Artykuły

Prawda Karskiego

- Pokazywaliśmy już spektakl wiele razy i odbiór był zawsze podobny jak w Awinionie. Teraz jestem pewien, że kiedy widzowie wchodzą do teatru, nie do końca zdają sobie sprawę z tematu spektaklu. Wychodzą odmienieni - mówi Arthur Nauzycielem, reżyser spektaklu "Jan Karski (Moje nazwisko jest fikcją)". Spektakl będzie pokazany w Warszawie.

Rz: Zrealizował pan przedstawienie o polskim emisariuszu, który starał się, bezskutecznie, uzmysłowić aliantom skalę Holokaustu w okupowanej Polsce. A jakie były doświadczenia pana dziadków: mówili o antysemityzmie czy tolerancji? Zobacz galerię zdjęć

Arthur Nauzyciel: Moi dziadkowie bardzo ucierpieli z powodu polskiego antysemityzmu. Najpierw w Siedlcach, które opuścili w 1906 r. po serii pogromów. Przenieśli się do Warszawy, ale i stamtąd uciekli w 1923 r., również z powodu antysemityzmu i przemocy, której ofiarami byli na co dzień. Nie chcieli słyszeć o kraju, w którym się urodzili, nie chcieli mówić jego językiem. To dlatego, wraz z wychowaniem przekazano mi wiele uprzedzeń na temat Polski i Polaków. Takie były doświadczenia praktycznie wszystkich członków mojej rodziny.

Czy Polska jest kojarzona z antysemityzmem?

- Wielu Francuzom, Żydom, z pewnością kojarzy się z antysemityzmem, bo była krajem, gdzie przejawiał się bardzo gwałtownie. W innych krajach na kontynencie istniał również, istnieje do dziś, ale wyraża się w sposób mniej radykalny. Nie mam pojęcia, jak to dziś w Polsce wygląda. Na szczęście praca nad książką Yannicka Haenela o Janie Karskim pozwoliła mi zbudować nowe związki z waszym krajem, odkryć wyjątkową historię tego człowieka i innych Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, o których się dowiedziałem, kiedy pracowałem w Warszawie nad spektaklem. Odbyłem wspaniałe spotkania z artystami, historykami. Dzięki nim spojrzałem na polsko-żydowskie relacje w bardziej złożony sposób. Myślę, że historia stosunków Polaków i Żydów nadal nie jest opisana. Mam nadzieję, że utworzenie Muzeum Historii Żydów Polskich pomoże tego dokonać.

Książka Haenela sugeruje, że w 1940 r. antysemityzm był bardziej powszechny w Ameryce niż w Polsce, a ukrywanie prawdy o misji Karskiego w Ameryce służyło jej wybielaniu?

- Nie jestem historykiem, ale robiłem poważne badania na ten temat i nie można tak powiedzieć. Antysemityzm z pewnością istniał w USA, tak jak w niektórych stanach były silny rasizm i segregacja rasowa. Istniała też forma antysemityzmu państwowego. Ale to do Ameryki większość uchodźców starała się pojechać i uchronić się od obozów, bo Ameryka była krajem, w którym Żydzi mogli swobodnie żyć, chronieni przez prawo, zintegrowani ze społeczeństwem, nie bojąc się denuncjacji, pogromów czy zabójstw.

Jak zrozumieć brak wsparcia dla polskich Żydów ze strony Anglików i Amerykanów? Absurd, ekonomia czy głupota?

- Kwestia uchodźców była problemem, bo żaden z wolnych krajów nie chciał wchłonąć i przyjąć takiej masy ludzi. Alianci woleli zmobilizować swoje siły i wygrać wojnę, niż zajmować się Żydami. Nie zapominajmy też, że świat przedwojenny był światem antysemickim. W skali konfliktu, jakim była II wojna światowa, mordowanie Żydów wydawało się drugoplanowe. Brytyjczycy nie chcieli, żeby przyjechali do Palestyny, bo znajdowała się pod ich protektoratem. Amerykanie zaś wybierali pomiędzy strategią wojskową a ponowną elekcją Roosevelta, który musiał schlebiać grupom nie zawsze przychylnym Żydom. Z tych wszystkich powodów minęło dużo czasu, zanim zaczęto działać. A przecież każdy kolejny dzień wojny oznaczał śmierć tysięcy Żydów w obozach zbudowanych na terenie Polski. Można było m.in. uratować 400 tysięcy Żydów deportowanych z Węgier pod koniec 1944 roku.

Czy pana spektakl i książka Yannicka Haenela są w stanie zmienić wizerunek Polski po "Shoah" Claude'a Lanzmanna?

- Nie wiem, jak postrzegany jest film "Shoah" w Polsce. Powstał w innych czasach. Na pewno ma fundamentalne znaczenie w kwestii, o której rozmawiamy. Wolałbym jednak, aby moje przedstawienie było próbą nawiązania nowych więzi z Polską. Dlatego zrobiłem ten spektakl.

Książka, na której się pan oparł, wspomina także o misji kapitana Earle'a, który na prośbę Roosevelta sprawdził doniesienia o tym, że to Sowieci dokonali mordu w Katyniu. Został zesłany na dalekie Samoa. Czy ten wątek jest w spektaklu?

- Oczywiście, mówimy o Katyniu, ale wyłącznie po to, by pokazać, że Polska znalazła się w pułapce zastawionej przez Niemców, Rosjan i aliantów. Obraz mordu katyńskiego jest mocno podkreślony w książce i zostawiliśmy fragment o nim, by pokazać, że Karski, pomimo że walczył o sprawę żydowską, nie zapominał o najważniejszych polskich interesach. Jego misją było przede wszystkim to, by alianci zrozumieli, jak ważna jest rola polskiego ruchu oporu.

Czy sprawa Katynia jest znana we Francji, czy bardziej powiedzenie Sartre'a, że każdy antykomunista to pies?

- Starsze pokolenie Francuzów wie o Katyniu. O młodszych - nie chcę się wypowiadać. Jeśli chodzi o powiedzenie Sartre'a - nie sądzę, by było aż tak bardzo znane we Francji.

Zgadza się pan z tym, że alianci skazali Żydów na śmierć, a Polaków na sowiecką okupację?

- Twierdzenie, które pan przytoczył, stanowi centralny temat książki, jednak spektakl koncentruje się wokół osoby Karskiego - pomiędzy Polską i Ameryką, Żydami i katolikami, zmarłymi i żywymi.

Jak przyjęto przedstawienie w Awinionie? Jak jest przyjmowane teraz?

- Podczas awiniońskich pokazów panowała absolutna cisza, jakiej rzadko można doświadczyć w teatrze. Ludzie wychodzili poruszeni tym, co zobaczyli. Spotkanie z Janem Karskim na pewno było dla nich odkryciem. Jestem pewien, że książka i spektakl zrobiły wiele, aby przybliżyć jego postać, a także problem bierności aliantów w sprawie ludobójstwa Żydów w Europie. We Francji pokazywaliśmy już spektakl wiele razy i odbiór był zawsze podobny jak w Awinionie. Teraz jestem pewien, że kiedy widzowie wchodzą do teatru, nie do końca zdają sobie sprawę z tematu spektaklu. Wychodzą odmienieni. Mnie wzrusza obserwowanie publiczności w trakcie wyświetlania filmu Mirosława Bałki. Wytwarza się wtedy wspólnota ludzi zjednoczonych w akcie pamięci.

Jaki jest pana kontakt z polskim teatrem?

- Kiedy byłem młody, ogromny wpływ miał na mnie Tadeusz Kantor i jego "teatr śmierci". Dobrze znałem polskie kino, które w latach 70. i 80. było we Francji uważane za jedno z najlepszych na świecie. Obecnie twórczość Krzysztofa Warlikowskiego czy Grzegorza Jarzyny przekracza granice Polski i zapoznaje Europę z siłą polskich aktorów i polskiego teatru.

***

Reżyser, aktor, Producent

Arthur Nauzyciel urodził się w 1967 r. Jest uczniem słynnego Antoine'a Viteza. Pracował m.in. w paryskim Odeonie i Komedii Francuskiej. Od 2007 r. kieruje Narodowym Centrum Dramatycznym w Orleanie. Premiera "Jan Karski (Moje nazwisko jest fikcją)" odbyła się na Festiwalu Awiniońskim w 2011 r. Spektakl zostanie pokazany w stołecznym Teatrze Polskim 30.11 (piątek) i 1.12 (sobota). Warszawska prezentacja jest możliwa m.in. dzięki pomocy Instytutu Francuskiego w Polsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji