Od logiki do absurdu
PANI: Dlaczego pierwszeństwo oddał Pan Genui?
Jerzy Stuhr: Bo tam chcieli wystawić "Wielebnych". Polskie teatry narzekają na brak repertuaru współczesnego, ale nie kwapiły się z wprowadzeniem na afisz mającego dwa lata utworu. Pewnie dyrektorzy przestraszyli się drażliwych wątków: kościelnego i żydowskiego. Genua się nie ulękła. Na premierę przybył Mrożek (który mieszkał 5 lat w tym mieście). Komplementował aktorów. Widownia była zapełniona przez trzy tygodnie; przychodziła i młodzież, i panie w pelisach. Recenzenci ocenili przychylnie przedstawienie. Grałem w nim rolę profesora Wilkinsona - obok aktorów włoskich.
Co Pana zaintrygowało w "Wielebnych"?
- Chciałem oddać honor Sławkowi za podjęcie tematu dotykającego tolerancji, wciąż istniejących podziałów społecznych. Cenię Mrożka za specyficzny rodzaj poczucia humoru, język, zaskakujące gry formą. Akcja "Wielebnych" balansuje między logiką a absurdem, kpiną, szyderstwem. Rada parafialna miasteczka w Nowej Anglii znalazła się w trudnej sytuacji; musi wybrać proboszcza spośród dwóch kandydatów, z których jeden okazuje się Żydem, a drugi kobietą. U Mrożka nie ma sytuacji jednoznacznych.
Jaką reakcję na "Wielebnych" przewiduje Pan w Krakowie?
- Polska publiczność, wychowana w duchu Witkacego, Gombrowicza i Mrożka, "pływa" swobodnie w wieloznaczności. Pozwolę więc sobie na mocniejsze zaakcentowanie purnonsensów, zrozumiałych dla Polaków. Wielebną Glorię Burton zagra na krakowskiej scenie Ewa Kaim, która była moją ulubioną studentką, a wielebnego Ryszarda Blooma - Piotr Grabowski, też znany mi ze szkoły teatralnej.