Artykuły

Jak w telewizji

Machiavelli: "Cel uświęca środki". Inny prakseolog Andrzej Waligórski dodaje, że kto ma dojście, ten nie zginie, trza mieć dojście do układów. Teatr zaś bierze trochę z jednego autora, trochę z drugiego i proponuje: żartobliwy, satyryczny w intencjach wykład na temat skutecznego działania. Wykład jest ilustrowany przykładami z życia dawnej Florencji, markowanymi skromnymi działaniami scenicznymi.

Rzecz jest kameralna, w realizacji akcentuje przede wszystkim tekst. Aktorzy zepchnięci przez scenografa niemal na proscenium są stale w zbliżeniu. Jak w telewizji, tylko ten "ekran" znacznie większy. Pożytek podobny. Trochę rozrywki, poznajemy "Mandragorę", którą znać wypada. Posiwiejemy się, pójdziemy do domu, a po drodze szybko zapomnimy, żeśmy byli w teatrze. Jeśli stawiamy teatrowi większe (nie powiem maksymalistyczne) wymogi, będziemy rozczarowani, jeżeli mamy do niego podobny stosunek, jak do telewizji, nie powinniśmy żałować tych dwu godzin życia.

Mamy na scenie gigantyczną budowlę, z której - odpowiednio kadrując - można wyodrębnić wejście do kościoła, posiadłość Messera Nicii, mieszkanie Kallimacha, zabytkowe uliczki i zaułki. W tej przestrzeni chodzą, błąkają się, kryją, szukają się, knują, działają bohaterowie sztuki oraz uzupełniająca ich para pieśniarzy, śpiewająca kancony Waligórskiego.

Idzie o to, jak zdobyć piękną Lukrecję, która jest cnotliwa, a nadto strzeżona przez męża. Kailimach, który ma na to wielką ochotę, buduje z pomocą sprytnego Liguria intrygę umożliwiającą osiągnięcie celu. Plan działania opiera się na mocnych fundamentach: głupocie męża, sprycie Ligurda i wyrachowaniu mnicha, mistrza kalkulacji i dyplomacji. Temu ostatniemu (gra go Andrzej Mrozek) zawdzięczamy m.in. kapitalny monolog, znakomicie wykładający zasadę "cel uświęca środki", mogący przyprawić o dreszcze, gdyby go przekazać bardziej serio. Chodzi przecież jednak o utrzymaną w renesansowym duchu zabawę.

Znaczący udział w jej zainicjowaniu i prowadzeniu mają wspomniany Mrozek, Andrzej Polkowski i Andrzej Wilk. Te trzy postacie, kluczowe w całej intrydze, zindywidualizowane, wyraziste wydają mi się pierwszą wartością przedstawienia. Drugą: dowcipne kancony wykonywane przez Małgorzatę i Jacka Samborskich. O reszcie mogę wypowiadać się tylko letnio, a takie pisanie nie ma większego sensu.

Nie zniechęcając do "Mandragory", godnej przecież poznania, nie obiecuję bardziej wymagającym widzom nadzwyczajnych atrakcji, głębszego przeżycia czy wartościowszych refleksji. Obiecuję trochę rozrywki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji