To jest teatr, panie...
Imperator Wszechrosji Piotr I przybywa na spektakl niesiony w paradnym fotelu przez ubranych na czerwono kamerdynerów. Aktorzy z grupy Williama Schillinga zginają się w ukłonie przed władcą. Graf von Pyrmont zachwala majestatowi właściwości miejscowych wód leczniczych. I - można zaczynać! Dziś aktorzy odegrają przed Piotrem I i innymi znakomitymi gośćmi "Ostateczne rozwiązanie kwestii diabelskiej czyli tragiczną historię doktora Fausta", napisaną przez Gottfrieda von Leibnitza, filozofa i matematyka niemieckiego. Tylko że kwestii diabelskiej nie uda się ostatecznie rozwiązać, a dzieje doktora Fausta nie dopełnią się na scenie z powodu zamieszania, jakie wywoła opuszczenie widowni przez cara.
A więc - Faust raz jeszcze? "Teatr w teatrze" - raz jeszcze? Tadeusz Bradecki, autor obsypanej nagrodami na Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych we Wrocławiu sztuki "Wzorzec dowodów metafizycznych" posłużył się tą konwencją dla przekazania treści zupełnie współczesnych. A właściwie - odwiecznych.
Na scenie toczy się walka o duszę Fausta. Stary filozof - idealista Leibnitz próbuje udowodnić istnienie "harmonii wprzód ustawionej", obejmującej władzę, wiedzę i moralność. Wierzy w potęgę ludzkiego rozumu i siłę logiki, zachwyca się skonstruowaną przez siebie Machiną Rozumną (która jest niejako prototypem kalkulatora, o rozmiarach ...średniej szafy). A jednak Leibnitz nie jest w stanie udowodnić wyższości swoich racji nad argumentami Mefistofelesa. "gdzie w tej maszynerii metafizycznej pozostało miejsce na żal za grzechy, na głęboką skruchę, niezłomną wiarę i inne podobne niebiańskie wynalazki?" - pyta szatan. Leibnitz - autor przedstawienia, w końcu się irytuje. Ten diabeł jest zbyt przekonywający, zbyt dobry - powiada szefowi trupy. "To jest teatr, palnie" mówi Schilling. "Czuć tu siarką" - złości się uczony starzec. Rzeczywiście, gdy na scenie pojawia się grający Mefistofelesa Krzysztof Globisz, atmosfera staje się jakaś taka... piekielna.
"Wzorzec dowodów metafizycznych" to spektakl aktorski i panowie z zespołu Starego Teatru (towarzyszy im tylko jedna aktorka) znakomicie wywiązują się z niełatwych zadań, jakie stawia przed nimi autor. Krzysztof Globisz jest naprawdę znakomitym szatanem, a jego dar przekonywania jest zaiste niepokojący (strach pomyśleć, do czego może wykorzystać ten wielki talent), Jerzy Grałek wcielił się udatnie w postać szefa trupy aktorów. Wątpiącym, ale i pełnym gniewu Faustem ("O, jakże spartaczone jest dzieło stworzenia" - mówi) jest Edward Lubaszenko. Właściwie należałoby wymienić wszystkich wykonawców krakowskiego przedstawienia zaprezentowanego w Warszawie W Teatrze Rzeczypospolitej - są naprawdę doskonali.
Spektakl Starego Teatru idealnie łączy w całość wyśmienite aktorstwo, muzykę Zygmunta Koniecznego, taniec. Kpina miesza się w nim ze zwątpieniem, śmiech ze łzami, wesołość z dramatem. "To jest teatr, panie..." powtarza Schilling. Tylko - teatr?