Artykuły

Poznawanie wiedeńskiego klasyka

Już sam plakat, będący dziełem wybitnego grafika Wiesława Wałkuskiego, do "Ostatnich dni ludzkości" Karla Krausa w Te­atrze Powszechnym w Warsza­wie, tak bardzo odbiegający od codziennej reklamowej tandety, zapowiadał coś interesującego. I rzeczywiście...

To niezwykły spektakl, po­dobnie jak autor sztuki. Karl Kraus, bo o niego tu chodzi, urodzony w 1874 r. cale życie mieszkał w Wiedniu. W Pol­sce mało kto o nim słyszał, choć należy do klasyki wiedeńskiej, ta­kiej samej jak walce Straussów. Znał jego twórczość i cenił Zyg­munt Hubner, nawet z aforyzmów Krausa "Pisać felieton, to tyle, co kręcić loki na łysinie" sporządził tytuł do swego tomu felietonów. Planował inscenizację "Ostatnich dni ludzkości" wybierając poszcze­gólne sceny z 800-stronicowego tekstu. Do premiery nie doszło, bo Ministerstwo Kultury i Sztuki nie odpowiedziało na list dyrektora Hubnera dotyczący sfinansowania bardzo trudnego przekładu.

Kraus był twórcą i osobowo­ścią fascynującą. Mędrzec, dzi­wak, pasjonat, literat i wydawca, autor aforyzmów i ostrej publi­cystyki.

W kilka miesięcy po wybuchu pierwszej wojny światowej, który dla niego stał się wielkim wstrząsem, a nawet obawą o koniec cywilizacji, przystąpił do pisania "Ostatnich dni ludzkości". Stworzył przejmującą panoramę czasów wojny dziejącej się wszędzie i wśród wszystkich. W knajpie, gabinecie ministra, tingel-tanglu, w okopach frontowych. Tek­sty rozmów są wspaniałe, błyskotli­we, zabawne i głębokie.

A na scenie - rewia aktorskich umiejętności i sprawności zespo­łu w trudnej konstrukcji przed­stawiania składającego się z bły­skawicznie zmieniających się miejsc i osób. W spektaklu uczest­niczy ponad 20 aktorów, w tym gwiazdy "Powszechnego", m.in. Ewa Dałkowska, Władysław Kowalski, Franciszek Pieczka, Stanisław Tym, Gustaw Lutkie­wicz, Kazimierz Kaczor.

Premiera - oczywiście wybra­nych scen - odby­ła się w Wiedniu w 1964 r., potem "Ostatnie dni" wystawiano w różnych adaptacjach. W Warsza­wie reżyser Piotr Cieślak korzystał z wersji angiel­skiej. Może to i dobrze, że u nas premiera odbyła się dopiero teraz po doświadcze­niach teatrów Kantora, Szaj­ny i Krystiana Lupy z jego ada­ptacją "Lunaty­ków", wielkiej powieści Herma­na Brocha.

Wygląda na to, że po latach nieobecności robią się modni autorzy niemieckojęzyczni z początku wieku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji