Nie-Boska do oglądania
Sięganie przez nasz teatr po romantyków niejednokrotnie budzi pewne podejrzenia, bądź pytania dlaczego akurat teraz, z jakiego powodu i w jakim celu? Przyzwyczajeni zostaliśmy bowiem do poszukiwania i odnajdywania w inscenizacjach utworów romantycznych rozmaitych aluzji oraz analogii z dniem dzisiejszym.
Podobnie rzecz ma się z "Nie-Boska komedią" Zygmunta Krasińskiego. Napisana w roku 1832, przez następnych siedemdziesiąt lat uznawana była za poemat wyjątkowo "niezdarny scenicznie". Z początkiem XX wieku stała się jednak żelaznym punktem narodowej klasyki repertuarowej, a jej wystawiania podejmowali się najwybitniejsi polscy reżyserzy od Kotarbińskiego i Schillera poczynając, po Korzeniewskiego, Kreczmara, Swinarskiego czy Hanuszkiewicza. Niemal wszyscy inscenizatorzy "Nie-boskiej" starali się ją jakoś uwspółcześnić i nadać walor aktualności; odbiór natomiast zwykle nie wykraczał poza belferskie zastanawianie się nad "żywotnością" tradycji romantycznej i "wyciąganie wniosków na dziś".
Nowa inscenizacja "Nie-Boskiej" przygotowana w stołecznym Teatrze Dramatycznym przez Macieja Prusa (premiera odbyła się 12 stycznia) nie sprowokowała mnie do przewartościowania myślenia ani o romantyzmie i jego przydatności dla współczesnych, ani o zagadnieniach narodowej tożsamości i samoświadomości, które dzieło Krasińskiego uwypukla. Warstwa aluzyjna okazała się zaś w obecnej sytuacji nadzwyczaj mało nośna. I chyba dobrze: czas "Nie-Boską" odbierać normalnie - bez przydawania jej nadznaczeń, co reżyseria Prusa, na szczęście, nam umożliwia.
Nowy dyrektor Dramatycznego dowiódł przede wszystkim, jak bardzo "sceniczna'' może być "obowiązkowa" klasyka.
Trwająca niemal 3 i pół godziny inscenizacja "Nie-Boskiej" absolutnie nie męczy i nie nuży! Przeciwnie - wciąga swym klimatem, odważnymi, pomysłowymi i nowoczesnymi rozwiązaniami dramaturgiczno-scenograficznymi, przykuwa też uwagę pewną siebie, wyrównaną (choć może nie błyskotliwą) grą odtwórców nie tylko głównych (Henryk Machalica, Mariusz Bonaszewski, Dariusz Siatkowski), ale i drugoplanowych ról. Świadczy to wszystko o sporych możliwościach kształtującego się, nowego zespołu artystycznego, nękanego niepokojami o swą przyszłość (widmo prywatyzacji) - Teatru Dramatycznego. Być może o zaprezentowanie możliwości chodziło również. Jeśli tak - to Maciej Prus zaczął od małego sukcesu.