Artykuły

Po prostu Hłasko

Marek Hłasko "żył krótko, a wszyscy byli odwróceni". Taki napis wyryty jest na grobie pisarza. Jest to zara­zem, najkrótsza historia jego życia, w którym dwa lata (1956-1958) pełne były suk­cesu. Nagradzany pupil -debiutant, jeszcze niedojrzały literacko, jeszcze przecież socrealistyczny, ale już na tej osobowości rysowała się linia pęknięcia. Po jego wyjeździe na stypendium do Paryża, rozpoczęła się trwająca 11 lat tułaczka - różne miejsca, różne kobiety, alkohol (ale nigdy nie robił tego nałogo­wo), praca i tęsknota. Sło­wem tragiczna gonitwa w po­szukiwaniu miejsca, jedyne­go, które przyniesie spokój i ukojenie. Niestety, w niedo­statecznym stopniu opanował tę "wielką sztukę współczesnego człowieka", jaką była dla niego "umiejętność stwa­rzania sobie złudzeń". Mówi przecież w jednej ze swych powieści: "To tylko ty prze­czytałeś gdzieś, że życie moż­na zacząć od początku, ale ja przecież tego nie napisałem". Czy gdyby jednak mógł to zrobić, postąpiłby tak samo? Czy powstałaby: "Sowa, córka piekarza", "Opowiem wam o Esther", "Brudne czyny", czy przejmujące listy do matki? Teraz jest to bez znaczenia. Autor "Nawróconego w Jaffie" ma swoją legendę. Kas­kader literatury "Hłaskower" przysłonił skromnego, pełnego niepewności i lęku człowieka. Repetycje teatralne z "Pięknych dwudziestoletnich" w reżyserii Andrzeja Czerne­go próbują znaleźć równowa­gę między śmiechem i nostal­gią. Zwycięża chyba jednak radość i legenda. Nie bez znaczenia są oczekiwania pu­bliczności. Trudno się dziwić - tekst prowokacyjnego, szczerego, dziś już egzotycz­nego dla wielu (zwłaszcza młodych wyznawców pisarza) pamiętnika Hłaski jest właś­nie pełen humoru. Tragedię przysłania maska cynizmu. Wdzięczny jestem, reżyserowi za staranny i wyważony do­bór fragmentów. Sprawia to, iż spektakl dotyka pełnego obrazu człowieka i nie idzie na łatwiznę w gonitwie za tanim poklaskiem. "Pięknych dwudziestoletnich" czytałem parę razy, przedstawienie, na­turalnie (wraz z Kotysem) przeszczepione na scenę Tea­tru Kameralnego oglądałem dwukrotnie i za każdym ra­zem coraz mniej było we mnie śmiechu. Opowiada on w końcu o tragicznych prze­cież losach kogoś, kto "chciał żyć tak, jak nie żył nikt" i nie chciał "aby go pamiętali inni ludzie". Między innymi dzięki Repetycjom, stało się jednak inaczej. Do niewątpliwego, co ze spokojem można już teraz przewidzieć, sukce­su tego przedstawienia przy­czynia się sugestywna, spraw­na gra aktorów. Ryszard Ko­tys oraz występujący gościn­nie (a szkoda) Bronisław Wrocławski, zyskują zasłużo­ną sympatię widowni już po kilku minutach. Widać, że gra sprawia im przyjemność (co przecież nieczęsto się zdarza). Miejscami może przy­dałoby się zwolnienie szarży, stonowanie nastroju, zanie­chanie gierek, choć przyzna­je, iż nie raziły one tak bar­dzo. Mądrze zrobiony i do­brze zagrany spektakl zaw­sze cieszy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji