Artykuły

Dziennik podróży Teatralnego Placu Zabaw - SKRZESZEWO ŻUKOWSKIE/ BORCZ

Wożenie Dormana traktuję jako swojego rodzaju misję. Myślę, że nie tylko ja, że wszyscy to mamy - pokazać dzieciom, jak fajny może być teatr, dać im chwilę radości, uśmiech, godzinę zabawy to jest nasz cel, który realizujemy konsekwentnie - pisze Justyna Czarnota.

Zajeżdżamy do szkoły. Słońce wspaniale świeci - okaże się, że będzie trochę przeszkadzało podczas spektaklu. Duże okna jednej z klas wychodzą prosto na naszego busa. Kiedy przenosimy elementy scenografii z przyczepki na salę gimnastyczną, widzimy przyklejone do szyby buźki dzieci.

Pierwszy spektakl gramy dla uczniów ze Skrzeszewa. Na drugi przyjeżdżają dzieciaki z Borcza - dość duża grupa maluchów. Miejscowa pani dyrektor łapie mnie na przerwie i pyta, czy jej przedszkolaki - właśnie te, które wybałuszały oczy na widok taszczonych do szkoły kaczek - mogłyby obejrzeć spektakl. Bo one tak przeżywają przyjazd aktorów! I tak by chciały zobaczyć. W prawie każdej szkole starszaki nagabują mnie, pytając, czy to aby na pewno nie dla nich. Myślałam, że uodporniłam się na te zaczepki, ale przemowa cudownie miłej i niezwykle uradowanej z naszego przyjazdu pani dyrektor, której argumenty - co gorsza - są bardzo przekonujące, udowadnia mi, że wcale tak nie jest. Mięknę, ale na wszelki wypadek decyduję się na konsultacje społeczne. Pytam aktorów, co mam robić. Zakazać? Patrzą na mnie podejrzanie. "Dawać, dawać wszystkie! Przecież właśnie o to chodzi, żeby każde dziecko mogło spektakl zobaczyć!" - peroruje aktor Stachura, wspierany zresztą przez aktorkę Leszczyńską. Widzę, jak są zmęczeni po spektaklu. Ale też jakoś nadproporcjonalnie szczęśliwi. Wożenie Dormana traktuję jako swojego rodzaju misję. Myślę, że nie tylko ja, że wszyscy to mamy - pokazać dzieciom, jak fajny może być teatr, dać im chwilę radości, uśmiech, godzinę zabawy to jest nasz cel, który realizujemy konsekwentnie. Więc na drugi spektakl przychodzą też przedszkolaki. I jest niemal sto dzieciaków. Nie chciałabym co prawda tego eksperymentu powielać, ale doświadczenie - cenne.

Wydarza się jeszcze jedna rzecz, której nie mogę pominąć milczeniem: aktorka Milerska, gdy jako Admirał odkrywa, że ma serce, pyta głośno: "I co mam teraz zrobić?". Na to ktoś z widzów: "Odwołaj wojnę!". Naraz wszyscy zaczynają skandować: "OD-WO-ŁAJ WOJ-NĘ!". Dostaję coś, czego mi czasem brakowało: dzieci naprawdę czują się wspólnotą, która ma siłę sprawczą i wiedzą, że mają wpływ na sceniczne wydarzenia!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji