Artykuły

Grafomańskie frazy dopisane poczciwemu Sofoklesowi

"Antygona" w reż. Marcina Libera w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

"Antygona" Marcina Libera w łódzkim Teatrze Nowym to rzecz o katastrofie. Także nowego polskiego teatru.

Sofoklesowi nie śniło się, że rzecz o sporze elit władzy, dotyczącym uroczystego pochówku, tragedia o tym, kto jest patriotą, a kto zdrajcą, zyska 2500 lat po premierze polski kontekst.

Marcin Liber odnosi się do zachowań Polaków po katastrofie smoleńskiej. Pomysł jest ciekawy, łódzki spektakl dotyka bowiem istoty tragedii. Nawet ci, którzy nie chcą być jej bohaterami, tak jak Antygona Agnieszki Kwietniewskiej w podpalonej sukni ślubnej, zmuszeni są przez los do zagrania tragicznej roli. Dla Libera aspekt gry jest najważniejszy w znaczeniu medialnym.

Sceny żałobnych uroczystości z cynową trumną są transmitowane przez kamery bezpośrednio na telebimy. Stąd szydercze chwyty zastosowane przez reżysera, przekazującego chwile histerii w krótkich telewizyjnych spotach - na pokaz. Tyle mocne, co niesmaczne są sekwencje z żałobnikami wskakującymi na trumnę. Niebanalny jest pomysł pokazania żałoby od strony kultu śmierci, zakorzenionego w polskiej tradycji, ale i we współczesnej popkulturze.

Śmierć w obu wymiarach sprzedaje się świetnie. Podkreśla to obecność w spektaklu Patryka Zwolińskiego z metalowego zespołu Blindead - wytatuowanego, w czarnej czapce i butach bundeswerkach. Niczym bestia skanduje słowa żałoby, wciągając do gry męski chór.

Reszta jest żenująca: głównie dopiski na marginesie Sofoklesa wykonane przez Marcina Cecko. Rozchwytywany dziś dramaturg, współautor udanej "Iwony", która właśnie wygrała opolską "Klasykę", dwa tygodnie temu nie zapanował nad literackim materiałem krakowskiego "Pocztu Królów Polskich", który został uznany za bełkot. Jednocześnie w Łodzi pracował nad kolejnymi grafomańskimi frazami. Aktorzy ciamkają je pod nosem do mikroportów. Może zawstydzeni? Lepiej byłoby je po prostu przemilczeć. Rzecz dotyczy bowiem śmierci dzieci pomijanych w szpitalnych statystykach i słynnej prowokacji Artura Żmijewskiego, który odnowił jednemu z więźniów Auschwitz numer obozowy.

Nie wiem, pod wpływem jakich substancji kwestie te zrymowały się dramaturgowi z "Antygoną". Gdyby jednak wysłać spektakl do Moskwy, jako przykład polskiej dyskusji wokół katastrofy smoleńskiej, dostarczyłby kolejnego dowodu, że Polacy to idioci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji