Artykuły

Nieboska operą zatruta

Każda kolejna inscenizacja "Nieboskiej komedii" pobu­dza do rozważań nad aktual­nością i zarazem uniwersalizmem dzieła Zygmunta Krasińskiego. Jak dalece można je aktualizować, pierwszy udowodnił w roku 1926, w warszawskim Teatrze im. Bogu­sławskiego - Leon Schiller. Spo­sób na podkreślanie uniwersalności utworu zaproponował Wilam Ho­rzyca. W swych uwagach do lwow­skiej realizacji dramatu Krasiń­skiego w roku 1935 argumentował on, iż zarówno konstrukcja, jak i treści utworu uprawniają moralitetową interpretację teatralną "Nieboskiej". Wystawiając "Nieboską komedię" trzeba więc dokonać wyboru. Warto jednak pamiętać, iż wartości etyczne same przez się nie istnieją, że zaczynają egzysto­wać dopiero w powiązaniu z okre­ślonymi sytuacjami społecznymi. I warto również uświadomić sobie, że o napięciu konfliktów w dziele Krasińskiego decydują głównie właśnie te momenty, kiedy w dzia­łaniu bohaterów dramatu dochodzi do kolizji między etyczną i społe­czną motywacją ich postępowania.

Ą więc wybór, o którym tu mo­wa, pozornie prosty, usankcjono­wany inscenizacyjną tradycją, gdy tylko nieco uważniej wejrzeć w głąb "Nieboskiej komedii", natych­miast się komplikuje. Okazuje się, że nie powinien on polegać na absolutyzacji społecznego czy moralitetowego kręgu uwarunkowań po­staw hrabiego Henryka i Pankra­cego, lecz co najwyżej na silniej­szym lub słabszym akcentowaniu jednego z tych kręgów. Powiem więcej: jeśli widz ma odebrać uniwersalistyczny moralizm "Niebos­kiej", inscenizator musi przekonać go o aktualności społecznego tła utworu i o względnej powtarzalności sytuacji społecznych kreowa­nych przez Krasińskiego. Chcę po prostu stwierdzić, iż moralistykę zanurzył Krasiński w dialektyce historii.

Od teatru inscenizującego "Nieboską komedię" mamy prawo ocze­kiwać wyjaśnienia i unaocznienia, na ile proces historyczny zobrazo­wany w tym dziele jest nadal ży­wy. Aby osiągnąć ów cel, nie wy­starczy interpretacja wyłącznie moralitetowa. Etyczne akcje dzia­łań bohaterów utworu, przy odcię­ciu ich od żywej historii, od histo­rii doświadczanej przez Krasiń­skiego, ale na zasadzki ciągłości procesów społecznych doświadczanej i przez nas w dniu dzisiejszym - mogą bowiem stać się zbiorem pustych abstrakcji.

O tym, jak dalece jest to możliwe, przekonujemy się ostatnio inscenizację "Nieboskiej" w Teatrze Wybrzeże. Marek Okopiński - jako reżyser spektaklu postawił właśnie na moralitetowość. Ale jest to właśnie moralitetowość nie przefiltrowana przez nasze współczesne doświadczenia społeczne. Okopiński zainscenizował "Nieboską" w poetyce teatru romantyczno-operowego, skojarzonego z konwencją misterium. Widowiskowy sztafaż spektaklu - skutecznie schematyzując podział racji, argumentów wypowiadanych przez postaci utworu - w niczym nam jednak owych racji i argumentów nie przybliża. Sytuując je w sferze ponadczasowości, sytuuje je jednocześnie ponad emocjonalną i inte­lektualną wrażliwością widzów.

Moralitetowość gdańskiej "Niebo­skiej" od razu zapowiada - trzeba przyznać, iż nader efektownie - roz­pięty w tylnym planie sceny wielki ekran, na który Antoni Tośta (autor scenografii) przeniósł "Sąd ostateczny" Michała Anioła. Wir spadających ciał, zetlałe brzegi dolnej krawędzi płótna, zionące czarne otchłanie - otwory, poprzez które wchodzą na scenę aktorzy - wszystko to razem daje wrażenie, że za chwilę staniemy się świadkami pożaru świata, scen gwałtownych, okrutnych, rozdygotanych w pędzie. Złudzenie: nic takiego w spektaklu nie nastąpi. Zamiast wielkiego kataklizmu oglądamy szereg stylizowanych obra­zów z epoki.

Krasiński pisząc "Nieboską komedię" wzorował się na weberowskiej operze. Stąd między innymi, każdą część dzieła, jak uwerturę, poprzedził pisanym poetycką prozą - wstępem. Okopiński pokrewień­stwo utworu z operą unaocznił rozbudowując inscenizację w kie­runku melorecytacji, śpiewu, mu­zyki. Ale cały ów operowy "entou­rage" nie dodaje doprawdy spek­taklowi wdzięku. Opóźnia tempo, łamie rytm poszczególnych scen, sprawia, że przedstawienie toczy się jak rozklekotany, przeładowa­ny dyliżans.

Może jednak właśnie o to cho­dzi? Może objawia się w tym pie­tyzm Okopińskiego wobec drama­tu? Można by tak rzecz wyjaśnić, lecz przecież doprawdy nie ze względu na stylistykę romantycz­nego teatru sięgamy dziś do ro­mantyków, zresztą gdybyż była w tym jeszcze jakaś konsekwencja. Jeśli już proponuje się "Nieboską" z zachowaniem kostiumu epoki, niechby przynajmniej ów kostium był przyzwoicie skrojony. Tymczasem w tej ostatniej dziedzinie w gdańskiej "Nieboskiej" obserwujemy po prostu wiele niechlujstwa. Pojawiajace się na scenie postaci - z Henrykiem na czele - przypominają momentami kukły. I nie jest to efekt świadomie zamierzony. O nie!... Zamierzona deformacja sylwetki postaci w teatrze jest jednak czymś innym niż źle uszyty surdut czy zmięte spodnie.

Paradoks!...Krasiński pisząc "Nieboską" był zdania, że daje wizję historii jutra - wizję katastroficzną, lecz przyszłościową. Oglądając gdańską inscenizację "Nieboskiej" miałem wrażenie, iż spogladam wstecz, w karty historii już zamkniętej. Krasiński tworząc katastroficzny obraz przyszłością in­spirował się doświadczeniami Wielkiej Rewolucji Francuskiej, korzystał ze źródła, z którego dra­maturgia czerpie do chwili obec­nej, lecz przecież po to czerpie, by mówić o konfliktach i napięciach społecznych XX wieku.

Dziś, wiedząc już jednak, nie tyl­ko z teorii, bo przecież także i z praktyki, że drogą naprzód ludz­kości jest droga socjalizmu - ze szczególną troską i fascynacją spo­glądamy na te ruchy i tendencje społeczne, które podważając stary ład i porządek społeczeństw kapi­talistycznych jednocześnie same nie są wolne od sprzeczności. Wie­my, że losy rewolucji zależą rów­nież od tego, jak przezwycięża ona swoje własne konflikty. A ponieważ modelowe dla owych kon­fliktów sytuacje i postawy pojawi­ły się już podczas Wielkiej Rewo­lucji Francuskiej - stąd właśnie powodzenie w polskim, i nie tylko polskim współczesnym teatrze sztuk z nią związanych. Gdy w "Śmierci Dantona" Buchnera Saint Just wygłasza wielką mowę o re­wolucji, która powinna stosować najokrutniejsze środki represji z nieubłaganą bezwzględnością praw natury, nierzadko działających z si­łą niszczycielskich kataklizmów - jakże łatwo dopatrzyć się w posta­wie skrajnego reprezentanta jakobinów genezy dzisiejszego terrory­zmu. A kiedy w "Thermidorze" Przybyszewskiej, w finale sztuki, słyszymy zastanawiającego się nad wielkimi ideami rewolucji i natu­ralnymi, gatunkowymi ułomnościa­mi jej realizatorów Robespierre'a - słyszymy również ciągle aktualne pytanie: jak zmieniając świat zmie­niać człowieka? co robić, by nie dopuścić do zbyt głębokiej rozbież­ności między zawrotnym dziś bie­giem wydarzeń zmieniających rze­czywistość a stanem świadomości społecznej społeczeństwa?

Otóż cała ta problematyka w gdańskim przedstawieniu "Niebos­kiej" została zaledwie muśnięta. A mogła być przecież wyeksponowa­na na czoło inscenizacji, stanowić jej jądro. Bo czyż Leonard nie przypomina Saint Justa, zaś Pan­kracy - przerastającego otoczenie świadomością - Robespierre'a? Przypominają, i to nawet bardzo. Tylko aby widzowi uzmysłowić tę analogię, trzeba by czegoś więcej niż zabiegów stylizatorskich, usiłu­jących w kostiumach, scenerii, komponowaniu zbiorowego ruchu zbliżać obóz Pankracego do scen z obrazów malarstwa epoki Dawida. Trzeba by chyba właśnie zerwać z nich kostium historii.

Lepiej jest z Pankracym Stani­sława Michalskiego. Promieniuje zeń siła i zrównoważenie, godność. Pankracego w interpretacji Mi­chalskiego gubi jednakże nie tyle nadmiar świadomości, sprzeczność między praktyką a teorią rewolu­cji, co arystokratyzm ducha. W wielkim sporze z hrabią Henry­kiem jest on nie mniejszym arystokratą niż Henryk. A sam hrabia? Prócz Floriana Staniewskiego gra go również Andrzej Piszczatowski. Henryk jako poszukiwacz wartości serca i jednocześnie jako człowiek uwikłany w retorykę poezji, pozerskie gesty ginącej klasy - taki Henryk mógłby się kojarzyć z kry­zysem współczesnej zachodniej kultury, ciągle przecież akcentującej dewaluację pojęciowego myśle­nia, wszędzie dostrzegającej for­malizację ludzkich działań oraz rozbieżności między słowem a czynem. Mówię tu jednak znów o jed­nej z interpretacyjnych możliwości tkwiących w "Nieboskiej komedii". Do urzeczywistnienia jej na gdańskiej scenie było nader daleko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji