Artykuły

Od katastrofy odwrotu nie ma

Napisane przed ćwierć wiekiem "Tango" - dramat uznany za najwybitniejsze dzieło Mrożka, to już dziś klasyka. Znajduje się w kanonie lektur szkolnych. Prapremiera "Tanga" w 1965 r. wzbudziła w kraju nie mniejszą sensację niż prapremiera "Wesela". Autor trafił na idealny moment, kiedy to nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, istniało zapotrzebowanie na taki dokładnie dramat. Dramat zaniku idei, rozkładu wszelkich wartości, rozpłynięcia się konwencji. Ta trzypokoleniowa, przedstawiona przez Mrożka rodzina, to symbol społeczeństwa, którego dwa pokolenia pracowały na atrofię ideałów i sensów. A kiedy awangardzie udało się już odsączyć życie z wszelkich zasad, norm, reguł i wartości, nie ma już odwrotu od... katastrofy.

Artur niczym Hamlet próbuje przywrócić życiu społecznemu sens, wypełnić je treścią poprzez powrót do dawnej formy. Ale w historii społeczeństw nie może być mowy o żadnych powtórkach. To, co było, odeszło bezpowrotnie. A gdy nie ma go czym zastąpić, pozostaje ruchowe rozmemłanie. Artur przegrywa. Jego miejsce zajmuje Edek - symbol bezkompromisowego chamstwa, brutalnej, prostackiej siły. Intelekt przegrywa, z muskułami. A świat, którym zawładnęły tak prymitywne jednostki, nic już pozytywnego spotkać nie może. I znów, jak u Wyspiańskiego, inteligencja coś przegapiła, przespała. I nie wyszło na dobre to nienaturalne bratanie się z niższymi sferami. Echo ducha Szeli? Cień tańca chocholego? Tak. Tango "La Cumparsita"! Edek w parze z Eugeniuszem - symbolem podporządkowania i ugody - nad trupem Artura - ostatniego buntownika.

Ale skąd się wzięło w Arturze tyle siły na tę próbę buntu i poszukiwania ładu? Z infantylnego poczucia zagrożenia. Artur wyczuwa owo zagrożenie w Edku, ale interpretuje je jako niebezpieczeństwo odebrania mu matki, a co za tym idzie - rozbicia rodziny, bez której, mimo fizycznej dojrzałości, nie potrafiłby się obejść. Edek odbiera mu nie tylko matkę, rodzinę, ale wszystko. Łącznie z życiem. Bo on jeden jest autentyczny. Walczy o byt. Ale zwycięstwo Edka też jest zwycięstwem nihilizmu, On nie ma żadnych wyższych potrzeb. Jest prawie zwierzęciem.

Marek Okopiński, reżyser najnowszej inscenizacji "Tanga" na deskach Teatru Polskiego w Poznaniu, eksponuje bardzo te historiozoficzne aspekty dramatu, mniej zagłębiając się w psychologiczne meandry duszy głównego bohatera. Stara się możliwie najbardziej uaktualnić dramat. Jak na Mrożka za mało mi tu groteski w grze. Dość dziwne w ogóle wrażenie sprawia ta daleko idąca umowność wieku aktorów w stosunku do postaci. Sabiniewicz i Puchalski wyglądają jak bracia. Między paniami też specjalnej różnicy pokoleniowej nie widać. Najbardziej naturalne i wiarygodne aktorsko są Jolanta Szajna (Eleonora) i Olga Dorosz (Ala). Warsztatowo dobry poziom prezentują Mariusz Puchalski (Stomil) i Mariusz Sabiniewicz Artur). Wojciech Kalinowski, mimo że rola Edka to samograj - rozwija się dopiero w drugiej części przedstawienia. Irena Grzonka w roli babci nowoczesnej, mimo kostiumu, nie jest zanadto groteskowa, znacznie lepiej prezentuje się już na łożu śmierci. Sławomir Pietraszewski też nie wydobywa z roli Eugeniusza wielu akcentów groteskowych. Zresztą z aktorów wykrzesano w ogóle zbyt mało w stosunku do możliwości.

Urzekła mnie natomiast scenografia. Nie, nie dlatego, żeby była ona szczególnie oryginalna, bo nie odbiega specjalnie od tego, co w didaskaliach naszkicował autor. Ale kiedy podniosła się kurtyna, poczułam się natychmiast jak w domu, i od razu wiedziałam, że rzecz będzie o sprawach także mi bliskich. Bardzo interesujący wydaje się natomiast układ choreograficzny kończącego spektakl "Tanga". Znajduje się w nim, mimo (celowej) niezdarności, jakiś bezwzględny, brutalny dynamizm, sprawiający mocno groźne wrażenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji