Powrót Odysa
TEGOROCZNA INAUGURACJA nowego sezonu w Teatrze im. Leona Kruczkowskiego, podobnie jak przed rokiem, otrzymała niejako dwie wersje: terenową i zielonogórską. W pierwszej kolejności wystawiono na scenie lubskiego PDK fredrowskie "Damy i huzary", otwierając tym samym pracę "scen powiatowych" Teatru, w następnej kolejności pod koniec października pokazano publiczności Zielonej Góry zapowiadany dramat Stanisława Wyspiańskiego "Powrót Odysa". W ogólnych planach dyrekcji, sztuką otwierając nowy sezon w sposób oficjalny, jest jednak utwór Wyspiańskiego. On też chyba najlepiej obrazuje aktualne tendencje artystyczno-ideowe i możliwości Teatru w nowym sezonie.
Na zapowiadaną inscenizację dramatu Wyspiańskiego, czekaliśmy wszyscy z dużym zainteresowaniem. Autor ten posiada na zielonogórskiej scenie pewną już tradycję i poważny udział w festiwalowych laurach, jakie swego czasu były udziałem naszego Teatru. Mam tu na myśli przede wszystkim pamiętne przedstawienie "Wyzwolenia" (reż. M. Okopińskiego - 1963), wyróżnione pierwszą nagrodą na festiwalu kaliskim, następnie nieudaną niestety inscenizację "Bolesława Śmiałego" (reż. Zb. Stok - 1966) wystawioną z okazji 15-lecia zielonogórskiej sceny. Naszą lubuską znajomość z dramaturgią Wyspiańskiego, uzupełnia interesująca inscenizacja "Warszawianki" w Teatrze gorzowskim (reż. T. Byrski - 1965), który w tym sezonie planuje jeszcze premierę "Sędziów" tegoż samego autora.
"Powrót Odysa" jest więc trzecią już pozycją Wyspiańskiego w samym tylko Teatrze zielonogórskim i to na przestrzeni pięciu tylko lat, można więc chyba mówić o teatralnej znajomości. Wybór "Odysa" w tym sezonie, podyktowany został zbliżającą się setną rocznicą urodzin tego jednego z największych i najoryginalniejszych twórców polskiego teatru, szczególnie obchodzoną przez polski świat teatralny. Dlatego też zielonogórscy realizatorzy, inscenizację tę mają zamiar pokazać przede wszystkim na dwu przyszłorocznych festiwalach w Kaliszu i Wrocławiu oraz na poznańskim sympozjum, poświęconym twórczości Wyspiańskiego. Jak z tego widać "eksportowa przyszłość" tego przedstawienia jest zapewniona, nie wiem tylko czy do tego czasu potrafi ono zachować swą premierową świeżość.
"Powrót Odysa" to ostatni utwór w niezwykle bogatym dorobku dramatopisarskim Wyspiańskiego i należy do tych jego sztuk, które na przestrzeni minionych sześćdziesięciu lat, nie często oglądały światła rampy. Napisany w roku śmierci autora (1907) swą prapremierę miał w roku 1917 (Kraków) w dziesiątą rocznicę zgonu. Od tego czasu utworem tym teatry się nie interesowały, dopiero w roku 1932 znakomita inscenizacja W. Horzycy zwróciła uwagę wszystkich na jego wartości i ukryte możliwości inscenizacyjne. Dalsza sceniczna historia tej sztuki, to konspiracyjna próba T. Kantora (powtórzona po wyzwoleniu) i wreszcie inscenizacja I. i T. Byrskich przed piętnastoma laty w Kielcach. Patrząc na te niezbyt bogate losy jednego z najlepszych utworów Wyspiańskiego, można powiedzieć że zielonogórska inscenizacja posiada dodatkowe walory, poza samą prezentacją dorobku naszego znakomitego dramatopisarza. Wyborem tej sztuki, Teatr potwierdził raz jeszcze swe ambicje sceny poszukującej, rezygnującej z łatwizny repertuarowej a podejmując artystyczne ryzyko, dopisał do jej dotychczasowej scenicznej bibliografii, swą własną i nową propozycję. Dramaturgia Wyspiańskiego nie należy do łatwych w wystawieniu, siła jej syntetyzującej wizji scenicznej, komponującej w jedną całość wartości poetyckie, malarskie i muzyczne, to z jednej strony zachęta dla współczesnych realizatorów, z drugiej natomiast okazja do podtknięć. Nie wszystkie teatry mają odwagę sięgnąć po te utwory (szczególnie te rzadko wystawiane) jeśli oczywiście chcą poddać je próbom współczesnego ujęcia, a chyba ten warunek jest zasadniczy, obojętnie którego cyklu tematycznego dotyczy. Odnosi się to również do utworów, które korzystają z wątków mitologii greckiej. Do nich należy "Powrót Odysa", w sumie utwór nie łatwy i w realizacji i w odbiorze.
Zielonogórskie przedstawienie, jak przystało na inauguracyjną okazję, otrzymało chyba wszystko czym aktualnie nasz Teatr dysponuje w dziedzinie środków scenicznych, stając się przez to pełną prezentacją obecnych możliwości i tendencji artystycznych. Opracowania i układu tekstu dokonali Jerzy Ziomek i Jerzy Hoff mann, całość inscenizował i reżyserował Jerzy Hoffmann, scenografię przygotował Andrzej Sadowski. Są to trzy podstawowe elementy, które w tym przedstawieniu dominują świadcząc o jego wartości i intencjach, leżących u podłoża koncepcji i założeń reżyserskich. Koncepcja przedstawienia poszła po linii maksymalnego uwypuklenia tragedii Odysa, którego nie może opuścić fatum zbrodni, a wymarzony powrót do Itaki nie jest nową kartą życia lecz jego kontynuacją, w myśl okrutnej samowiedzy metaforyzującej ludzkie życie. Tekst utworu stał się dla reżysera tworzywem dla interesującego studium bohatera, szarpanego przez sprzeczności i ułomności własnej natury, mimo mitologicznych realiów, posiadającego (przynajmniej w koncepcji) również współczesne odniesienia. Wydaje mi się, że ten najważniejszy chyba element przedstawienia, będący przecież podstawowym uzasadnieniem scenicznej ekspozycji, nie okazał się zbyt czytelny, utonął w poetyckiej retoryce, rozpłynął się w fabule dając w efekcie interesujący ale dotyczący tylko konkretnego bohatera, proces dociekający motywów postępowania i jego skutków. Na pierwszy plan wysunął się tu metaforyczny psychologizm a nie uwspółcześniona analiza. Widz przyjmuje to co widzi, a nie to co chciano mu poprzez obraz powiedzieć. Obawiam się że bez wyraźniejszej pomocy Teatru, pozostało mu w pamięci tylko to pierwsze. A więc przede wszystkim znakomita scenografia, ciekawie malarsko komponująca scenę w nowoczesnej, skrótowej i funkcjonalnej syntezie, sugestywna i działająca na wyobraźnię. Następnie również malarskie komponowanie scen z tonacji dziwnego fatum unoszącego się nad całym utworem, który do łatwych ani niefrasobliwych nie należy. Nieco kontrowersji mogą jednak budzić kostiumy, mimo iż one to miały oderwać naszą uwagę od antycznego pochodzenia opowieści. Ubranie aktorów w czarny współczesny trykot, sprawy tej nie rozwiązuje, ten trochę egzystencjalny atrybut mający podkreślić wiecznotrwałość wątku Odysa, raził sztucznością typu wyłącznie formalnego. W efekcie sprawy i problemy, jakie poprzez utwór chciano przekazać współczesnemu widzowi, pozostały w sferze dostępnej chyba tylko dla bardzo wtajemniczonych. Przedstawienie przygotowano niezwykle starannie. W przyjętym kształcie było ono teatralnie czyste, jednolite i konsekwentne, działające sprawnie jak dobrze naregulowany zegarek. No cóż, nie potrafiło jednak narzucić odbiorcy swych racji.
W sztuce tej wiele zależy od wykonawców. Zielonogórska obsada była pod względem wykonawczym nierówna. Trudno rzecz jasna mówić o pełnym wyrównaniu przy 14-osobowej obsadzie i to w sytuacji ról podstawowych i epizodycznych. Jest jednak jeden element który wszystkie te role łączy. Mam tu na myśli tekst, a raczej umiejętność jego podawania, co w przypadku sztuk Wyspiańskiego jest umiejętnością dodatkową. I tutaj właśnie sztuka nie miała szczęścia do wszystkich, dodatkowo nastawiając uwagę widza na "dzianie się" a nie na treść, podawaną w sposób zamazany i nie nośny. Postacią pierwszoplanową w sztuce i aktorsko wybijającą się w przedstawieniu, był Odys w interpretacji Ryszarda Zielińskiego. Bardzo interesująca aktorsko kreacja, w której aktor przydał swemu bohaterowi, przede wszystkim dużo głęboko ludzkich cech. Pokazany w dwu niejako wcieleniach Odys, jeden pragnący odnowy, drugi wyznający zasadę że tylko zbrodnia ma siłę organizującą, był w tym wykonaniu postacią głęboko tragiczną i wzruszającą w swym szamotaniu. Był postacią dźwigająca na sobie artystyczny ciężar całego przedstawienia.
Z pozostałych wykonawców zwrócili na siebie uwagę: Hilary Kurpanik (Telemak), Stanisław Cynarski (Pastuch i Leartes - lepszy w pierwszej roli), Teresa Leśniak (najlepsza z pań we wszystkich trzech wcieleniach), Ryszard Jaśniewicz (Antinoos), i Cyryl Przybył (Arnajos). Resztę obsady stanowili: Ludwina Nowicka (majestatyczna Penelopa), Zdzisław Giżejewski (Trafijczyk), Czesław Kordus (Medon i Pastuch), Jan Stawarz (Eurymachos), Rajmund Jakubowicz (Femios - proszę się nie cieszyć, aktor ten nadal pracuje w teatrze poznańskim), Janina Jankowska i Barbara Strzeszewska (w podwójnych rolach Syren i greckiego "fraucymeru") oraz Józef Michalcewicz w roli Sługi.
Oprawę muzyczną do tego przedstawienia, przygotował Franciszek Woźniak, eksponowała ona przede wszystkim nastrój, przydając dodatkowych walorów całej inscenizacji.