Artykuły

Rzecz o namiętności

Ostatni raz "Don Carlos" po­jawił się na polskiej scenie bodaj w Starym Teatrze w Krakowie w 1984 r. w reż. Laco Adamika z Anną Dymną i Krzysztofem Globiszem w rolach głównych. Z Fryderykiem Schillerem zma­ga się pan w swoim życiu zawo­dowym bardzo często i to z du­żym sukcesem. Ale od tej ostat­niej realizacji "Don Carlosa" mi­nęło niemal 20 lat, dlaczego się­gnął pan dzisiaj po ten tekst?

- Rzeczywiście, nie muszę w Gdańsku nikogo przekony­wać, że Schiller jest mi bardzo bliski. W 1988 wyreżyserowa­łem polską prapremierę "Wallensteina", która cieszyła się dużym powodzeniem widzów, choć mniejszym - trójmiejskiej kryty­ki. Ale kiedy wygraliśmy festi­wal schillerowski w Mannheim, uznano ten spektakl za przedsta­wienie roku. Do Schillera wraca­łem później często. Dla Teatru Telewizji zrealizowałem "Zbój­ców" z Mirosławem Baką, Jac­kiem Mikołajczakiem i Jerzym Bińczyckim - to była zresztą ostatnia rola telewizyjna pana Bińczyckiego a większość zdjęć kręciliśmy w zamku w Kroko­wej. Ważnym doświadczeniem była dla mnie "Intryga i miłość" zrealizowana w Amsterdamie w 1997 r. Spektakl został uznany za przedstawienie roku w Holan­dii. Wróciłem zresztą do "Intrygi i miłości" w teatrze w Katowi­cach. Generalnie jednak uwa­żam, że miarą wagi oferty, jaką teatr składa dzisiaj widzom, jest wyważenie proporcji. I jeśli roz­mawiamy z publicznością tylko poprzez literaturę współczesną - której nic nie zastąpi - jest to jed­nak oferta kaleka. Wchodząc w teksty wielkiej klasyki może­my się przyglądać - my podczas prób w teatrze, a mam nadzieję, że także widzowie w czasie spektaklu - myśleniu autora, problemom bohaterów, rodzajo­wi intrygi i zdawać sobie spra­wę, że tak naprawdę nic się nie zmieniło.

Oprócz kontekstu epoki.

- Zmieniła się konfiguracja spo­łeczna, kostium, czas... ale w przypadku Schillera, podobnie jak w przypadku Szekspira, ten historyczny kostium nie jest żad­nym żelaznym pancerzem, który uniemożliwiałby dotarcie do sztuki, a poprzez nią do widza. I może zabrzmi to paradoksalnie, ale im dłużej pracuję w teatrze, tym niechętniej dzielę te sztuki, które wybieram do realizacji na współczesne i klasyczne. To są po prostu drama­ty, które mnie in­teresują lub nie. Najważniejsze, by znaleźć w nich szansę na rzeczo­wą rozmowę z ak­torami i aby ich do tej sztuki prze­konać, a później przekonać wi­dzów, aby przy­szli na spektakl. W ostatecznym rezultacie nie ma przecież innego kryterium dla spektaklu niż widz w teatrze. I mam nadzieję, że historia Don Carlosa, czyli wspaniała, nie­mal sensacyjna opowieść o walce ojca z synem, mi­łości do macochy, wielkiej przyja­źni, świecie in­tryg i polityki - widza do teatru przyciągnie.

Don Carlosa zagra młody ak­tor Piotr Jankow­ski, który wła­śnie zdobył tea­tralną nagrodę za debiut w 2002 ro­ku.

- Dla mnie ten spektakl jest tak­że możliwością spotkania się na scenie różnych pokoleń aktor­skich. Zobaczymy w spektaklu tak wspaniałych, znanych akto­rów jak Stanisław Michalski, Krzysztof Gordon, Jerzy Kiszkis, Florian Staniewski. A obok nich bardzo zdolną młodzież - Piotra Jankowskiego jako Don Carlosa, Annę Kociarz jako Królową i Mo­nikę Chomicką w roli Eboli. I wreszcie Mirosława Bakę, którego uważam za aktora za­wsze młodego. Myślę, że jest to spotkanie, z którego może wynik­nąć coś dobrego, choć oczywiście efekt ocenią widzowie. Ale ja wierzę w taką pokoleniową wspólnotę w teatrze.

I oczywiście z premedytacją na koniec zostawiliśmy Halinę Winiarską, która zagra niemal stuletniego starca - Wielkiego In­kwizytora.

- Z Haliną Winiarską uwiel­biam pracować i pracuję niemal od swoich pierwszych kroków w Teatrze "Wybrzeże", a minęło od tego czasu... bagatela - 20 lat. Właściwie mało jest moich spek­takli, w których Halina Winiarska nie grała. Grała zresztą już u mnie męską rolę - Harona w "Wynalaz­ku miłości". Nie ma znaczenia czy Wielki Inkwizytor jest kobie­tą czy mężczyzną, właśnie dlate­go, że to stuletni starzec; ważny jest błyskotliwy umysł i dlatego mogliśmy sobie na taki rodzaj eksperymentu pozwolić.

"Don Carlos" to także dramat namiętności i władzy, ale czy rzeczywiście na dzisiejsze cza­sy?

- "Don Carlos" to przecież tak­że dramat o tym, co zrobić z odzyskaną wolnością, a to pro­blem ciągle w Polsce bardzo in­tensywny. Dramat o tym, gdzie jest granica tolerancji, za którą zaczyna się anarchia i kiedy próba ograniczenia tej tolerancji staje się dyktaturą, czy jakimś rodzajem "zamordyzmu"; obojętnie w jakich szatach i kolorach. To także polityczna sztuka mówiąca o tym, że kiedy wyczerpują się idee, to w ich miejsce wchodzą ideologie. I o tym, że właśnie dzięki namiętnością, które drzemią w człowieku, bywamy nieprzewidywalni. Ważne było dla mnie pokazanie w "Don Carlosie" próby miłości i przyjaźni. Np. Pułapki w jaką można wpaść , próbując tak jak Don Carlos podporządkować idee własnej prywacie - ale także kiedy przyjaźń zamienia się w manipulację, czy w ogóle mamy prawo do manipulacji w przyjaźni, którą nazywamy czasami troską. Mam nadzieję, że naszym własnym, bardzo ważnym akcentem w tej sztuce będzie sposób pokazania relacji miedzy Królową a Markizem Posą, który tak naprawdę darzy Elżbietę wielką namiętnością. Jest rozdarty między przyjaźnią do Don Carlosa, który kocha przecież Elżbietę i własną do niej miłością. Sam mówi, że "przyjaźń kończy się tam, gdzie zaczyna miłość".

Reżyserował pan "Don Carlo­sa" 15 lat temu w Teatrze Naro­dowym w Mannheim. Na ile dzi­siaj ten dramat się dla pana zmienił?

- Byłem wtedy młodym czło­wiekiem zza żelaznej kurtyny, któremu udało się wyreżysero­wać spektakl w ówczesnej RFN i zrobiłem przedstawienie z tam­tej perspektywy - właśnie o do­świadczeniu żelaznej kurtyny. W Niemczech przyjęto ten spek­takl bardzo przychylnie i w re­cenzjach pojawiły się sformuło­wania: "Polak bez strachu przed Schillerem". W spektaklu sprzed 15 lat ważne było dla mnie poka­zanie młodych ludzi uwikła­nych w system totalitarny. Dzi­siaj to interesuje mnie w "Don Carlosie" najmniej, bo jest oczywiste, wpisane w tekst. Słynne zdanie z początku dramatu - "Daj nam wolność myśli" - jest dla Niemców tym, czym dla nas "Litwo, Ojczyzno moja" albo szekspirowskie "Być albo nie być". Dziś w "Don Carlosie" szukam tego, co jest opowieścią o wolności, tolerancji i przede wszystkim namiętności, o nieprzewidywalności naszych zachowań w sytuacjach ekstremalnych. Ten mój reżyserski egzemplarz sztuki sprzed 15 lat jest zupełnie inny od dzisiejszego. To kompletnie inne teksty, z innymi skrótami, jakby skreślały to dwie inne osoby - ale to także przyglądanie się sobie po latach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji