Artykuły

Jak kłamać, to kłamać

Powodzenie dwóch fars Raya Cooneya w Teatrze Polskim we Wro­cławiu skłoniło zapewne dyrekcję do wystawienia trzeciej. Decyzja była ze wszech miar słuszna, skoro "Mayday" dobiega 270 przedsta­wień, a "Okno na parlament" - 170. Nic dziwnego, że "Wszystko w rodzinie" już po pierwszych przedstawieniach zbiera pochwały. Po prostu ten spek­takl podoba się publiczności.

Przyczyn powodzenia tej farsy upatrywałbym zwłaszcza w jej tematy­ce. Akcja "Wszystko w rodzinie" umiejscowiona jest w Szpitalu św. Andrze­ja w Londynie. Doktor David Mortimore przed wygłoszeniem odczytu, który zadecyduje o dalszej jego karierze i tytule szlacheckim, dowiaduje się, że ma nieślubnego syna. Co więcej, syn z matką pojawiają się w szpi­talu. Wydarzenia nabierają coraz szybszego tempa, przy czym dr Morti­more dokazuje cudów zręczności, aby sytuację rozegrać z korzyścią dla siebie. Nie jest to takie proste, bowiem sir Drake czeka, by omówić tekst wykładu, żona dr. Mortimore'a ciągle pojawia się w pokoju lekarskim, a na dodatek do szpitala przybywają sierżant policji i matka doktora.

Równie istotnym elementem spektaklu, wyraźnie podbijającym publicz­ność, jest gra zespołu aktorskiego. Przyznam, że już dawno nie widziałem tak świetnie dysponowanego Edwina Petrykata (dr Mortimore). Nadaje on tempo całemu spektaklowi niczym dyrygent orkiestrze, sprawnie kierując poszczególnymi postaciami. Dotyczy to zwłaszcza Andrzeja Szopy (dr Hubert Bonney), który w rolę włożył olbrzymi ładunek komizmu, wyko­rzystując także swoją powierzchowność. Równie precyzyjnie uchwycił in­tencje reżysera Adam Cywka (Leslie, nieślubny syn dr. Mortimore'a). Po­prowadził on tę rolę bez przesady, z wyczuciem i świetnie zagraną rado­ścią syna z odnalezienia ojca. Nie zawodzą w tym spektaklu znani i lubia­ni aktorzy: Jadwiga Skupnik (przełożona pielęgniarek), Bogusław Danie­lewski (sir Drake) i Ferdynand Matysik (sierżant policji). Praktyczną i funkcjonalną scenografię zaprojektował Wojciech Jankowiak.

Oglądając "Wszystko w rodzinie" i wspaniale się bawiąc - zdajemy sobie sprawę z niezwykłej precyzji zespołu aktorskiego. To widz ma się dobrze bawić, aktorzy muszą zachować dystans do swoich ról, by nie przeszarżować. Błyskotliwie dowcipne dialogi, szybkie tempo akcji, spiętrzanie sytuacji - to wszystko niczym precyzyjna maszyna musi działać bez za­cinania się. Reżyserowi Marcinowi Sławińskiemu powiódł się zamiar rozbawienia widzów. Złożyły się na to dowcipny tekst, sprawny zespół aktorski i życzliwa publiczność. Życzliwa, bo ukontentowana solidną, a przy tym finezyjną aktorską i reżyserską robotą. Realizacja farsy musi być lekka, ale przede wszystkim konsekwentna: służyć dobrej zabawie. Podobną konsekwencją wykazuje w tej sztuce dr Mortimore, który reali­zuje praktycznie zasadę: jak kłamać, to kłamać, i wychodzi mu to całkiem nieźle.

Wystawienie trzeciej farsy Raya Cooneya w Teatrze Polskim we Wro­cławiu potwierdza jego orientację na widza. Po skromnym minionym se­zonie (trzy premiery) teatr ten wraca do poprzedniej dobrej formy. Oby jak najszybciej!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji