Artykuły

Rockowy hałas zamiast grzecznego recitalu

"Łajza - Miscenium rockowe" w reż. Artura Żymełki w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Pisze Igor Rakowski-Kłos w Gazecie Wyborczej - Łódź.

"Łajza" to jedno z najważniejszych scenicznych przedsięwzięć sezonu. Dyrekcja Teatru Muzycznego, znanego z operetek i musicali, zaryzykowała, łącząc balet z rockowymi riffami i tańcem nowoczesnym.

Wystarczyło jedno spojrzenie na kłębiący się tłum we foyer Teatru Muzycznego, by stwierdzić, że szykuje się inna premiera niż zwykle. Obok eleganckich panów i wystrojonych pań nie brakowało nastolatków w czarnych t-shirtach z nazwami metalowych zespołów. Zgodnie z oczekiwaniami teatru na "Łajzie" pojawiło się dużo młodych ludzi, choć bez problemu można było wypatrzyć osoby, które wychowały się raczej na lekturze "Non Stop" niż "Teraz Rock".

"Łajza - miscenium rockowe" to połączenie baletu i tańca nowoczesnego zawieszonych na grunge'owym stelażu 20 piosenek Normalsów wspomaganych przez Michała Jelonka, wszechstronnie utalentowanego skrzypka, który wyciszał atmosferę sonatami Bacha po drapieżnych i melodyjnych piosenkach łódzkiego zespołu. Muzycy stojący podwyższeniu, imitującym dach kamienicy, nadawali charakter pracy tancerzy na scenie: zarówno zespołu Teatru Muzycznego, jak i grupie FnF Dance Studio Błażeja Szychowskiego.

Mimo zapowiedzi Artura Żymełki, reżysera "Łajzy", trudno dopatrzyć się w spektaklu wyrazistej i spójnej historii. Nie przeszkadza to jednak w odbiorze, przeciwnie - najsłabiej wypadają pierwsze sceny, najmniej taneczne, a najbardziej sfabularyzowane. Jasna jest za to aura całości: wielkomiejskie zło, przemoc, seks za pieniądze i chodzenie na moralną łatwiznę. Muzycznie "brudne" odsłony przeplatane są przez popisowe występy Jelonka - to w rytmie Bacha bohaterowie odrywają się od zła, znajdując miłość lub wyzwalając się z nałogów.

Początek "Łajzy" jest nieciekawy, a druga część o wiele za krótka, ale to, co dzieje się pomiędzy, może wywołać dreszcze i całkowicie zamazuje dostrzeżone niedoskonałości. Chropowata muzyka Normalsów i charakterystyczny głos Chypisa doskonale sklejają się z nowoczesnym i dynamicznym tańcem. Skromna scenografia - ławka czy klatka - zostają wykorzystane z wielką fantazją, a choreografiom nie brakuje widowiskowości, a nawet erotycznego pazura.

"Łajzę" należy oceniać z dwóch perspektyw. Mimo że artystycznie można przyczepić się do niektórych elementów (pretensjonalna druga część tytułu, niewykorzystany potencjał tancerzy z Teatru Muzycznego, zbyt krótka druga część spektaklu), całość pozostawia pozytywne wrażenie.

Od tego artystycznego sukcesu ważniejsza wydaje się repertuarowa decyzja, która umożliwiła powstanie "Łajzy". Dotychczas oferta Teatru Muzycznego była kierowana przede wszystkim do mieszczańskiej, konserwatywnie nastawionej publiczności, dobrze bawiącej się na klasycznych musicalach, sprawdzonych operetkach i "grzecznych" recitalach dobrze ułożonych artystów. Nie bojąc się programowej i wizerunkowej niekonsekwencji, idąc na przekór gustom swojej publiczności, dyrekcja sceny przy ul. Północnej podjęła artystyczne i finansowe ryzyko. Wyprzedane na wiele tygodni bilety na premierę i owacja na stojąco powinny utwierdzić kierownictwo teatru w słuszności decyzji i skłonić do kolejnych nieortodoksyjnych przedsięwzięć. Z korzyścią dla teatru i nowej publiczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji