Artykuły

Poskromienie złośnicy

Sztukom Szekspira na scenach przez trzy stulecia styl nadawał teatr epoki. I nasz teatr TV upodabnia słynne postaci, scenerię, a nawet język w co­raz śmielej uwspółcześnianych przekła­dach do specyficznie telewizyjnego image szekspirowskiego świata. Przed­stawienie "Poskromienia złośnicy" w reżyserii Michała Kwiecińskiego, w przekładzie Macieja Słomczyńskiego, może być przykładem takiej właśnie adaptacji, której atrakcyjność dla widza wynika nie z kunsztu stylizacji, ale prze­de wszystkim z żywej obecności aktora. To on przemienia stare anegdoty, nie­prawdopodobne przygody w temat do refleksji nad naszym uwikłaniem w byt codzienny. Pierwsza z komedii Szekspira, utwór młodości poety, rozgrywa się w renesansowej Padwie, a więc w sce­nerii traktowanej w teatrach umownie lub z całym kunsztem scenograficznych imitacji. Osnową akcji jest wątek aktual­ny od stuleci, ponuro nazwany przez modernistów walką płci. Daleka jest jednak sztuka Szekspira od mroków i dewiacji, jakie w ten temat wpisuje lite­ratura i film, od Strindberga po epatują­ce widza paranoją oferty dzisiejszego kina. Słynna komedia tchnie humorem, lekkością, pogodą renesansowej zaba­wy. Poskramianie przez męża Katarzyny-złośnicy spełnia wprawdzie wyobra­żenia średniowiecza o roli żony w mał­żeństwie, bezwzględnie posłusznej wo­bec męża i pana, ale też jest farsą z epoki, która znała smak miłości. We wszystkich komediach Szekspira głów­nej przygody, jakiej bohaterami są ksią­żęta i wieśniacy, kupcy i rycerze, Miran­dy, Bianki, Katarzyny - każda inna. Joanny Szczepkowskiej nie jest przede wszystkim "smarkulą", której dąsy uś­mierza mężowska tresura. Aktorka zdramatyzowała tę postać, jej bohater­ka złości się i tupie, terroryzuje ojca i siostrę, odstrasza amantów i jest to bunt dojrzałej kobiety. Celowy, roz­myślny odwet za odtrącenie, sprzeciw wobec fałszu istot faworyzowanych jak Bianka w istocie samolubna zadufana w swoich cnotach. Przez krzyk, złośli­wości, agresję Katarzyna w oczach oto­czenia staje się jędzą i Szczepkowska śmiało gra taki jej wizerunek zewnętrz­ny. Inaczej odbiera ten bunt i tę meta­morfozę widz dzięki bardzo precyzyjnie rozegranemu przez aktorkę konteksto­wi podcieni, kojarzeń impresji, jakie przebijają się raz po raz spod grubej tkanki starej anegdoty. Niestety, specy­fiką wielu spektakli telewizyjnych jest również i to, że nie ma porozumienia, nawet nie między drugim i pierwszym planem aktorskim, ale, co gorsza, mię­dzy pierwszymi partnerami sceny. W przypadku omawianego przedstawie­nia zdawało się, że każdy z głównych wykonawców inaczej pojął własne za­danie. Janusz Gajos dał postaci Petrucchia rubaszność, rodem z innego ga­tunku sztuki. Pettucchio przyjeżdża wprawdzie do Padwy, by ożenić się bo­gato, bez względu na urodę, wiek i cha­rakter wybranki, jednakże nie jest to rola dla brutalnego i nieposkromionego w ezopowej witalności "swojskiego chłopa". Szczepkowska nie miała więc partnera dla swojej oryginalnej koncep­cji roli. Wiele wdzięcznej zabawy za­pewnił telewidzom popis całego zespo­łu znakomitych aktorów w rolach epizo­dycznych, zagranych z temperamentem i uśmiechem. A tego potrzeba nam chy­ba najbardziej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji