Artykuły

W teatrach Wrocławia - "Henryk VI na łowach"

Komedia Wojciecha Bogusławskiego "Henryk VI na łowach" utrzymuje się w repertuarze polskich teatrów od blisko 200 lat. Wystawiona po raz pierwszy w Warszawie 8 września 1792 roku, bawiła później publiczność XIX stulecia, a także niejednokrotnie już widownię czasów dzisiejszych. Napisana dla sceny przez wybitnego człowieka teatru ma niewątpliwe walory dramatyczne - żywą akcję, ciekawą intrygę, barwne, pełne życia postaci.

Niestety, niewiele z tych dodatnich uwag można powtórzyć po obejrzeniu "Henryka VI na łowach" na scenie Teatru Polskiego. Trudno bowiem mówić o żywości akcji przerywanej - raz po raz wstawkami wokalno-baletowymi. Trudno też oceniać rysunek postaci, co do których nie bardzo wiadomo, czy są z komedii, czy z wodewilu. Przedstawienie rozpoczyna chórek pląsających dziewcząt z ludu i leśnych strzelców. Dopiero potem pojawiają się właściwi bohaterowie

Bogusławskiego - strażnik królewskich losów Ferdynand Kokl i jego syn Ryszard. opłakujący ukochaną Betsy, którą porwał i uwiódł bogaty milord. Jednocześnie gajowy zapowiada przyjazd króla Henryka na polowanie. Następne sceny, a więc powrót Betsy, spotkania strażnika Kokla z uwodzicielem dziewczyny i jego służącym, starcie gajowych z dworakami, są przeplatane konsekwentnie i z uporem wspomnianymi już baletowo-wokalnymi popisami. Na tym tle blado wypada, ważny dla akcji scenicznej moment -spotkanie Ferdynanda z królem, poprzedzone słynna arią Kokla "Kto żąda szczęścia od świata". Wzięty za dworzanina Henryk VI spędza wieczór i noc w prostej chacie. Nazajutrz, rozpoznany przez swoją świtę, feruje sprawiedliwe wyroki - gani uwodziciela, nagradza dziewczynę i jej ojca oraz mądrego strażnika Kokla. Tym wszystkim poczynaniom bohaterów towarzyszą oczywiście tańce i śpiewy. Ostatnia z zainscenizowanych piosenek pochodzi z schillerowskiego "Kramu z piosenkami" i jest bardzo dowcipna i wdzięczna, tylko zupełnie nie na miejscu. Podobnie jak nie no miejscu są pozostałe śpiewy i pląsy, którymi reżyser Maria Straszewska przyozdobiła przedstawienie. Jak by nie wierzyła, że sam Bogusławski zajmie i zabawi publiczność. Żenujący jest zresztą sposób ustawienia owych baletowo-wokalnych "ozdóbek". Wykonujące te partie dziewczyny i chłopcy wychodzą z rokokowych luster (jest to główny element niezbyt udanej scenografii Aleksandra Jędrzejewskiego) umieszczonych w tyle sceny, zwołują się nawzajem, a po skończonym "numerze" znikają. W chwilę potem bohaterowie podejmują przerwany dialog.

W sumie "Henryk VI na łowach" to przedstawienie chybione, zarówno w ogólnej koncepcji reżyserskiej, jak i w jej realizacji. Ratują ja nieco role Krzesisławy Dubielówny (Betsy), Igora Przegrodzkiego (Henryk VI), Stanisława Michalaka (Ferdynand Kokl) i Ferdynanda Matysika (Ryszard).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji