Artykuły

Ibsen i brazylijska nowela

"Między jawą a snem" w reż. Mariusza Grzegorzka w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Gdyby brazylijską telenowelę przyprawić skandynawskim smutkiem w duchu Ibsena, wyszłoby z tego coś... . Mroczna sztuka współczesnego duńskiego pisarza Stiga Dalagera (był na premierze) to właściwie materiał na słuchowisko. Reżyser Mariusz Grzegorzek w głębokim mroku sceny ulokował długą rozmowę między trzema, zważywszy na więzy krwi, najbliższymi sobie kobietami.

Obsada jest znakomita. Elżbietę, babkę, profesora psychiatrii zagrała Ewa Mirowska. Jej córkę Hannę - Bogusława Pawelec, a wnuczkę Zuzannę - Ewa Beata Wiśniewska. Spotkały się, ale nie potrafią znaleźć wspólnego języka. Obwiniają się, mają sobie za złe...

Cała sztuka to "wywoływanie duchów". Dlaczego babcia nie kochała dziadka, skoro był dla niej dobry? Czemu mama nie jest z ojcem? Dlaczego wnuczka włóczy się po świecie jako korespondent wojenny, a tak mało czasu poświęca synkowi i gdzie jest ojciec dziecka? Autor tekstu stara się pokazać do jakich spustoszeń może doprowadzić brak uczuć. Cała ta psychologiczna konstrukcja stoi jednak na glinianych nogach.

Nie zdołał bowiem przekonująco przedstawić racji bohaterek. Seniorkę rodu zdaje się czynić odpowiedzialną za wszelkie emocjonalne skazy. Dalager rozkłada przeszłość na czynniki pierwsze, interpretuje dawne zdarzenia. Rozpamiętuje, ale nie potrafi zaciekawić. Nie pozwala wzruszyć się losem trzech pań, genetycznie obciążonych chłodem nawet wtedy, gdy dowiadujemy się, że dni życia jednej z nich są policzone.

W tej sztuce gęsto jest od dobrych intencji, chęci opowiedzenia czegoś o przegrywaniu życia, niespełnionej miłości, ale autor nie poradził sobie z delikatną materią. Próbował przełamać damską bitwę na wspomnienia lirycznymi przerywnikami. Zjawa dziadka (Andrzej Głoskowski) dodaje swój głos w sprawie przeszłości, a przychodzący prosto z życia mąż Hanny (Dariusz Siatkowski) tylko na chwilę przerwie słowotok wylewający się z mroku sceny. Ale za chwilę okaże się, że wszystkim najbardziej chodziło o to, by było jak dawniej...

Nie ma w tym tekście siły, która mogłaby utrzymać napięcie, skłonić do koncentracji uwagi. Nawet tak świetnym aktorom nie daje szansy na zbudowanie dramaturgii. Poza oczywistymi gestami wykonawców nie ma też żadnej reżyserskiej konstrukcji. Smutek walczy z nudą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji