Medea szczęśliwa i nieszczęsna
Medea, córka króla Ajgetesa, wnuczka Heliosa, jest jedną z centralnych postaci mitologii greckiej. Mity greckie były okrutne i krwawe, historia Medei poraża licznymi zbrodniami i morderstwami, Medea zabijała z zimną krwią na prawo i lewo, odkąd z natchnienia Hery, Ateny i Afrodyty pokochała szaloną miłością Jazona, wodza wyprawy Argonautów po Złote Runo. Krew i śmierć znaczą drogę tej czarownicy, ale bogowie się nią opiekują, z najstraszniejszych przygód wychodzi cało, a miała tych przygód wiele, od kaukaskiej Kolchidy po Italię. Bogowie obdarzyli ją nawet nieśmiertelnością, a królując na Polach Elizejskich poślubiła największego herosa, Achillesa.
Była mądra i mściwa, przeciwników umiała zabijać w najbardziej wymyślny sposób. Nieszczęsny Jazon tragicznie odpokutował, że ją zdradził, lepiej wiodło się tym, którzy jej pomagali, Heraklesowi w Tebach, Ajgeusowi w Atenach, nieznanemu z imienia królowi w Azji, który był jej ostatnim ziemskim mężem. Zabijała, ale nie własne dzieci (a miała 7 synów i 7 córek), to dopiero bezbożnik i sofista, Eurypides z attyckiej Salaminy przypisał jej ten czyn, redukując zarazem liczbę jej dzieci do dwóch nieletnich synów. Srodze jednak został za to pokarany, bo Ateńczykom obraz matki mordującej własne dzieci wydał się nieestetyczny (choć mitologia zna różne okropieństwa) i po premierze w roku 431 p.n.e. dali autorowi zaledwie nagrodę pocieszenia. Dolały przy tym oliwy do ognia plotki, że poeta wziął od Koryntian nielichy kuban (50 talentów) za to, że winą za zabicie dzieci Jazona obciążył ich matkę, odciążając mieszkańców Koryntu, którzy wedle mitu mieli pięciu synów Medei ukamienować czy też złożyć bogom w ofierze.
Ale potomni wynagrodzili duchowi Eurypidesa gorycz porażki. Obrazoburczą "Medeę" uznano za dzieło genialnie nowatorskie i prekursorskie, za pierwszy w literaturze świata portret kobiety nie znającej granic namiętności. Medea jako mszcząca swe krzywdy, oszalała dzieciobójczyni pojawiła się w niezliczonych dziełach plastyki i zdobyła największą nieśmiertelność, literacką. Tłumaczona na wszystkie cywilizowane języki świata - i w Polsce tłumaczona wielokrotnie - jest "Medea" chyba najczęściej grywaną tragedią Eurypidesa.
Wyciąg z tej antycznej "Medei" - w oryginalnie pomyślanym wieczorze dwóch Medei - wyreżyserował MICHAŁ PAWLICKI, jako nowoczesny teatr okrucieństwa w szacie antycznej ( o tyle, o ile: czarne, żałobne stroje są stylizowane, a król Kreon i wódz Jazon paradują w spodniach i w półcholewkach). Ludzie są dzicy, ich uczucia dziko stężone. ZOFIA PETRI przekazuje ofiarnie szalejącą w duszy Medei starogrecką thymos - której napięcie i ekstazę dobrze na ogół oddaje przekład JERZEGO ŁANOWSKIEGO (przekłady filologiczne są absolutnie nie do wygrania). Świadomie stosowaną przesadą tragiczną próbuje Petri uprawdziwić psychologicznie straszliwą decyzję kobiety z obcego kraju w nie rozumiejącym jej uczuć, wrogim otoczeniu, kobiety porzuconej wzgardliwie przez mężczyznę, któremu poświęciła wszystko. Jest dramatycznie przeciwstawiona powściągliwym kobietom ze swego orszaku (HALINA CZENGERY, ZOFIA KOMOROWSKA. IRENA OBERSKA, JANINA SOKOŁOWSKA), wciągniętym w akcję z chóru, który właściwie znikł. HENRYKA BĄKA i STANISŁAWA NIWIŃSKIEGO duch tragedii greckiej nie chciał nawiedzić, kulminacyjną sceną skróconego do maksimum dzieła stał się więc duet Medei i Posłańca (JAN ENGLERT): tu reżyser poszedł najdalej w zdemonizowaniu, a zarazem jakby odmitologizowaniu Medei, w zbliżeniu jakby jej obłąkania do teatru współczesnego.
A potem inna "Medea", utwór klasycyzującego ale współczesnego pisarza. Barwy jaśniejsze, myślenie nowoczesne, nawet odrobina ironii, koncepcja z ducha Giraudoux.
Sceptycyzm wobec grozy archaicznego mitu i wyrozumienie dla jego posępnych bohaterów.
Medea przekształcona w kobietę mądrą pośród głupców, w ofiarę poczciwego głupca Kreona (HENRYK BĄK), ofiarę demagogicznego głupca Glaukosa (JAN MACHULSKI), ospałego głupca Sędziego TADEUSZ KONDRAT), cynicznego głupca Jazona... Wszyscy są przeciw niej, nawet biała Kreuza, zakochana w Jazonie (ładna, spokojna gra ALICJI PAWLICKIEJ). Ale rzecz dzieje się wśród ludzi dobrze wychowanych, dzieciom Medei wszyscy pobłażają, ona sama jest damą z burżuazyjnego salonu (bardzo zręczna metamorfoza ZOFII PETRI), bufonady Jazona przyjmowane są z uśmiechem należnym baśniom, więc też szykanowana Medea uchodzi z łatwością do innego kraju - a już jej propaganda postara się, by lud koryncki, dość pogardliwie traktowany przez Parandowskiego, uwierzył w ucieczkę heroiny na czarodziejskim rydwanie, uniesionym w powietrze przez uskrzydlone węże. W tej drugiej części wieczoru Pawlicki umożliwił nam odprężenie, jak dramat satyrowy niósł ulgę obywatelom, znękanym okropnościami tragedii. Był to udany kontrast.
Dekorację do obu sztuk - prostą w pomyśle - przyjąłem z uznaniem. Sam widziałem w Tirynsie odkopane ruiny pałacu, którego mury zbudowane zostały z cyklopicznych głazów. Ostatecznie, rzecz dzieje się w surowej, przedklasycznej, archaicznej Helladzie, chociaż problemy są ogólnoludzkle, a więc przemawiające i do ludzi XX wieku n.e., ludzi o 2399 lat młodszych od widzów na prapremierze "Medei" w teatrze Dionizosa w Atenach.