Artykuły

Zwyczajność mniej znośna

"Danuta W." w reż Janusza Zaorskiego z Teatru Polonia w Warszawie na XIX Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Pisze Łukasz Kaczyński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Nieczęsto zdarza się w Polsce, że na rynek trafiają memuary osób publicznych. Do pewnego stopnia zrozumiała jest zatem wrzawa wokół wspomnień Danuty Wałęsy "Marzenia i tajemnice". Monodram, na który przekuli je Krystyna Janda i Janusz Zaorski w stołecznym Teatrze Polonia, otworzył w sobotę w Łodzi XIX Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych.

Największym atutem trwającego grubo ponad dwie godziny spektaklu jest właśnie ta próba ukazania polskiej historii od innej, nieoficjalnej strony. Jednak "Danuta W." jest monodramem zaskakująco słabym teatralnie.

Reżyser Janusz Zaorski wprowadził na scenę fragmenty kuchni. Stół, krzesło i kuchenka są przezroczyste, nie odwracają uwagi od najważniejszej - aktorki. Wchodzi ona z misą z jabłkami i przedstawia swą bohaterkę jako kobietę, której życie obliczone jest na osiem porodów. Tylu potomków doczekała z pierwszym przywódcą "Solidarności". Te dwie sfery: prywatna i publiczna będą egzystować na scenie w stałym napięciu. Powstrzymanie polityki przed wdarciem się do życia rodzinnego było jednym z celów Danuty Wałęsy. Jak można sądzić, także jej męża: stale nieobecnego, zajętego nie domem a "sprawami wyższymi", tającego przed żoną szczegóły opozycyjnej działalności.

Janda przyjmuje na siebie los Danuty Wałęsy i kreuje postać sceniczną odmienną od tej, jaką można sobie wyobrazić poznając wspomnienia żony Lecha Wałęsy. Zmienia jej los w doświadczenie na swój sposób pokoleniowe. Jest oszczędna w swej grze, stonowana. Przesadna ekspresja byłaby całkiem nie na miejscu. Trudno mieć jednak pewność czy wszystkie potknięcia i momenty zawahania to przepis na rolę czy efekt nie najlepszej kondycji lub rozkojarzenia. Sądzić można że raczej to drugie.

Aktorka prowadzi widzów przez kolejne stacje życia Danuty W: od marzeń wiejskiej dziewczyny, przez wielką miłość, wyzwania roli matki i żony, po wyjście z cienia męża i podjęcie starań o zaznaczenie własnej odrębności. Droga ta ma wielkie znaczenie dla Danuty Wałęsy jako kobiety, ale czy ma dla widza? Nie chodzi o przewidywalność (np. o przyjmowanie światopoglądu męża jako swojego), a raczej o stosunek do rzeczywistości, głębię spostrzeżeń, które w pewnym momencie przestają widza interesować. Poniekąd także o zwyczajność opowiadanego życia. Zwyczajność jest znośna i nadaje się na opowieść, gdy w drobiazgach dostrzega się ich magiczną niecodzienność. Tylko "poezja" może sprawić, że zwyczajność będzie interesująca na scenie. W "Danucie W." znajdziemy kilka takich momentów - w próbie dystansowania się od męża (np. gdy słysząc jego przemówienia do strajkujących, żona łapie się za głowę i krzyczy: "Człowieku o czym tym mówisz?") lub w opisie wyjątkowego charakteru relacji z Janem Pawłem II. Zasługą realizatorów jest zaakcentowanie komizmu w sytuacjach dramatycznych czy absurdalnych (np. gdy Lech Wałęsa, z córką w wózku, wybrał się rozrzucać ulotki, zabrany na komisariat oświadcza, że to milicja ma obowiązek przewinąć jego córkę, skoro aresztuje dzieci). Tymczasem dominujące w monodramie opowiadanie "prozą" o prozie życia tworzy niezamierzony teatr dokumentu. Ciekawszy i łatwiej przyswajalny byłby, równie suchy co spektakl, film dokumentalny.

Dobra aktorka na scenie i projekcje archiwalnych nagrań to za mało, by powstał prawdziwy teatr. Zwłaszcza, że dla wycofanej gry Jandy Janusz Zaorski nie znalazł odpowiedników w dramaturgii spektaklu. Powstało zdominowane przez potok słów monotonne "męczydło". Szkoda aktorki, publiczności i miejskich pieniędzy, przekazanych do kasy prywatnego warszawskiego teatru. Oczywiście, marka jaką jest Krystyna Janda, wsparta niecodziennością ukazania się wspomnień byłej pierwszej damy to z pewnością niezły przepis produkt dla "wszystkożernej" stołecznej publiczności. I na frekwencyjny sukces w stolicy, już zresztą odtrąbiony. To truizm, ale festiwal już z zasady powinien oznaczać pewną selekcję, nie tylko w zakresie tematyki spektakli, ale przede wszystkim ich jakości. Trudno uznać niecodzienność powstania "Danuty W." za wystarczające uzasadnienie dla sprowadzania spektaklu do Łodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji