Artykuły

Emocjonalne pogo - mowa bez słów

"Nancy wywiad" w reż. Claude'a Bardouil z Nowego Teatru w Warszawie na XLVIII Przeglądzie Teatrów Małych Form KONTRAPUNKT w Szczecinie. Pisze Kinga Binkowska w Teatraliach.

Odbiór tego spektaklu można nazwać subtelnym, choć spektakl ten subtelnym wcale nie jest. Bardziej zagarnia ze wszystkich stron niż wciąga. Angażuje bezwiednie, a gdy już Cię pochłonie, zachwycony/-a frenetycznym i hipnotyzującym pięknem ludzkiego ciała nie chcesz, żeby się skończył. Porusza dogłębnie historią, która jest bardzo fragmentaryczna. Opowiada o miłości młodzieńczej, brutalnej, bez granic. Mówi o kontrkulturze, o ludziach młodych, agresywnych, pozbawionych zahamowań.

Historia Sida Viciousa i Nancy Spungen jest historią powszechnie, przynajmniej pobieżnie, znaną. Jeśli kiedykolwiek obracałeś/-aś się w kręgach tzw. "klimaciarzy" prawdopodobnie jest Ci ona doskonale znana. Jeżeli do tego, co wcale nie musi być paradoksem, lubisz dobry teatr i miałeś/-aś okazję obejrzeć na tegorocznym Kontrapunkcie "Nancy. Wywiad" podejrzewam, że jesteś pod wrażeniem. W każdym razie ja tak. Spektakl ten poruszył mnie podwójnie. Po pierwsze samą opowieścią, będącą dla mnie echem sentymentalnych wspomnień - znałam ją na wskroś/pamięć/z autopsji. Po drugie to doskonały teatr. Doskonały czyli jaki? W tym wypadku znaczy to tyle, co plastyczny, profesjonalny, nowatorski, ale nade wszystko emocjonalny i autentyczny. Pozbawione emocji i autentyzmu plastycznośc, profesjonalizm i nowatorstwo nie miałyby najmniejszego znaczenia. Wszak świat Sida i Nancy jest nieskończoną plątaniną silnych, prawdziwych emocji i uczuć.

Na scenie para oddaje się konwulsyjnym rytuałom. Język ciała dominuje nad płaszczyzną werbalną. W całym spektaklu Nancy wypowiada tylko kilka zdań i śpiewa piosenkę.. To ciało mówi głośno, dokładnie i wyraźnie. Bez słów potrafi oddać całą złożoność i tragiczność relacji między tą dwójką.Krzyczy, mruczy, szepce. Przeklina, powtarza, zacina się. Pozostaje bez ruchu, milknie - umiera. Claude Bardouil (który jest także reżyserem i choreografem spektaklu) oraz Magdalena Popławska uruchamiają rodzaj kreowania postaci właśnie poprzez konstrukcję ruchową. Sposób chodzenia, dotyku, odczłowieczanie ciała - w niektórych momentach Popławska rzeczywiście przypomina manekin. Kilkakrotnie drgawki i drżenia odczuwane przez aktorkę przechodziły w zupełną ciszę i były to momenty, w których miało się wrażenie, że to już koniec, że Nancy już nie żyje. A ona wciąż i wciąż wraca do życia, żeby po raz kolejny poddać się histerycznym atakom. Mnogość prezentowanych skrajnych stanów emocjonalnych, destrukcyjnych i autodestrukcyjnych zachowań potęguje ich powtarzalność. Nancy uporczywie powraca do punktu na samym dnie po to, ażeby zaraz znaleźć się tam znowu. W tym spektaklu, który cechuje brutalny erotyzm, została odegrana chyba najpiękniejsza scena miłosna, jaką miałam możliwość do tej pory zobaczyć w teatrze - ta, w której mężczyzna i kobieta mają na sobie założone jedne spodnie, po jednej nogawce każde. Oddanie przez aktorów bliskości, namiętności i czułości w tej scenie, zachwyca. Zresztą sylwetki aktorów przybierają momentami zupełnie dziwaczne kształty, które w kuriozalny sposób oddają całą degenerację i

degrengoladę "pokolenia" buntowników z ćwiekami.

Na spektakl składa się również muzyka. Grana na żywo przez Pawła Andryszczyka i Adama Walickiego potęguje doznania estetyczne i dodatkowo wiąże aktorów z odbiorcami. Nadaje rytm, wprowadza mikrowibracje odczuwalne także na widowni. Chwilami delikatnie nastraja, przy mocniejszych brzmieniach podnosi puls, pobudza. Po scenie bezceremonialnie pałęta się kamerzysta, który dodatkowym okiem próbuje uchwycić i uwydatnić rodzące się w konwulsjach afekty - wyświetlane bezpośrednio na ekranach. Na nich sa niekiedy pokazywane także urywki z koncertów ze zbliżeniami na publiczność. Szczególnym momentem, który powstał właśnie dzięki użyciu kamery, jest najazd na widownię teatralną (w odpowiednio szybkim tempie), która przez ułamek sekundy na ekranach jawi się jako publika koncertu punk rockowego. Równie obcesowo co kamerzysta wkracza charakteryzatorka, która robi makijaż Nancy w chwili, gdy Sid tarza się po podłodze. Ciekawe w tych zabiegach - wprowadzania osób trzecich na scenę (już nie tylko widz i nie tylko aktor) - jest to, że wcale nie ujmują siły wyrazu całości. Wprost przeciwnie, podkreślają naturalność i autentyczność tego, co dzieje się na deskach. Tutaj byle mucha nie wytrąci nikogo z równowagi. Zresztą jak można wytrącić coś, co już dawno zostało wytrącone i wyrzucone poza wszelkie możliwe granice?

Spektakl jest mocny, poruszający. Obrazuje mentalność określonego środowiska, przy czym nie jest to obraz wymyślony, wydumany. Na tyle, na ile kontrkultura mogła zakorzenić się w kulturze, na tyle ten obraz nie mógł być bardziej autentyczny. Jedynym mankamentem może być to, że co poniektórych wtajemniczonych opuszczających spektakl od samych wspomnień mogły rozboleć karki. Nancy, I love you,- na pewno Cię zapamiętam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji