Artykuły

Utopia jak tabloid i banał

"Utopia" w reż. Andrzeja Pakuły w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Michał Wybieralski w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Lud smoleński, Breivik i Baumgartner zagościli ostatnio na scenie Teatru Polskiego, który poważnie zabrałsięza komentowanie naszej rzeczywistości. Bardzo mi się ten zamysł podoba, ale kryje w sobie niebezpieczne pułapki. I w Polskim czasem w nie boleśnie wpadają.

Nie ma żadnego kryzysu, to jest normalny stan kapitalizmu - śpiewa poznański poeta Szczepan Kopyt. Normalny stan kapitalizmu wygląda tak, że pieniędzy w Poznaniu nie ma na nic. A jak na nic, to przede wszystkim na kulturę. Budżet Teatru Polskiego zmniejszono w zeszłym roku o pól miliona złotych, w tym udało się uniknąć cięć. Co nie oznacza, że w Polskim się przelewa. Pomimo tego dyrektor Paweł Szkotak postanowił utrzymać dużą liczbę premier w sezonie, więc musi je przygotowywać taniej i szybciej. Na kierowanej przez niego scenie więcej jest też spektakli odnoszących się do bieżących wydarzeń, zadających pytania o nasze aktualne wybory, przestrzegających przed nadchodzącymi zagrożeniami.

Bardzo mi się ten zwrot repertuarowy podoba. Lubię teatr polityczny, który pozwala inaczej spojrzeć na internetowe nagłówki i telewizyjne paski informacyjne, gadające głowy i mądre piórka udzielające się w debacie. Który wyzwala emocje, stawia mocne pytania i celne oskarżenia, drażni elity, pokazuje to, wobec czego wszyscy jesteśmy odwróceni. Nie twierdzę, że takich spektakli wcześniej w Polskim nie było. Twierdzę, że teraz jest ich więcej. Ostatnie premiery to "Wieczny kwiecień" (o posmoleńskiej atmosferze), "Zażynki" (o aborcji) i "Utopia" (o malejącej otwartości i rosnących w siłę postawach faszystowskich).

Mistrzami teatru politycznego, bezlitośnie opowiadającego o dzisiejszej Polsce, są reżyserka Monika Strzępka i dramaturg Paweł Demirski. Zgarniają niemal wszystkie nagrody, chwali ich krytyka, wystawiają na najważniejszych scenach w kraju. W Poznaniu w Teatrze Nowym można zobaczyć ich "Firmę" - historię polskiej transformacji przez pryzmat upadku polskich kolei, wielki akt oskarżenia wobec politycznych elit.

Teatr polityczny położyć łatwo. Wpadając w banalne schematy, powielając najbardziej wyświechtane publicystyczne tezy albo serwując widzom pseudointelektualny bełkot. I w Polskim czasem w tę pułapkę wpadają, bo nie inscenizują tam Strzępka z Demirskim, bo nie ma pieniędzy na efektowne scenografie i długi proces produkcyjny. O ile "Wieczny kwiecień" i "Zażynki" to inscenizacje udane (bo bazują na dobrych dramatach), to "Utopia" jest kompletną porażką.

W najnowszej premierze Polskiego obserwujemy sekwencję kilkunastu scen budowanych w podobny i banalny sposób. Są ze sobą powiązane dość luźno, to nieskładny kolaż pełny różnorodnych nawiązań. Choćby do monumentalnej powieści "Łaskawe" i eseju "Suche i wilgotne" Jonathana Littela, najważniejszych w ostatnich latach tekstów o faszyzmie i naturze zła. Na scenie pojawia się też wybitna myślicielka Hannah Arendt, która zajmowała się totalitaryzmem i relacjonowała proces Adolfa Eichmana. Jest też Heinrich Himmler, Anders Breivik i wreszcie człowiek, który skoczył ze stratosfery

- Felix Baumgartner. Obserwujemy przydługi, szalenie męczący i intelektualnie obraźliwy strumień świadomości. Nie ratuje tego aktorstwo, nie ratują zabiegi reżyserskie. Twórcy uciekają się nawet do usadzenia wśród widzów aktora, który nagle wpada w źle udawaną furię, oskarżycielsko rzuca się na pozostałe postaci na scenie i próbuje unieważnić ich rację, pokrzykując: "Gówno!", jednocześnie plując obficie. Nie powinienem tego zdradzać? A czy ktoś jeszcze uwierzy, że w tym udawanym szale podrywa się zwykły widz? Zwykli widzowie podrywają się raczej w stronę drzwi wyjściowych.

Reżyser Andrzej Pakuła i dramaturg Jan Burzyński nie tylko nie poradzili sobie z tematem, który wzięli na warsztat, ale jeszcze utopili go w tandetnych grepsach i banale. Pal sześć, że serwują nam złe przedstawienie. Większą zbrodniąjest to, że można wyjść z niego z przeświadczeniem, że problem narastających faszyzujących postaw nie istnieje. A istnieje i jest szalenie niebezpieczny.

"Utopia" powinna być dla Szkotaka i zespołu Polskiego przestrogą. Zaliczając takie wpadki, trudno będzie im przyciągnąć widzów zainteresowanych polityczno-publicystycznym teatrem o naszej codzienności. Tak samo jak tabloid nie przyciągnie czytelników zainteresowanych ważną publicystyką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji