Mroczne, gęste, odrealnione
Kaliskie przedstawienie "Dziadów" w reżyserii Macieja Sobocińskiego pełne jest podskórnego, zmysłowego rytmu. To raczej impresja na temat Mickiewiczowskiego dramatu, a nie jego "kanoniczna" inscenizacja.
Wyjątkowo uroczysta i podniosła atmosfera panowała w niedzielę w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. Na widowni zasiedli przedstawiciele władz państwowych i kościelnych, czołowe postaci życia politycznego miasta i regionu, byli aktorzy, reżyserzy, dyrektorzy, dziennikarze i sponsorzy. Toalety pań pyszniły się w odświętnej iluminacji teatralnych wnętrz, a parking przed gmachem teatru pozostawał cały czas pod czujnym okiem siedzących w radiowozie policjantów. Właśnie przy okazji premiery "Dziadów" oficjalnie zakończono trwające cały poprzedni rok obchody 200-lecia założenia teatru. Niedzielna gala jubileuszowa była okazją do odsłonięcia pamiątkowej tablicy ku czci patrona kaliskiej sceny, a także do uhonorowania najbardziej zasłużonych dla niej osób. Złote Krzyże Zasługi otrzymało czworo długoletnich pracowników zaplecza technicznego (Wiesława Antczak, Genowefa Plewa, Wiktoria Czarnecka i Jan Grygielski), przyznano też kilkanaście Srebrnych i Brązowych Krzyży oraz okolicznościowe statuetki: Wojciechami 200-lecia uhonorowano m.in. Alinę Obidniak i Izabellę Cywińską, które kierowały teatrem w latach 60. i 70.
Dramat autorski
Nim jednak zaczęły się przemowy, gratulacje i życzenia, kurtyna podniosła się, by dostojni goście mogli obejrzeć pierwszą w tym sezonie premierę - "Dziady" Adama Mickiewicza. Spektakl wyreżyserował Maciej Sobociński - młody, ale obiecujący twórca, student IV roku Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST. Przedstawił on nieco karkołomną wizję Mickiewiczowskich dramatów: wątki z trzech części dzieła połączył we własną, autorską opowieść. Całe przedstawienie składa się z siedemnastu obrazów - wątki jednak przeplatają się i trudno znaleźć jakąś chronologię, odniesienie do ciągu zdarzeń znanych z lektury dzieła. Na przykład sceny "Wesele u Senatora", "Przesłuchanie" czy "Ego te exorciso" - pochodzące z III części "Dziadów" pokazywane są na przemian z kolejnymi fragmentami obrzędu przywoływania duchów zmarłych z II cz. dramatu. Reżyser zaakcentował także wątki związane z postacią Senatora, natomiast mocno okrojone były sceny rozgrywające się w celi więziennej Konrada. Tak powstało przedstawienie, które zapewne dostarczy wielu przyjemności teatromanom, ale, być może, sprawi nieco kłopotów tym, którzy chcieliby obejrzeć bardzo wierną inscenizację szkolnej lektury.
"Dziady" Sobocińskiego są mroczne, gęste, odrealnione. Tu granica między światem guseł i obrzędów a światem realnym jest bardzo płynna. Wątków mocno osadzonych w realiach jest w tym widowisku mało. Przemieszanie świata jawy i świata sennych wizji (czy może romantycznych majaków) pogłębia też scenograficzna i świetlna asceza: kiedy na scenie pojawia się Senator bądź przesłuchiwany Ksiądz Piotr - wszechobecny mrok rozjaśnia się tylko trochę. A gdy rozpięty na żelaznej kracie Konrad wędruje do góry. by wygłosić swój wielki monolog - jego słowa rozbrzmiewają niemal z ciemności, widać ledwie zarys jego sylwetki.
Guślarz jest Księdzem
Bardzo ciekawie reżyser obsadził postaci z różnych części dramatu: Maciej Orłowski gra rolę Guślarza z II części, by po chwili pojawić się w epizodzie z III części jako Ksiądz Piotr. Katarzyna Strojna pojawia się jako duch Dziewicy, ale i jako Dziewczyna. Złego Pana i zarazem Senatora gra Piotr Szulc, a Rollisonową i Kobietę z Guseł - Małgorzata Andrzejak. Dzięki fizycznej identyczności rozmywał się kontrast między postaciami rzeczywistymi a tymi przywoływanymi zza światów.
Przedstawieniu Sobocińskiego nie sposób odmówić podskórnego, zmysłowego rytmu. To żywe, pulsujące widowisko. W wywiadzie, którego reżyser udzielił wydawanej w kaliskim teatrze przy okazji premier gazetce "Garderoba", wyraził nadzieję, że spektakl zainspiruje do lektury tych, którzy nie przeczytali dotąd "Dziadów". Po obejrzeniu efektów jego pracy jestem o to spokojny.