Artykuły

Takie tango

Do tanga rzeczywiście trzeba dwojga, nawet jeśli to "Tango" sceniczne. Dobrze byłoby więc, gdyby realizatorzy potraktowali widzów jak partnera, a nie przypadkową "ciemną masę", do której trzeba mówić dużymi literami.

W przypadku katowickiego spektaklu o jakimkolwiek partnerstwie mowy być nie może. Widz sprowadzony został bowiem do zagubionego stworzenia, które nie do końca orientuje się w otaczającym go świecie. Nie może więc samodzielnie domyślić się, że skoro akcja spektaklu została przeniesiona do najnowszych czasów, to średnie pokolenie bohaterów musi pamiętać czasy komunizmu i "Solidarności", a dziadkowie - wojnę i okupację. A skoro widz nie wie, to reżyser musi mu to uświadomić. Żeby widz zrozumiał i naukę z teatru wyniósł. Stąd rozrzucane ulotki i transparenty ze znaczkiem "Solidarności", stąd kotara z "Trybuny Ludu", milicyjny mundur i czerwony krawat.

I nic to, że tekst Mrożka okazuje się dzisiaj nader aktualny i czytelny, i że nie wymaga uaktualniania na siłę. Chęć uświadomienia widza pochłonęła reżysera całkowicie, stała się celem samym w sobie. Podporządkowane jej zostały wszystkie elementy realizacji. Dlatego całkiem dobrzy aktorzy tutaj ograniczyli się do wypowiadania swoich kwestii. Właściwie mogliby usiąść wygodnie przy stole i w ogóle od niego nie wstawać - efekt byłby mniej więcej taki sam. I nie jest to ich wina, bo grać przecież potrafią, o czym możemy się przekonać w innych spektaklach. Tutaj po prostu grać nie ma czego, co w przypadku tekstu Mrożka brzmi dość karkołomnie, a jednak realizatorom udało się pozbawić dramat całego dowcipu, głębi i polotu. Ze sceny wieje nudą, że aż strach. Czasami tylko udaje się aktorom przebić przez krępującą skorupę reżyserskiej interpretacji i wtedy nieśmiało przebijają jakieś emocje. Szkoda tylko, że tak rzadko.

Niezłomna chęć "wytłumaczenia widzowi" wpłynęła także na scenografię i kostiumy. Zaprojektowała je jedna z najbardziej oryginalnych artystek Zofia de Ines, ale nawet ona musiała schować wyobraźnię do kieszeni, by wpasować się w łopatologiczną poetykę całości. Jedynym ciekawym elementem scenografii jest powielacz, pełniący również funkcję katafalku, ale jedna jaskółka nie czyni wiosny. Krótko mówiąc - katowickie "Tango" dziełem nie jest. Nie jest nawet średnio dobrą realizacją. Ale warto je zobaczyć, by przekonać się na własne oczy, jak można spaprać Mrożka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji