Artykuły

Strach

Głównym motywem tej tragifarsy węgierskiej jest strach. Boją się wszyscy, a przede wszystkim dwaj głowni bohaterowie. Major, który przybył na dwa tygodnie urlopu do cichej górskiej wioski do domku rodziców jednego ze swych podwładnych, ogarnięty jest panicznym strachem. Pełen nieuzasadnionych podejrzeń cierpi na manię prześladowczą i dręczy siebie i otoczenie. Jego gospodarz strażak Tot jest wraz z całą rodziną w nieustannym lęku, by nie obrazić Majora i tym nie zaszkodzić synowi, który pozostał na froncie i którego Major jest w mocy przenieść na tyły. Wzajemna udręka Majora i rodziny Totów, składającej się ze strażaka, jego żony i dorastającej córeczki, kończy się, mimo akcji utrzymanej w tonie farsowym, podwójną tragedią. Widz wie bowiem od dawna, że młody Tot już został w walce zabity, i że wobec tego próżne są poświęcenia jego rodziny, a na zakończenie strażak Tot doprowadzony przez Majora do kresu wytrzymałości - zabija go ku radości żony i córki.

Sztuka obfituje w sytuacje paradoksalne i cała jest jednym wielkim paradoksem, gdyż głęboko tragiczna treść ujęta jest w formę groteskowej farsy, obfitującej w wiele naprawdę zabawnych sytuacji.

Tragiczność sztuki polega też na tym, że akcja jej rozgrywa się na Węgrzech w czasie ostatniej wojny. Major i młody Tot walczą w szeregach wojsk sprzymierzonych z Hitlerem, a patrioci stanowią oddziały partyzantów, których tak śmiertelnie lęka się Major. Jest więc w tej tragifarsie mocny rys dobrej i trafnej satyry, jak choćby najlepsza ze sztuki nieledwie surrealistyczna scena u lekarza psychiatry, który sam okazuje się umysłowo chorym, czy znakomite postacie (prócz Majora i Tota, o których była już mowa) jak Listonosza, prowadzącego własną opartą na humanitaryzmie politykę doręczania, czy też niszczenia listów.

Takie są więc strony dodatnie sztuki. Ale są i ujemne. Przede wszystkim znakomity pomysł motywu głównego nie starcza na cały długi, bo niemal trzygodzinny spektakl. W tych warunkach autor nie mógł się uchronić od powtórzeń zarówno sytuacji, jak powiedzeń w dialogach, co oczywiście chwilami dawało efekt nużący. Szkoda wielka, że reżyser Józef Gruda, który na ogół bardzo sprawnie uwydatnił całą stronę komiczną i satyryczna sztuki, a także podkreślał beznadziejność sytuacji rodziny Totów, nie odważył się na pewne skróty, które niewątpliwie wyszłyby spektaklowi na dobre. Natomiast z olbrzymią pomocą przyszli autorowi wykonawcy poszczególnych ról.

Przede wszystkim Czesław Wołłejko. Raz jeszcze dowiódł nam jakim potrafi być pomysłowym, twórczym, znakomitym komikiem. Połączenie żałosności i komizmu tej ogarniętej obłąkanym strachem postaci ukazał po prostu po mistrzowsku. Obok niego Kazimierz Dejunowicz w roli tytułowej strażaka Tota był wyśmienity. Umiał tak sugestywnie pokazać człowieka walczącego nieustannie ze snem (straszny gość obrażał się, gdy gospodarz chciał pójść spać) że zarażał tym nawet niektórych widzów. Dostawał też oklaski przy otwartej kurtynie, choćby za chwiejny krok pijanego sennością człowieka. Jego żonę Mariszke, której głównym motywem działania jest troska o syna na froncie i płynący stąd strach, by nie obrazić jego zwierzchnika, zagrała bardzo po prostu i z pełnym naturalności temperamentem Renata Kossobudzka, a jej żywą jak iskra córeczką była wyglądająca najwyżej na lat 15 Małgorzata Włodarska. Zygmunt Hobot bez odrobiny szarży, a bardzo komicznie ukazał postać Listonosza, uważanego przez wieś niesłusznie za półgłupka. Dostojnym a poczciwym Proboszczem był Edward Szupelak-Gliński, Stanisław Jaśkiewicz z konieczną tu dozą niesamowitości stworzył postać profesora psychiatry Cipriani. Szkoda, że tylko w tak niewielkiej roli Właściciela beczki zobaczyliśmy niezawodnego Tadeusza Kondrata. Maria Klejdysz z humorem zagrała rolę "kobiety trudniącej się nierządem", wreszcie Józef Maliszewski dzielnie dyrygował strażacką orkiestrą na przywitanie gościa.

Malownicze, utrzymane w stylu folkloru węgierskiego wnętrze domku skomponował Otto Axer.

W przekładzie na ogół dobrze brzmiącym było parę potknięć. Wymienię tylko najważniejsze: tłumaczka króla włoskiego Emanuela awansowała na... cesarza. Wbrew przysłowiu oddała królowi co... cesarskie.

Na premierze obecny był autor sztuki Istvan Orkény.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji