Artykuły

Piąta strona świata istnieje... w Teatrze Śląskim

"Piąta strona świata" w reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

To nie jest spektakl ze śląską listą żądań, to nie jest polityczno-społeczno-petycja, nie jest to też ludowa, wyimaginowana opowieści z cepelii. Trzy pokolenia: osiemdziesięciolatek Kutz, czterdziestopięciolatek Talarczyk i trzydziestoletni Chojnacki mierzą się artystycznie z przeszłym i współczesnym Śląskiem.

Kiedy reżyser Robert Talarczyk ogłosił, że zmierzy się z powieścią Kazimierza Kutza wydawało się, że chce dokonać czegoś niemożliwego. Bo barwnym "Cholonku" (adaptacja dla Teatru Korez), gdzie kolejne opowieści wręcz same układają się w sceniczne obrazy przyszło mu zmagać się z materią ateatralną. Z powieścią, która jednocześnie opowiada pogmatwaną historię Śląska XX wieku i jest filozoficznym traktatem o ludziach, którzy jak pisze autor nieustannie "ćwiczą się w myśleniu" i chcą rozwikłać największe egzystencjalne zagadki świata. Od Talarczyka oczekiwano, że zaspokoi gusty sąsiadów, tych ze swojej dzielnicy i okolicy, że załatwi kilka spraw z Polską tłumacząc po raz kolejny, o co chodzi ze śląskością i Ślązakami, wreszcie, że zrobi wybitne artystycznie przedstawienie.

"Piąta strona świata" to dwugodzinna opowieść na deskach Teatru Śląskiego, w której główny bohater (narrator) próbuje rozwikłać tajemnicę dwóch samobójstw przyjaciół z szopienickiego podwórka (Alojza i Lucjana)... opowiadając przy tym o pogmatwanych losach kilku rodzin. Talarczykowi marzyło się, by stworzyć na podobieństwo filmowej mitologii Kutza analogiczne zjawisko w teatrze. Udało się to dzięki jego reżyserskim decyzjom.

Po pierwsze przedstawienie nie jest agresywne - dalekie od rozbuchanej widowiskowości, jaką np. dał publiczności w spektaklu "Mistrz & Małgorzata story" w Teatrze Polskim. Nie drażni też widzów niewygodną polityką, przedstawienie nie jest tak dosadne, jak np. dialogi w "Żydzie", spektakl w Katowicach nie jest też listą żądań, petycją, protestem. Talarczyk za Kutzem już nie krzyczy do widzów: zobaczcie o co tak na prawdę chodzi z historią Śląska. A jednak nic nie cenzuruje i nie brak tu gorzkich słów na temat tego, jak Ślązaków klasyfikowano, dzielono, jak później z powstańcami śląskimi obeszła Polska Ludowa, jak tych z niewiadomego "południa" postrzegano w innych częściach kraju, wreszcie dlaczego i gdzie przyszło niektórym uciekać nawet na czarny ląd. Talarczyk klarownie snuje opowieść nie gubiąc po drodze sensu i nie kryjąc się za obyczajowymi scenkami jak np. świniobicie w "Cholonku".

Przedstawienie w Teatrze Śląskim jest wyjątkowo uporządkowane - zespół świetnie grających ponad 20 aktorów dyscyplinuje muzyka, świetnie poprowadzony przez Katarzynę Kostrzewę ruch, a całości dopełniają graficzne i typograficzne puenty Ewy Sataleckiej odpowiedzialnej za minimalistyczną scenografię oraz animacje w duchu realizmu magicznego. Ta wyważona narracja daje nieprawdopodobnie mocny efekt. Tu wszyscy mają swój moment by opowiedzieć prawdę o skomplikowanym losie: matki, co pół życia czekały na ojców, mężów i synów, kobiety, co kryły najmroczniejsze rodzinne tajemnice, i mężczyźni wracający z wojny w różnych mundurach, ojcowie co nie mogli pogodzić się z tym, że na ich śląskim świecie coś jest wciąż na opak. Oni tylko próbują zrozumieć i nie dać się wpędzić w szaleństwo.

"Piąta strona świata" istnieje. Została napisana choćby po to, by trzydziestoletni Dariusz Chojnacki mógł przez dwie godziny stać na scenie i opowiadać nie tylko o świecie stworzonym przez Kutza, ale o doświadczeniu swoim, swojej rodziny, swoich sąsiadów. To zaskakujące, że Talarczyk zdecydował się obsadzić w tej roli (uważanej za alter ego Kutza) młodego aktora, pozornie bez wielkiego życiowego bagażu. Chojnacki do tej premiery owszem, uczył się gigantycznej ilości tekstu, nie musiał jednak uczyć się roli.

Aktor - Ślązak z zabrzańskiej dzielnicy Kończyce odziedziczył te opowieści naturalnie wraz z urodzeniem. Swobodnie wedle uznania prowadzi swój monolog raz po polsku, raz po śląsku, zaczyna spokojnie, waży słowa osobistej spowiedzi, i jak karuzela rozpędza się w tej opowieści. Warczy, robi się coraz bardziej kąśliwy, rozdrażniony, by w kulminacyjnym momencie zejść w milczeniu ze sceny, przejść obok publiczności, wyjść trzaskając drzwiami. Problem polega na tym, że z tej historii, tej biografii, nie można się od tak "wypisać".

Zanim za analizę tej inscenizacji zabiorą się historycy, publicyści czy politolodzy, chcę wyraźnie napisać jedno. "Piątą stronę świata" cechuje z jednej strony najdojrzalsza forma literacka (powieść i jej adaptacja to po prostu dobry kawałek literatury), z drugiej bardzo przemyślana i celna inscenizacja, z teatralnym spojrzeniem, jakiego nie miały poprzednie spektakle dotyczące historii tego regionu. To wreszcie Teatr Śląski bez kompleksów, świetnie grający zespół aktorski i reżyser, który nie tyle wie co, ale wie jak powiedzieć to, co ma do powiedzenia.

Tak się złożyło, że tę recenzję piszę już z Düsseldorfu, gdzie goszczą mnie Ślązacy, którzy wiele lat temu przyjechali tu z Chorzowa. Mielimy tę naszą śląską historię tu od nowa, dodając do niej kolejny, piąty, szósty, siódmy punkt widzenia. "Godomy" i próbujemy to zrozumieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji