dzieci i o własny los, własną egzystencję. W roli Medei można to wszystko podawać w stylu zbliżonym do konkretnej obyczajowości współczesnej, jak to kiedyś robiła Lidia Zamkow reżyserując tragedię Eurypidesa w Krakowie i grając tytułową bohaterkę. Ale Medea, chociaż jej anegdota istotnie bardzo jest bliska prozaicznym współczesnym sprawom obyczajowym (losy wzgardzonej i porzuconej przez męża kobiety), jest tragedią antyczną w wielkim stylu, o głębokim oddechu tragizmu, i zbytnie uwspółcześnianie, "uprozaicznienie" może powodować pewne niedosyty, słowem jest niebezpieczne.

Rozumiał to zarówno reżyser Wieszczycki, jak i wykonawczyni głównej roli. Medea Telatyckiej, zagrana powściągliwie, wewnętrznie, nie boi się równocześnie hieratycznego, tragicznego gestu czy użycia pełnej gamy głosu. Nie powoduje to wszakże deklamatorstwa, ani stylizacji. Sama aktorka nie ułatwia sobie sytuacji, ani nie ułatwia jej zadania reżyser. Telatycka gra w tym przedstawieniu prawie wyłącznie frontem do widowni, nie pozwalając sobie na "odpoczynki" w postaci odwrócenia się tyłem. Rola jest w całości piękna i bardzo dobra - nie przez cały czas jednak zdołała aktorka wypełnić ją równie żywą treścią wewnętrzną. Jest kilka (bardzo niewiele) miejsc pustych, w których pozostaje sam tylko gest. Reszta godna jest wysokiego uznania. Telatycka nie pokazuje Medei jako kobiety zapiekłej i zaślepionej pragnieniem zemsty. Nasyca rolę elementami humanizmu. Jej bohaterka dowiadując się, że Kreon postanowił pozwolić dzieciom na pozostanie w mieście, zaczyna przeżywać dramat wyrzutów sumienia (śmiertelna zemsta na rodzinie królewskiej jest już nieodwracalna). W scenie z Jazonem po zabiciu dzieci Telatycka gra Medeę jako postać już na poły obłąkaną. I tak się kończy ta historia, jak mówi Chór w ostatnim zdaniu dramatu.

Przedstawienie Wieszczyckiego ma jeszcze kilka innych walorów. Prowadzone jest kulturalnie, z pomysłowymi i ładnymi układami sytuacyjnymi. I ma znakomitą scenografię Ryszarda Kuzyszyna, bardzo dobrą kolorystycznie, z interesującymi, nieszablonowymi kostiumami, z elementami ruchomymi, które dynamizują sytuacje sceniczne, jak owo efektowne odsłonięcie Medei stojącej na górnej platformie sceny przed ostatnią rozmową z Jazonem.

Reżyser interesująco rozwiązał też karkołomny problem Chóru, celowo go prozaizując, rozbijając na głosy, unaturalniając przez dodanie owym kobietom korynckim tworzącym Chór w Medei prostych, "życiowych" czynności typu gospodarskiego. Bardzo dobrze wywiązują się też ze swego zadania wykonawczynie postaci owego Chóru (Maria Chodecka-Przybylska, Barbara Jakubowska, Stanisława Masłowska). Z pozostałych wykonawców podobał mi się Stanisław Jaszkowski jako Kreon, Andrzej Karolak bardzo dobry jako Poseł opowiadający o nieszczęściach spowodowanych przez Medeę, Eugeniusz Dziekoński w roli Nauczyciela dzieci Medei i Kreona, Marian Szul jako Ajgeus, król Aten. A więc wszyscy - z wyjątkiem Jazona. Jazon (Zenon Jakubiec) był niestety pusty, a pustka ta była szczególnie rażąca przy owym hieratycznym geście, jakiego używał w scenach końcowych tragedii. Tragiczna była tu tylko Medea, mimo że w tych właśnie scenach nie używała gestu prawie wcale.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji