Artykuły

Nie-boska komedia

"Tego lata napisałem dramat traktujący o obecnych sprawach tego świata, o pryncypium ary­stokratycznym i ludowym. Boha­terem jest bowiem pewien hrabia a zarazem poeta. Przeciwstawi­łem go przywódcy ludowemu, człowiekowi genialnemu, który wy­szedłszy z mroku kroczy na czele miliona szewców i chłopów". (Zy­gmunt Krasiński do Henryka Reeve). Współczesna Krasińskiemu pamiętnikarka dorzuci potem swój komentarz: "... ani z treści, ani z końca zgadnąć nie można, komu autor sprzyja, a nawet dla kogo pisał".

Trudno się dziwić autorce tych słów, przywykłej do utartych konwencji literackich, do konwencji fabularnych. Pisarz, który w swym dra­matycznym poemacie pierw­szy z równą siłą przedstawił - użyjmy dzisiejszej terminologii - walkę klasową, do­strzegł, i to nie tylko w skali swojej ojczyzny narastające społeczne konflikty - musiał szokować swych współczes­nych, wzbudzać nieporozumienia.

Zaskakuje nas, dzisiejszych odbiorców - trzeźwość widzenia 21-letniego przecież autora "Nie-boskiej komedii" (przy pełnym zresztą sztafażu romantycznym dzieła). Widze­nia rewolucji, jako dziejowej konieczności, jako aktu społecznej sprawiedliwości - bez zamykania jednak oczu na grozę rewolucyjnego przewrotu, na krwawe sprawy łą­czące się z obaleniem starego porządku.

W tym prekursorskimi u­tworze prześledzić możemy również i obawę przedstawiciela starego porządku przed tym, co nieuchronnie nadej­dzie, burząc uznawane poprzednio wartości. Stąd swoi­sty "katastrofizm" tego utworu.

Przy wszystkich związkach Krasińskiego z romantyzmem jest on tym, który potrafił przeciwsta­wić się swoistej pozie i egzaltacji, powierzchownie rozumianemu romantyzmowi, pozie "bezczynnej poezji". Dodajmy do tego najgłębiej ukryte kompleksy poety rozpamiętywującego na emigracji postępek swego ojca, uważanego przez patriotów za zdrajcę, a zrozumiemy, jak złożonym utworem jest "Nie-boska komedia" jakie trudności stawia przed inscenizatorem.

Dobrze się stało, że "arcydramat" Krasińskiego znalazł się w repertuarze Teatru "Wybrzeże", że otrzymujemy pozycję, bez której edukacja teatralna wybrzeżowej publiczności byłaby niepełna. I to mimo zastrzeżeń, jakie obecna inscenizacja budzi. Reżyser przed­stawienia wypowiedział się ob­szernie piórem Jacka Kotlicy w programie spektaklu na temat swego widzenia "Nie-boskiej". Jest to, nawiasem mówiąc, szczęśliwy precedens, dający widzowi mo­żność skonfrontowania zamierzeń reżysera z ich sceniczną realiza­cją.

A więc inscenizacja. Są pewne obrazy, które oglądana z bliska, odkrywają przed na­mi wycyzelowane starannie przez malarza fragmenty, sce­ny, postacie. Gdy zwiększy­my dystans - szczegóły za­cierają się, nie sumują się w równie atrakcyjną całość, nie rozpoznajemy już organizują­cej całość myśli kompozycyj­nej. Podobnie chyba stało się w wypadku wybrzeżowej "Nie - boskiej".

MAREK OKOPlŃSKI włożył w przygotowanie przedstawienia wie­le pracy, było to widoczne właśnie w "szczegółach". Że jednak całość nie przemawia do widza tak, jak przemawiać powinna, rezultat to również w dużym stopniu nieutrafionej scenograficznej oprawy. ANTONI TOŚTA daje w tle ol­brzymi fragment "Sądu Ostatecz­nego" Michała Anioła - czym podkreśla monumentalność dzie­jącego się na scenie dramatu, ale scenę tę pogrąża w mrokach, z których - obok osób dramatu - wybłyskują tylko co chwila z dwóch umieszczonych jedna nad drugą "dziupli" dobre i złe du­chy. Miało to być "jasełkowe", a stało się śmieszne i denerwu­jące, podobnie jak charaktery­zacja działającego po lewej stronie "Diabła".

Z licznej obsady chciałbym wymienić Barbarę Patorską w roli żony, Jerzego Nowac­kiego, który znalazł idealny "klucz" głosowy do roli Orcia, tworząc pełną liryzmu i poezji scenę. Wbrew trady­cji nie zacząłem od ról "wio­dących". A więc - w pierw­szej premierowej obsadzie - Florian Staniewski jako hra­bia Henryk i Stanisław Mi­chalski w roli Pankracego. Nie uważam roli Floriana Staniewskiego za nieudaną, choć można ją sobie inaczej wyo­brazić. Staniewski dobrze po­kazał wewnętrzne rozbicie hr. Henryka, uwydatnił jego "poetyzowanie". Nie udało mu się natomiast pokazać swoistego "maskowania się" hr. Henry­ka wobec otoczenia, nadawa­nia sobie pozorów twardości - niezłomności, i to niezłomności "w dobrej wierze", bo w te cechy hr. Henryk wie­rzył, chciał wierzyć. A zawi­nił też chyba fatalny kostium, w jaki przystrojono Floriana Staniewskiego.

W pełni przekonywająco zagrał rolę Pankracego Sta­nisław Michalski. W kluczo­wej scenie starcia z hr. Hen­rykiem był ludowym trybu­nem, pełnym buntu i siły oskarżenia. Choć można dy­skutować, czy nie był to Pankracy zbyt monolityczny, nie pozostawiający marginesu na własne rozterki i wątpli­wości.

W kolejnej obsadzie wystąpili ANDRZEJ PISZCZATOWSKI I RYSZARD JAŚNIEWICZ. Piszcza­towski zagrał na ostrzejszych to­nach niż Staniewski, uzyskując tym większą wyrazistość, ekspre­syjność niektórych scen, z pewną jednak szkodą dla uwydatnienia rozterek wodza Okopów Św. Trójcy. RYSZARDOWI JAŚNIEWICZOWI natomiast nie udało się zapanować nad rolą Pankracego.

Muzykę opracował S. Ra­dwan, ruch sceniczny - J. Sławucka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji