Muzyka, którą warto wysłać do Bergen
Norwegia wyłożyła pieniądze na wspólny projekt Opery w Bergen oraz naszej Opery Narodowej, bo umie wspierać najnowszą sztukę, nie tylko własną. Z tej szansy powinniśmy korzystać.
A jednak operowo-baletowy wieczór, który w weekend obejrzeli warszawscy widzowie, a jaki ma jechać później do Bergen, został przygotowany w pośpiechu. Do opery Norwega Henrika Hellsteniusa "Ofelie: śmierć przez wodny śpiew" dodaliśmy rzeczy odgrzewane, w niepełnym scenicznym kształcie.
"Ofelie...", "Sonety Szekspira" Pawła Mykietyna i "Alpha Kryonia Xe" Aleksandry Gryki łączy literacki rodowód, nie tylko Szekspirowski. Temat baletu Gryki zaczerpnięto z "Bajek robotów" Lema.
Nie powstał jednak spójny teatralnie wieczór, a największą wartością tej składanki jest polska muzyka. Sonety Mykietyna to wspaniały przykład dialogu z tradycją. Nawet jeśli elegancka interpretacja Anny Karasińskiej, wzbogacona jedynie projekcją wideo, odebrała im niepokojącą, erotyczną dwuznaczność.
Baletowa muzyka Aleksandry Gryki jest niespokojna, gwałtowna i dramaturgicznie zwięzła. Na jej tle ciekawe pomysły Hellsteniusa giną w masie nieznaczących dźwięków. "Ofeliom...", będącym poetycką impresją o losie wrażliwej kobiety w bezdusznym świecie, nie pomógł też reżyser z Oslo Jon Tombre. Jego pomysły przypominają dokonania dawnych awangardowych studenckich teatrzyków. Dla warszawskich widzów przyzwyczajonych do wysokiego poziomu cyklu "Terytoria" w Operze Narodowej, poświęconego nowej muzyce, jest to oferta anachroniczna.
Kto dotrwa do końca długiego wieczoru, nie powinien jednak żałować. Choreograf Jacek Przybyłowicz w "Alpha Kryonia Xe" zrobił naprawdę interesujący balet.