Artykuły

Skorupka trąci za młodu

- w tym spektaklu, ze względu na specyfikę tekstu, który opowiada o dziecięcych zabawach, w których udawanie jest na porządku dziennym, aktorzy mogą użyć wielu swoich umiejętności, które ćwiczyli latami w przedstawieniach lalkowych - bardzo dużo jest tu zabawy przedmiotem: piłka staje się bombą, kawałek kija - wierzchowcem - mówi JACEK GIERCZAK, reżyser "Poobiednich igraszek" w Teatrze Miniatura w Gdańsku.

O tym jakie niebezpieczeństwa czyhają na rodziców, którzy nie mają czasu dla swoich dzieci, o tym, jak lalkowi aktorzy radzą sobie w spektaklu żywego planu i o tym jak tekst argentyńskiej autorki sprzed trzech dekad brzmi dziś w Polsce, opowiada reżyser przedstawienia "Poobiednie igraszki" w gdańskim Teatrze Miniatura, Jacek Gierczak.

Przemysław Gulda: Zważywszy na charakter tekstu, który Pan realizuje i dotychczasowy dorobek sceny, na której go Pan realizuje, nie sposób nie zacząć od podstawowego pytania: dla kogo są "Poobiednie igraszki": dla dorosłych, dla dzieci czy dla jednych i drugich?

Jacek Gierczak: Widziałbym widownię tego spektaklu dość szeroko. Mam wrażenie, że będzie to realizacja, która trafi zarówno do starszych dzieci, najlepiej oglądających ten spektakl z rodzicami, do młodzieży i do dorosłych. Jeśli chodzi o strategię interpretacyjną, powiedziałbym, że idziemy dość ściśle za tekstem i za jego bardzo przewrotną myślą: autorka chciała, żeby dzieci były na scenie grane przez dorosłych. Takie rozwiązanie jest częścią wielopiętrowej gry, którą prowadzi z odbiorcą swojego dramatu: bo bohaterami są przecież dzieci bawiące się w dorosłych, udające dorosłych, budujące swoją nieprawdziwą dorosłość z elementów, którymi nasiąkają na co dzień za sprawą świata, w którym żyją. W niektórych scenach zachowują się jak dorośli, w innych - nie są w stanie ukryć, że wciąż są jeszcze dziećmi.

Na ile musiał Pan ten argentyński tekst przykrawać do polskich realiów?

- Nie bardzo, na szczęście nie ma w nim zbyt wielu elementów odwołujących się tak silnie do tamtejszych realiów i historii, żeby były niezrozumiałe przez polskiego widza. Dwójka bohaterów pochodzi z wojskowego domu, ich zachowanie i postawy są oczywistą aluzją do argentyńskiego reżimu generałów. W Argentynie rzecz była na tyle czytelna, że autorka za ten - dziś brzmiący absolutnie niewinnie tekst - musiała uciekać ze swej ojczyzny do Hiszpanii. Ten element nie będzie może dziś w Polsce zbyt czytelny, ale wszystkie inne pomysły, sprawiające, że od razu widać, które z dzieci jest z biednego domu, które z bogatego, a które wychowuje samotna matka, są jak najbardziej aktualne. Oczywiście, że musiałem trochę uaktualnić i wyczyścić ten tekst. Pracowałem zwłaszcza nad warstwą językową. W końcu ten dramat powstał ponad trzy dekady temu, nie brakuje więc w nim różnych archaizmów, a zależało mi na tym, żeby moi bohaterowie posługiwali się współczesnym językiem, takim jak ich dzisiejsi polscy rówieśnicy, po to, żeby tekst był zrozumiały dla tych ostatnich. Musiałem też zmienić trochę odniesień do realiów z tamtych czasów i trochę aluzji, po to, żeby mówiły coś współczesnemu odbiorcy. Na koniec dodałem też piosenkę - swego rodzaju komentarz do całego przedstawienia, śpiewaną przez dzieci.

Jak ten tekst, po wszystkich pańskich zabiegach, brzmi dziś w Polsce?

- Powiedziałbym, że jest jeszcze bardziej aktualny niż kiedyś. Powiedziałbym, że jego główną myśl można wyrazić popularnym polskim powiedzeniem: czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. A dziś, jeszcze bardziej niż w czasach, kiedy powstał ten tekst, następuje oderwanie się świata dzieci i rodziców. Dorośli są jeszcze bardziej zabiegani, zalatani niż kiedyś, pracują na dwóch etatach i zwykle zupełnie nie mają czasu dla swoich dzieci. Wychowuje je więc telewizja, internet, gry komputerowe, czyli coś, o czym rodzice tak naprawdę nie mają zielonego pojęcia. A potem dziwią się, kiedy dzieci dokonują jakichś drastycznych czynów, pytają: kto ich tego nauczył?

Aktorzy Miniatury, choć zdarza im się grywać w żywym planie, są jednak przede wszystkim przyzwyczajeni do przedstawień lalkowych. Jak zespół sprawdza się w pracy na zupełnie innych zasadach?

- Dla większości, a może wręcz dla wszystkich aktorów biorących udział w tej realizacji jest to bardzo nowe, twórcze i ciekawe doświadczenie. To przecież oczywiste, że gra w żywym planie wymaga po pierwsze trochę innego podejścia warsztatowego, ale także i uruchomienia trochę innych warstw emocjonalnych w aktorze. Na szczęście wszyscy uczestnicy tego przedsięwzięcia znakomicie sobie z tym radzą. Na marginesie dodam, że w tym spektaklu, ze względu na specyfikę tekstu, który opowiada przecież o dziecięcych zabawach, w których udawanie jest na porządku dziennym, aktorzy mogą użyć wielu swoich umiejętności, które ćwiczyli latami w przedstawieniach lalkowych - bardzo dużo jest tu zabawy przedmiotem: piłka staje się bombą, kawałek kija - wierzchowcem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji